Details
Nothing to say, yet
Details
Nothing to say, yet
Comment
Nothing to say, yet
Today we have Piotr Dams-Pastor from the church in Półtusk as our guest. He talks about the importance of having a joyful atmosphere in church and not treating it like a funeral. He also emphasizes the concept of God's grace and how it enables us to do more. He uses the analogy of a table, where some people settle for the crumbs that fall off while others reach for the abundance that is available. He talks about the obstacles we face in seeking more from God and encourages us to let in the light and air of Christ's presence in our lives. He shares the story of Jesus meeting the Samaritan woman at the well and emphasizes that Jesus knows everything about us and wants to bring us freedom and truth. He concludes by reminding us that God knows us intimately and wants us to worship Him in spirit and truth. Gościmy dzisiaj Piotra Damsa-Pastora z kościoła w Półtusku. Zaproszę go teraz, żebyś podzielił słowem. Dziękuję. Chwała Bogu. Uśmiechnijcie się. Co wy za ty sztywni. To nie jest warsztat wśród wszystkich sztywnych. Ja zawsze w kościele mówię, że jak jest taka atmosfera... Nie mówię, że jest zła, ale mówię, że nie jesteśmy na stypie. Tak? Nie jesteśmy na stypie, tylko jesteśmy w kościele. Jest taka pieśń... Piotr... Zapytałem się, co mogę przywitać. Piotr na pewno zna tą pieśń, bo pochodzi z podobnych klimatów, w których ja się nawracałem w Kościele Ewangelicznym Chrześcijan. Często śpiewano taką pieśń. Czyś słyszał, że kościół jest? Żeby. Halleluja! Ja wam dzisiaj nie dam zasnąć. Cieszę się, że tu jestem. Dobrze cię, Piotr, widzieć. W ogóle wszystkich was dobrze widzieć. Słuchajcie, będzie ogień. Będzie wam się paliło pod tyłkami dzisiaj. Jesteście gotowi? Jesteście gotowi? Słuchajcie, bo ja zrozumiałem, że w kościół się nie można bawić. A kościół to nie instytucja, tylko ciało Chrystusa, które ma konkretne zadanie. Tak było tutaj powiedziane wiele takich fajnych, cudownych fraz, takich rzeczy. Ja troszkę tak pozwolę sobie wrócić do wczorajszej grupy domowej. Myślę, że ci, którzy byli, to chyba potwierdzą, że był dobry czas. Ale chcę wam powiedzieć, że od trzech lat, blisko trzech lat, moja służba diametralnie poszła w zupełnie inną stronę. Od wielu lat jestem takim głosicielem Bożej łaski. I Boża łaska to jest w ogóle dla mnie temat rzeka. I mógłbym tu mówić, ale też Boża łaska uzdalnia nas już do działania. Bo ja zrozumiałem, że sozo, czyli zbawienie sozo, to nie tylko uzdrowienie, nie tylko zbawienie, nie tylko uzdrowienie, ale też uwolnienie i pocieszenie i zaopatrzenie. Sozo to w zbawieniu mamy więcej niż nam się wydaje. Patrzę na ten stół. Patrzę na ten stół i on dosyć fajnie wygląda. I teraz tak. Ja mówię o swoich doświadczeniach. Nie musicie się z nimi zgadzać. Ale moje doświadczenia z Bogiem były takie, że ja często osiągałem to, co spadało ze stołu, niż to, na co na stole było. Ja się zadowalałem tym, co spada ze stołu i cieszyłem się, że mam coś. A stół był również dla mnie przygotowany. Mogłem swobodnie sięgać tam. Wielu chrześcijan niestety zadowala się tylko tym, co spadnie ze stołu. I mówią dzisiaj dostałem okruchy. Mam nadzieję, że jutro dostanę więcej. A wiecie, a Boży stół jest zostawiony. Tylko sięgać. Tylko sięgać. I dzisiaj chciałbym troszkę o przeszkodach. O przeszkodach w sięganiu po więcej, bo jest więcej. Wiecie, jak byłem młodszy, trochę młodszy, był taki film, Akademia Pana Kleksa, podróże Pana Kleksa i Pan Kleks w kosmosie. Kto pamięta taki film? Chodziliście do kina tam. I w podróżach Pana Kleksa jest taki moment, kiedy Pan Kleks przybywa tam z krainy Karateków, bo zostaje wezwany. I idąc po drodze do króla, przychodzi przez komnatę, w której płacze taki chłopiec. W zadymionej komnacie, przyciemnione okna. I stoją nad nim, nad tym chłopcem, nad tą kołyską, różni ludzie. Wczarują, machają, śpiewają. Ktoś ptaszki trzyma w rękach, prawda? I próbują uspokoić dziecko. I im się nie udaje. Sobie myślę, Boże, ile ten dziecek musiał ryczeć. A Pan Kleks wchodzi i mówi tak. Macie dwie minuty na opuszczeniu tego lokalu. Po czym otwiera okno. Wpada światło. Powietrze. I kiedy Pan Kleks zachodzi przed królem, mówi, jak ty to zrobiłeś, że mój syn nie płacze. A on mówi, wystarczyło wpuścić trochę światła, trochę powietrza i przyda się mu opieka jego mamy. To jest pewna analogia do naszego życia chrześcijańskiego. My możemy mieć trochę przyciasne ubranko religii. Jest nam trochę ciasno, ale już jakoś się przyzwyczailiśmy w tym chodzić. Pomyślimy, że już innego ubranka nie ma. A wiecie, z pewnych ubrań trzeba wyrosnąć. Nie całe życie będziemy chodzić w pieluchach. Trzeba wpuścić światło do swojego życia. Światło Chrystusa, światło Ewangelii. I co najważniejsze, wpuścić powietrze. Żebyśmy zaczęli oddychać głęboko. I nasza dusza, nasze ciało doznaje pokoju. Potrzebujemy światła i powietrza. Chcę wszystkim, żeby Pan Bóg był uwielbiony przez nasz pokój. Bo owocem Ducha jest też pokój. Jest taka historia o Samarytanach. Nie będę czytał całej tej historii, bo większość z Was zna. Może tak w skrócie tylko przeczytam kilka fragmentów. Generalnie historia ma się tak, że Pan Jezus jest napisany, że musi przejść przez Samarię. Jak wiecie, w tamtych czasach Żydzi raczej stronili od Samarytany. To były raczej dwa wrogie plemiona. I raczej oni od siebie, no Żydzi mieli się za lepszych, o wiele lepszych od innych. Więc czymś złym było, aby przychodzić przez Samarię, bo to było dla nich takie przekleństwo. Oni trzymali się z dala. Więc jest napisane, że Pan Jezus musiał przejść. Wiecie, czy macie świadomość tego, że w naszym życiu przez pewne miejsca musimy przejść? Są ludzie, którzy się bronią, całe życie bronią się i mówią, ja tam nie pójdę. Ja przez to nie przejdę, bo to nie jest dla mnie. Niech inni to zrobią. Są lepsi. Wiecie, że wiele kilometrów Żydzi musieli nadrobić, idąc przez Samarię mieli bardzo blisko. Ale oni woleli iść naokoło. I co wam powiedzieć? Wielu ludzi woli iść naokoło, niż iść skrótem, żeby się nie pobrudzić. Żeby się nie pobrudzić, żeby się nie skalać. A Pan Jezus, no jest napisane, że Pan Jezus musiał przejść przez Samarię. No i czytamy tam, że Pan Jezus zaszedł, usiadł przy studni Jakuba. Uczniowie w tym czasie poszli zrobić zakupy. Gdzieś do marketu może. Wracają. No, Pan Jezus pewnie jest głodny. Pospieszmy się. No i czytamy, że Jezus kiedyś siedział przy tej studni. Spotkał kobietę, która przyszła zaczerpać wody o 12 godzinie w południe. Wiecie jaka jest temperatura w Izraelu w południe? O tej porze roku możemy się domyśleć. No, bardzo ciepło. Tej ludzie stronią od takich temperatur. Kiedyś byłem na konferencji z bratem Davida Wiggersona we Włoszech. To było w czerwcu i było naprawdę gorąco. Ja się zastanawiałem, dlaczego sklepy we Włoszech są pozamykane o 13 godzinie. A oni po prostu, wiecie, cappuccino i w chłodnych, klimatyzowanych lokalach siedzieli. A markety, wszystkie sklepy były pozamykane po prostu. Ludzie mieli czas, dopiero wieczorem, po południu się życie tam rozkręcało. To podobnie. Ludzie po prostu chowali się przed słońcem, pod wysoką temperaturą. I szaleństwem było iść, chciałbym zwrócić uwagę, jak poza miasto, po wodę. Przecież w mieście też były studnie i można było swobodnie tę wodę czerpać. Natomiast coś zmusiło tą kobietę do tego, że postanowiła iść daleko za miasto, po wodę, do swojej rodziny. Kiedy ona przyszła, na miejscu był już Jezus, usiadł sobie i czytamy takie słowa. I wtedy z Samarii przybyła pewna kobieta, chciała zaczerpnąć wodę. Jezus poprosił, daj mi pić. Bo właśnie Jego uczniowie udali się do miasteczka na zakupy. Co się stało, zapytała kobieta. Ty, Żyd, prosisz mnie z Amerykanką o wodę? Żydzi bowiem nie utrzymują kontaktu z Amerykanami. Jezus odpowiedział, gdybyś znała dar Boga i wiedziała, kim jest Ten, który cię prosi, daj mi pić, sama prosiłabyś Go, a On dałby ci wodę żywej. Panie, zauważyła kobieta, nie masz nawet czerpaka, a studnia jest głęboka. Skąd więc masz tą wodę żywą? Czyżbyś Ty był większy od naszego Ojca, Jakuba, który dał nam tę studnię, sam z niej pił, jego synowi, jego stada? Jezus odpowiedział, każdy, kto pije tę wodę, znów będzie odczuwał pragnienie. Lecz ten, kto się napije mojej wody, nie zazna pragnienia na wieki. Woda, którą ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody otrzyskającej życie wiecznym. Kobieta poprosiła, Panie, daj mi tej wody, abym już więcej nie prógnęła i nie przychodziła do tej studni. Jezus powiedział do niej, idź, zawołaj swego męża i wróć tutaj. Wówczas kobieta powiedziała, nie mam męża. Jezus na to, dobrze mówisz, męża nie masz. Miałaś bowiem pięciu mężów, a ten, którego teraz masz, nie jest twoim mężem. Powiedziałaś prawdę. Panie, zauważyła kobieta, widzę, że jesteś prorokiem. Nasi ojcowi na tej górze oddawali cześć Bogu. Wy natomiast mówicie, że w Jerozolimie jest miejsce, gdzie należy to czynić. Jezus powiedział, kobieto, wierz mi. Nadchodzi godzina, gdyż ani na tej górze, ani w Jerozolimie nie będziecie oddawali czci Ojcu. Wy czcicie to, czego nie znacie. My czcimy to, co znamy, bo zbawienie pochodzi od Żydów. Lecz nadchodzi godzina, a właściwie nadeszło już, gdy prawdziwi czciciele będą czcili Ojca w duchu i w prawdzie. Takich właśnie czcicieli Ojciec sobie szuka. Bóg jest duchem, dlatego ci, którzy Go czczą, powinni to czynić w duchu i w prawdzie. Kobieta powiedziała, wiem, że ma przyjść Mesjasz, to znaczy Chrystus. Gdy On przyjdzie, wszystko nam wyjaśni. Jezus na to, ja jestem Nim, który z Tobą rozmawia. Wtedy przyszli Jego uczniowie i byli zaskoczeni, że rozmawia z kobietą. Żaden jednak nie powiedział, o co pytasz, ani dlaczego z nią rozmawiasz. Kobieta natomiast zostawiła swój zban, pobiegła do miasta i zaczęła rozpowiadać Chodźcie, zobaczcie człowieka, który mi powiedział o wszystkim, co zrobiłam. Czy to nie jest Chrystus? Wyszli zatem z miasta i ruszyli w Jego stronę. Ta historia, przynajmniej mi, ale mam nadzieję, że nam w większości również, pokazuje, że Jezus wszystko o nas wie. Że Jezus doskonale zna Ciebie od urodzenia. On wszystko o Tobie wie. Nawet jak tu siedzisz i On zna teraz Twoje myśli. Wiesz, czym się zmagasz. Wiesz, z czym walczysz. Wie, że ponosisz porażki. Wie, że ponosisz zwycięstwa. Wie, kiedy wstajesz. Wie, kiedy się kładziesz. Ostatnio powiedziałem kazanie w moim kościele o Bogu, który zna liczbę naszych włosów na głowie. On doskonale zna Ciebie. Ilu z nas może od czasu do czasu czoczy jakąś walkę, myśli, poczucie samotności, poczucie odrzucenia. Historia, przeszłość ciąży na nas. Z jednej strony uwielbiamy Boga, uśmiechamy się, a z czasem przychodzi przeszłość albo różne sytuacje próbują nas zdopać, skoczyć do gardła i przypomnieć nam o naszej przeszłości, o naszej tożsamości, o naszym pochodzeniu. W drugim liście Tłumotusza 1.7 jest napisane Albowiem nie dał mi Bóg ducha bojaźni i dokładnie tam jest fajnie to wytłumaczone. Bojaźń oznacza tchórzostwo, pochliwość, objawy zaszczycenia. Lecz dał mi ducha jakiego? Mocy, uwaga, ducha mocy i miłości. I powściągliwości, czyli samokontroli i dyscypliny. Kiedy miałem 12 lat uprawiałem taką dyscyplinę sportową, uwaga, hokej na trawie. Tak jest taka dyscyplina sportowa w Pomorzaninie Toruń. Chodziłem regularnie, trenowałem. W zimę trenowaliśmy na hali, wiosna do późnej jesieni na trawiastym boisku. Kontuzjogenny sport, bo jak dostałeś taką ciężką piłką w nos, ja na przykład dostałem to myślałem, że nie nazywam się Dams tylko Kowalski. I wiecie, pamiętam jak trener powiedział, trenuj, trenuj to pojedziesz z nami na pierwszy mecz na wiosnę. Na hali trenowaliśmy, pamiętam przeszliśmy na boisko, było dosyć ciepło, zaczęliśmy trenować i trener mówi z biurka w niedzielę o 15.00 jedziemy do Gąsawy. Wiecie gdzie jest Gąsawa? Żnin, Gąsawa, Bory Tuwolskie bardziej takie klimaty. Nie, koło Bydgoszczy niedaleko. Wyskupin coś tu mówi, tak? O, to te rojony, tak, tak. Tak, odświegał, odświegał, tak. I wiecie, i moja mama, ja się tak cieszyłem, że jadę na ten mecz, spakowałem się, wziąłem tą laskę, spokojnie to taki kij, tak się nazywa, do grania, laska się na to mówiło. Wziąłem tą swoją laskę, wziąłem, mama mi przygotowała, słuchajcie, uwaga, kotlety mielone, kanapkę z masłem, ogórka kiszonego i oranżadę w woreczku, tym może niektórzy, dla takich słodomutrych było kiedyś oranżada w woreczkach. Raryta, prawda? I z taką dumą idę na ten stadion i stoi, myślałem, że to będzie jakiś duży autobus, a to był taki minibus, razem z kierowcą i z trenerem mogło wejść 12 zawodników, a wiecie, ilu nas było? Trzynastu. Czyli ktoś nie mógł pojechać. Więc trener z automatu wyznaczył ośmiu podstawowych graczy, którzy naprawdę byli dobrzy i oni sobie wsiedli do autobusu, no zostało nas czterech. No i potem mówi do drużyny tak, a teraz wy wybierajcie, kto będzie wsiadał. Ja byłem pewny, że załapię się na ten mecz, bo obok mnie stał chłopak, który dopiero co zaczął trenować. Pomyślałem sobie, no chyba jestem lepszy, więc chyba nie będą mieli wątpliwości co do tego, że powinienem grać w ten mecz. Tak bardzo chciałem grać. Po co trenowałem? No i wchodzi dziewiąty, dziesiąty, jedenasty i zostało nas dwóch. Zgadnijcie, kto pojechał. No nie ja. Wiecie, mam to dzisiaj jak dziś przed oczami. Są szydery, dwa szyby. Ten szyderczy uśmiech ze drzwi, zamykającego się busika i odjaśniającego, a ja stojącego z tą laską i tymi koszulcami mielonymi. I wiecie co? Usiadłem, potem stałem, idę w stronę domu, rozpakowałem te koszulki mielone i zacząłem je przełykać razem ze łzami. Nie było nic gorszego jak poczucie odrzucenia. I pierwsze co sobie powiedziałem to, że nigdy więcej już nie pójdę grać. Czułem się niechciany, odrzucony. Wiecie, to taką dużą traumę w moim życiu zostawiło, bo jak coś wkładasz w serce i pasję, nagle ktoś mówi, nie chcę być ja. Nie to, że ja się nie nadawałem, po prostu nie chciałem być. I bardzo długo musiałem się z tym zmierzyć. Ale kiedy przełykałem te kotlety i tak płakałem, pomyślałem sobie o mojej mamie, która smażyła te kotlety z taką miłością. I sobie pomyślałem, dobrze, że mam moją mamę. Nieważne, dobra, nie pojechałem, ale mam mamę. Jak przyszedłem do domu, to ona mówiła, a co ty tu robisz? Nie pojechałeś? Ja mówię, mamo, nie pojechałem. Ale dziękuję ci, że jesteś. Przytuliłem i się rozpakałem. Wiecie, wielu chrześcijan doświadcza takiego odrzucenia. I trudno im się jest później pozbierać i powiedzieć, kiedy słyszysz wariata za kazalnicą, który mówi, słuchaj, Bóg ma więcej. Kiedy zostałeś ograbiony z twojej tożsamości, z prawdy. Kiedy ktoś ci mówi, że czegoś już nie ma albo nie nadajesz się. Bóg nie dał ci mi ducha bojaźni. Kiedy tak pływałem w objęciach Bożej łaski, pomyślałem sobie, Boże, czy w moim życiu jest coś więcej niż tylko teoria? Boże, ja potrzebuję, żeby w moim kościele i wszędzie, gdzie usługuję, żeby się coś działo. Nie chodzi mi o fajerwerki, żebyście mi źle nie zrozumieli. Chodzi mi o to, żeby pokazać, że Kościół jest żywy. Ja troszkę będę powtarzał z tym, co wczoraj na grupie powiedziałem. Nie gniewajcie się, ale niektórzy z tego nie słyszeli. W Ewentacie Boże Słowo mówi, że Bóg przez Kościół chce światu co pokazać, co objawić? Różnorodną mądrość Bożą. W jaki sposób Bóg ma to pokazać? Przez słowa? Apostoł Paweł oskarżany o cielesność, o to, że żyje na sposób cielesny, powiedział do tych, którzy mu zarzucali, że żyje na sposób cielesny. Inaczej, grzeszny. Rozumiecie? Apostołowi Pawłowi zarzucili, że żyje na sposób cielesny. To się zastanawiam, co ten Paweł musiał robić, żeby prowokował tych zwierzących ludzi? I on powiedział tak, kiedy przyjdę do was, nie zmierzę się z tym, co mówicie, ale zmierzę się z waszą mocą. Bóg i Królestwo Boże będzie konfrontowało ten świat z Bożą mocą. Ludzie mają już dużo informacji. Ludzie mają dużo wiedzy, ale nie ma mocy. I powiedziałem do Boga tak. Boże, albo w moim życiu się coś dzieje, albo po prostu koniec. I Bóg przyszedł do mnie z taką myślą, żeby modlić się o uzdrowienie. Miałem kontakt też z Roszkiem Korzeniewskim, więc on troszkę mnie zapalił w tym temacie. Więc powiedziałem, dobrze Boże, zobaczymy jak to działa. Ale nic, raz się modlę, uzdrowienia się nie dzieje. I trzeci raz, w końcu powiedziałem dość. I poszedłem na bardzo długi bunt z Panem Bogiem. Stanąłem w domu i zacząłem się drzeć i powiedziałem tak. Panie Boże, ja nigdy w życiu nie stanę w kościele i nie będę mówił o uzdrowieniu. Nie będę okłamywał ludzi. Nie będę ludziom dawał fałszywej nadziei. To po prostu nie działa. Nie będę tego robił. Boże, wybacz mi. Nie będę mówił o zbawieniu, bo to jest bardzo bezpieczne. Bo to jest bezpieczne. No bo wszyscy chcemy iść do nieba. Tak? Ale mówić o uzdrowieniu i modlić się, jeżeli się nic nie dzieje. Panie Boże, sorry, wysiadam na tym przystanku. Trzy miesiące skrwiłem w takim buncie. Powiedziałem, nie chcę, nie będę. I naprawdę nie mówiłem nic. W pewnym momencie byłem pod prysznicem i usłyszałem takie słowa. Przestań gadać. Zacznij działać. Przestań gadać. Zacznij działać. Pozwólcie, że przypomnę tą historię Anity. Dzisiaj ona wstawiła na Facebooku nowe zdjęcie. Nie mam teraz czasu, żeby wyszukiwać na Whatsappie zdjęcie w momencie, kiedy byłem w nią w szpitalu. Tak krótko jeszcze Wam powiem. Tacy znajomi z Irlandii wstawili taką informację, że jest dziewczyna chora na raka z Kielc. Anita ma na imię, matka dwójki dzieci, mąż. Żeby się o nią modlić. I nie wiem, co mnie tknęło. Ja napisałem do tego Sławka i powiedziałem, słuchaj, ja mogę jechać do tego szpitala. Szpital się znajdował na Mokotowie. Onkologiczne. Coś wypadło. Coś wypadło. I wiecie, to jest to szaleństwo. Lekarze dawali jej pół roku. Pojechałem i zadzwoniłem do tej dziewczyny przed szpitalem. Ona powiedziała, że będzie czekać tam na dole na mnie w korytarzu. Że będzie z takim pałąkiem, takim wiecie, z tą... Ty mi to znowu fajnie wczoraj podpowiedziałaś. Jak to? Kroplówka. Z taką kroplówką. Z takim wiecie, złączeniem tutaj różnymi kablami. I wiecie, w tym szpitalu kiedy szedłem, to te maski, bo to jeszcze okres taki pandemiczny. I zobaczyłem mnóstwo ludzi, nie? Do przychodni onkologicznej, czekających na badania, wyniki i tak dalej, i tak dalej. I potem wejście na oddziały różne. Tu jakieś bloki operacyjne, tu takie różne. Szpital stricte onkologiczny. Zobaczyłem ją i zobaczyłem tak zniszczoną... Jak ja zobaczyłem zdjęcie, które oni mi przysłali. Jak ono, wiecie, takie hollywoodzkie zdjęcie. Uśmiechnięte szerokie zęby. Uśmiech taki amerykański. I wiecie, mówię, wow, jaka wspaniała, cudowna rodzina. I nagle widzę na korytarzu dziewczynę, która stoi oparta o ten pałąk. Chuda, wychudzona. Blada. Ja podchodzę do niej i mówię, witaj, to ja. Ona mówi, gdzie pójdziemy się modlić? Ja się pytam, gdzie pójdziemy się modlić? Ona mówi, do kaplicy szpitalnej. Poszedłem do kaplicy szpitalnej. Były takie dwie kobiety, które akurat pamiętam, że dwie, modliły się na różańcu. I zacząłem, wiecie, ja się tam... Ja się zacząłem drżeć tam. Ja powiedziałem, słuchaj, zrobimy dwie rzeczy dzisiaj. Pierwszą rzecz, jaką zrobimy, to pomodlimy się o Twoje zbawienie. Upieczemy... Pieczeń, tak, dwie pieczenia na jednym ogniu. O zbawienie i uzdrowienie. Kiedy położyłem na nią ręce, to ja się tam... No, darłem się, tak trzeba powiedzieć. Spojrzałem na te panie, które się na modlitwę drżyli. No i... Pan się modlił. I ona w pewnym momencie... Trzymałem ją za ręce i ona zaczęła w pewnym momencie krzyczeć, bo mówi, że czuła tak, jakby ktoś palnikiem jej wypalał tutaj. Ja mówię, nie puszczaj tych rąk. Mówię, modlimy się. Dalej, modlimy się. Nie przestawaj, nie bój się. Kiedy skończyliśmy modlitwę, ona powiedziała, że pierwszy raz w życiu czegoś takiego doświadczyła. Takiego Bożego dotyku. Że ona już teraz wie, co to znaczy Boża obecność. Że ona słyszała gdzieś tam, ksiądz jej kiedyś powiedział, że jesteś takiego jak Boża obecność. Była w świątyni Salomona. Boża obecność. Ona mówi, ja obuczyłam Bożą obecność. Ja nie wiedziałem, że tak można poczuć. Dwa miesiące czekała na wyniki i pisała do mnie tak, no nie wiem, czy zostałam uzdrowiona. Wiecie, co jest najgorszą rzeczą? Jak na przykład masz wyznaczoną karę. Jak moja mama powiedziała tak, wrócisz ze szkoły, dostaniesz kablem. I wiecie co? Ja się nie bałem tego kabla. Ja się bałem, to najgorsze było dla mnie to oczekiwanie na ten kabel. To oczekiwanie na karę, na wyrok jest najgorszą rzeczą. Bo człowiek wtedy najwięcej walki toczy. Najwięcej strachu. A okazało się, że trzy różne konsylia, to się nazywa, tak? Lekarskie. Zebrały się w Poznaniu, we Wrocławiu, gdzieś tam chyba, gdzieś w Łodzi. Nie mogli dojść do tego, jak to możliwe, że kobiecie, której powiedziano, że nie będą już nic podawać, bo już nie ma sensu, dali jej pół roku życia. Czarno na białym dokumenty mówią wszystko. Ona mówi, ja nie chcę umierać, mam dzieci, mam męża. Chciałbym jeszcze pożyć. I ona do mnie pisze, pastorze, nie mam odwagi zadzwonić, bo po prostu nie przyjdzie mi to przez usta. Jestem zaryczana. I to przed nabożeństwem mi napisała. Cud. Dostałam wyniki biopsji, rezonansu, dobrze mówię, i te różne rzeczy. Tomografii. Nie ma żadnej komórki rakowej. Halleluja. I wtedy, od tamtego momentu, poszło już jak lawina. Powiedziałem, dosyć czajenia się. Boże, nie ma. To już nie będę czajnikiem. Nie chcę być czajnikiem. Nie bądź czajnikiem. Nie musisz się czaić. Masz potężnego Boga. Bóg jest dobry. Halleluja. To, co powstrzymuje ludzi przed takiego różnego rodzaju działaniem, to to, że ja też to powtórzę. I zawsze powtarzam tam, gdzie jestem. I zawsze to powtarzam. Nie tylko tu, ale wszędzie, gdzie jestem, zawsze mówię. Jeśli chcesz być używany przez Boga, musisz stracić dla Niego twarz. Nie ma innej opcji. Wiesz, co znaczy stracić twarz w oczach innych? Stracić twarz to jest działać na przekrój temu, co mówią ludzie. Nawet w kościele. Nawet w kościele spotkasz się z opozycją, która ci powie, to już nie działa. Tego już nie ma. Zostaw to. Nie dawaj ludziom nadziei. Falszywej. I powiedziałem sobie, Boże, ja tak nie chcę. Strach. Strach powoduje i sztyt, że nic się nie wyjdzie, że wyjdę na tak zwanego głupka. Ja tak miałem. Nie będę się modlił o uzdrowienie, bo wyjdę na głupka. Już tyle się modliłem, a potem dzwonię i co? Zmieniło się coś? Nie, pastorze, nic się nie zmieniło, ale dziękuję za modlitwę. A mnie nie interesuje podziękowanie. Podziękować to mi może córka za lizaka. To musi działać. Albo działa, albo nie działa. Albo, Boże, słowo jest prawdą. Kiedyś w Łodzi mówiłem, stanąłem i mówię, będę mówił o uzdrowieniu. Oni mówią, o, ciężki temat. Ja mówię, a wiecie, co to jest? Oni wszyscy mówią, tak, Biblia. Ja mówię, halleluja, to jest Biblia. A czy wierzysz, co tu jest napisane? Tak, wierzę. Ja mówię, no to nakładaj ręce i uzdrawiaj. Cisza. W jednym z warszawskich kościołów byłem zaproszony. Pastora nie było, żona pastora była. W lato. Ja mówię, a dzisiaj będziemy się modlić o uzdrowienie. Halleluja, super. Mówię, ale ja nie będę się o was modlił, to wy będziecie się o siebie modlić. A oni mówią, ale nie ma pastora. A ja mówię, ale jest żona pastora. No, ale to zawsze pastor się modli. Ja mówię, no to dzisiaj to zmienimy. Mówię, kto potrzebuje uzdrowienia? Połowa. Mówię, no, połowa teraz przychodzi na drugą stronę i modli się o uzdrowienie. I pierwszy raz ludzie stanęli, jedna taka, widzę taka, jedna taka, siostra taka, tak, chcę, tak, trochę nie chcę, tak, założyć ręce, bo mówi, że nachalnie rąk, nie nakładajcie. Tam pan pochopnie, nie nakładajcie rąk, więc ja nie wiem, czy mogę, nie wiem, do męża się odezwałam, mam nasumienie, może pan Bóg nie wysłucha i wiecie, szuka powodu, tylko nie szuka sposobu, tylko powodu, żeby nie. A ja mówię, chodź, nakładaj ręce i się modl. I pierwszy raz, wiecie co? Ludzie podchodzili i mówili, pierwszy raz poczułem wolność w modlitwie. Nagle widzę ludzi, a wiecie co? Ci, o których się modlą, płaczą, a ci, którzy się o nich modlą, to się uśmiechają. Odkryli coś, że można się modlić. Wiecie, fajna grupa u Sławka wczoraj była. Wiecie dlaczego? Mieliśmy cudowny czas, kiedy wstaliśmy wszyscy i się modliliśmy jedni o drugi. O każdego się modliliśmy. Prawda, że było wspaniale? Dziękuję Ci, Sławku, za Twój otwarty dom. Możemy się podziękować za klatkę na Sławka. Śmiało. Nie każdy jest gotów otworzyć swój dom. Ja coś o tym wiem. To nie jest taka sztuka, wiecie, wpuścić ludzi i... Moja żona, zanim wpuści kogoś do domu, to remont generalny robi. Ale ja kocham swoją żonę. To nie tak, że nie kocham. Jak ma szwagier przyjechać, to w ogóle panele zmieniamy. Deski, okna zmieniamy, nie? Bo tak kobiety nieraz mają, nie? Że to musi być... Kurcze, przyjdzie ktoś i będzie mi oceniał, nie? A ja powiem, żona kochana, zostaw to. To nie my mamy problem, tylko oni mają problem. Kto odpocznił, zostaw to, ja posprzątam. Tyle, ile mogę. Więc to, co nas paraliżuje, moi drodzy, to strach. Że boję się stracić twarz. Ale trzeba powiedzieć, w Psalmie 34, 4 wersecie jest napisane, szukałem Pana i odpowiedział mi i uchronił mnie od wszystkich moich obaw. Jeśli masz strachy, jeśli masz lęki, obawy, to jedynym rozwiązaniem na to wszystko jest szukać obecności Boga. Nie ma innej drogi. Możesz być na najlepszych coachingach chrześcijańskich. Wiecie, że istnieje coś takiego jak coaching chrześcijański? Możesz być na najlepszych coachingach i Ci powiedzą, że jesteś super, że jesteś fajny, że w ogóle jesteś naj i w ogóle wszystko masz i tylko, wiesz, tylko działaj, nie? A Ty mówisz... No wiem, że jestem naj, ale jakoś... I trzęsiesz się jak galeryta i mówisz, ale ja nie mogę, nie? Coś mnie paraliżuje. No co mnie paraliżuje? Przeszłość, brak znajomości, tożsamości, jaką masz w Chrystusie, bo nie wiesz, kim jesteś w Chrystusie. Mówią Ci, że jesteś dzieckiem Bożym i że tych, których Duch Święty prowadzi, są dziećmi Bożymi. I na tym się kończy Twoja tożsamość. Ale co masz w Chrystusie i kim jesteś w Chrystusie, może nie usłyszałeś albo nie dosłyszałeś. Bo bycie dzieckiem króla to coś więcej niż tylko plakietka na samochodzie albo krzyżyk na szyi. To znaczy, że Twoja tożsamość jest w nieba. Masz niebiańską tożsamość. I powiem więcej, jesteś więcej niż człowiekiem. Jesteś Bożym... Bożą istotą. Nie tylko stworzoną na Jego obraz i podobieństwo. Ale wyposażony we wszystko przez Chrystusa. Na litość boską Kościele. Chrystus nie po to umierał na krzyżu, żebyś się bał używać Jego darów i żebyś się bał być Bożym dzieckiem. Chrystus, kiedy umierał, powiedział wykonało się, ale zanim to powiedział, powiedział ja idę do Ojca, ale Wy będziecie czynić te same rzeczy i uwaga, Kościele, to nie jest herezja. Nawet i większa. I wiecie co, ja się uchwyciłem tego. Ja powiedziałem, Boże, to znaczy, że jak Ty mówisz, że te same rzeczy, a nawet i większe to mówię, Boże, jest więcej. Halleluja, jest więcej. O Boże. I wiecie co? Czułem jakbym powstał do nowego życia. Zrozumiałem, Boże, jakie ja religii typiłem. Obwarowany. Jak to dziecko z Pana Kleksa w zaciasnym ubranku. Ciemno i duszno. A ktoś przychodzi, daje mi szatę sprawiedliwości, wpuszcza światło, wpuszcza powietrze i zaczynam żyć. I zaczynam żyć. I zaczynam cieszyć się życiem. Czy moje życie jest usłane różami? Nie jest. Nie mówię, że Wam w Anglii jest lekko, bo też się zmagacie z różnymi rzeczami. Ale zapraszam do Polski na miesiąc. Zapraszam na miesiąc do Polski z tą pensją, którą mamy opłać rachunki, które teraz przychodzą. To jest wyzwanie. Ja nie mówię, że macie tu lekko. Ale chcę Wam powiedzieć naprawdę w Polsce szczerze. Bo to, co się teraz dzieje, to jest nie do pomyślenia. Nie chcę mówić o polityce, o politykach, mam to gdzieś. Nie interesuje mnie polityka. Chcę modlić się o Polski. Chcę Was błagać, abyście się modlili o Polskę. Chcę się modlić. Ale kiedy zarabiasz 2,700 na rękę dostajesz, przychodzi Ci na konto 2,700 mojej żony, a po południu dostajesz rachunek za gaz. 1400. Więcej niż połowa Twojej pensji idzie na rachunek. A jeszcze trzeba zapłacić prąd. Wodę. Dzieci ubrać. Nakarmić. W szkole 100 kilometrów stąd. Bo chcesz, żeby spełniła swoje marzenia i pasje. Nie ma lekko. Ale mam dobrego Boga. Kiedyś stanąłem nad Narwią. Ja przyjechałem z Warszawy od Janka Troca do zboru. Wspierali mnie jako zbór. I zbigały mnie na kiedy zakładaliśmy kurs. I w pewnym momencie skończyło się sfinansowanie. Nie przyszedł SMS z banku. Nic nie było. Tylko mieliśmy... Nas trójka jeszcze była. I zbór. Który nie był w stanie i do dzisiaj nie jest w stanie nas utrzymać. Bo jest nas mało, a koszty wynajmu, słuchajcie, ceny warszawskie punktówko. Bo to blisko Warszawy. Stanąłem nad Narwią. I mówię, Boże. Ja się nie poddam. Ja nie przyszedłem tu dla kasy. Ja przyszedłem, żeby szerzyć Boże Królestwo. A Ty powiedziałeś, że w Tobie mam wszystko. A Bóg powiedział, szukaj Królestwa Bożego i Jego sprawiedliwości. A wszystko inne Ci będzie dodane. Halleluja! Wiecie, w tym całym szaleństwie, w którym ja się muszę obracać codziennie, jestem naprawdę mega szczęśliwym człowiekiem. Bo gdybym ja miał sobie zawracać głowę zimskimi rzeczami, jak będę mógł myśleć o niebieńskich? Powiedziałem, Boże, Ty mnie powołałeś, Tatusiu. W Twoich rękach jest wszystko. Więc, jeśli przeżywasz różnego rodzaju kryzysy, problemy, to pamiętaj, Bóg to wie. Oddaj to w Jego ręce. To, czego nam brakuje w tym całym szaleństwie, w którym żyjemy, to najczęściej cierpliwość. Także w kwestii uzdrowienia. Cierpliwość, nie? To taki wróg nasz. Czas i wróg. Czas to wróg i cierpliwość, nie? W psalmie 56, 4-5 czytamy. Ilekroć lęk mnie ogarnia, w sobie mam nadzieję. Bogu, którego słowo wysławiać będę. Bogu ufam, nie lękam się. Cóż mi może uczynić człowiek? W księdze Izajasza 41-10 czytamy. Nie boję się, a tylko w dosłownym tłumaczeniu jest napisane, nie mam się czego bać, bo Pan jest ze mną, nie lękam się, bo On Bogiem moim, wzmocni mnie, a da mi pomoc, podeprze mnie, uwaga, zwycięską prawicą sprawiedliwości swojej. W hebrajczyku w 13-5 czytamy. Pan obiecał mi, nie porzucę Cię ani nie opuszczę. Tak więc z ustnością mogę mówić, Pan jest pomocnikiem moim, nie będę się lękał. Cóż może mi uczynić człowiek? Izajasza 41-13, Pan mój Bóg ujął mnie za prawicę i mówi do mnie, nie bój się, ja Cię wspomogę. Rzymian 8-28, nie boję się, ponieważ wiem, że Bóg współdziała ze mną we wszystkim ku dobremu, ponieważ Boga miłuję, co znaczy jestem powołany według postanowienia Jego. Ja się sam nie powołałem do bycia Bożym dzieckiem. W księdze Ewangelii Jana jest napisane, nie wy mnie wybraliście, ale ja was wybrałem, abyście szli i owoc wydawali i aby owoc wasz był jaki. Trwały. Halleluja, ja was wybrałem. Ja, mówi Jezus, ja was wybrałem. I powiedział, że nas nie porzuci, nie zostawi. Zawsze zastanawiam się nad tym, co Piotr pisał w swoim liście. Radujcie się, gdy rozmaite próby przechodzicie. O Jezu, Piotr. Co ty piszesz, chłopie? Jak tu się radować z prób, doświadczeń? Dzisiaj po 23 latach chodzenia z Bogiem mogę powiedzieć, Piotr, miałeś rację. Gdyby nie te próby i doświadczenia, byłbym dzisiaj w zupełnie innym miejscu niż jestem. I ty też byś był w zupełnie innym miejscu. Wiesz, nie jest łatwo i lekko na ziemi, ale mówisz mi, kiedy będziesz w niebie, będziesz się z tego śmiał. Dzisiaj nam nie jest do śmiechu, nieraz, jest ciężko. Ale też w moim kościele często to powtarzam, nie przyzwyczajajcie się do tej ziemi. Nie przyzwyczajajcie się za bardzo. Zobaczcie, do czego dąży świat. Świat tak bardzo nie chce umierać. Ludzie nie chcą umierać, ludzie boją się śmierci. Operacje plastyczne jakaś tam, piosenkarka 20 jakaś tam, operacja plastyczna. Ludzie nie godzą się na starość, ludzie nie godzą się na to, że ich twarz się zmienia. Oni chcą umrzeć młodo, żeby tak ich zapamiętano. Nie przyzwyczajajmy się do tego świata, bo to nie jest nasz dom. Nasz dom jest w niebie. Jezus powiedział, idę przygotować wam miejsce. A jak już przygotuję miejsce, a jak już przygotuję, to przyjdę po was. Haleluja. Wiecie, ja już mógłbym dzisiaj odejść. Znaczy mam rodzinę, dzieciaki, kocham jej żonę, też kocham. Tak, kocham, tak. Ale nie mam problemu, żeby dzisiaj zasnąć i być u pana. Ja powiem wam więcej, ja tęsknię za tym momentem. Nawet Jan napisał w ostatnim, prawda, w objawieniu Jana, że kościół obrudnienica woła i wzdycha. Maranata, Panie Jezu, przyjdź. Słuchajcie, to jest niesamowite, bo ja bywałem w tylu kościołach i nie słyszałem, żeby kościół wołał maranata. Tylko, Panie, pomóż mi. Panie, zmieniaj mnie. Panie, daj mi pracę. Panie, daj mi to. Panie, żeby moja teściowa mnie kochała. A nie słyszałem, żeby było maranata, Panie Jezu, przyjdź. Może tak warto do zastanowienia, nie? Wiecie, ludzie tak kurczowo się trzymają świata i kurczowo życia, nie? Ktoś przyjeżdża i mówi, słuchaj, byłem na Malediwach. Człowieku, kosmos. A ja mówię, poczekaj, kosmosu ty dopiero zobaczysz, jak przejdziesz Złotą Ulicą w Jerozolimie Nowej. To ci dopiero szczęka nie opadnie, ale wypadnie. Halleluja. Z Malediwy to se możesz w kieszeń schować. Jak burkowany mi Złotymi Ulicami będziesz w Jerozolimie. I mówię, tam jest moja chacienda. Halleluja. Dobrze być z wami. Już nie będę was zanudzał. Chciałem tylko na koniec powiedzieć, że Bóg mi wyraźnie mówi. Już mówił mi to od pewnego momentu. Wojtek, do ciebie. Bo to jest twój dzień dzisiaj. Tak. Dobrze mówię, Wojtek? I chciałbym zrobić coś niekonwencjonalnego. Chciałbym robić życie tu na środku. Chodź. Chciałbym poprosić też Rafała. Monika, dasz radę? Chodź. Kiedy spotkałem cię pierwszy raz w domu, jak rozmawiałem, mówimy o Jezusie, to widziałem w twoich oczach coś, coś tam się zapaliło. Ty tak bronisz się jeszcze przed tym trochę. Nie? Ale myślę, że to jest też przełom dla ciebie dzisiaj. Chciałbym, żebyś właśnie... Chodź, Rafał. Chodź też. I chodź, Monika. Chodźcie. Abyście się pomodlili o Niego. I to jest ten moment, żebyś oddał swoje życie Jezusowi. Tu nie chodzi o zmianę kościoła, bo my nie głosimy kościoła, tak? Chciałbym, żebyś zmieniał kościół teraz i nie wiem, coś... Pan Bóg sam to pozmienia. Ale chciałbym, żebyś oddał swoje życie Jezusowi. I powiem ci tak, to nie boli. Dalej będziesz mógł mieć brodę. Zobacz, jak to jest. Zrozumiesz? Nie czuj się przymuszony i zmanipulowany, bo to nie o to chodzi. Ale wierzę, że Bóg dotyka twojego serca. Żebyś oddał teraz swoje życie Jezusowi i żebyś poprowadził Rafał w modlitwie. Nie, no to Monika, proszę bardzo. Monika, to jest twój brat, proszę bardzo. Śmiało. Widzicie? To jest właśnie to, czego teraz uczymy się w praktyce. Można zagrać. Tak, można grać. Teraz będziemy robić bożą praktykę, amen? Halleluja. Chodźcie, postańcie, kochani. To jest ten czas, żebyś, Wojtek, oddał życie Bogu. Halleluja. Nie bój się, to nie boli. Halleluja. Halleluja. Módlcie się ze mną. Panie Jezu. Powtarzaj to. Panie Jezu. Oddaję Ci teraz moje życie. Dziękuję Ci za moich przyjaciół tutaj w Kościele. I dziękuję, że mogę tu być. Panie, oddaję Ci całe swoje serce. I proszę Cię, abyś mnie zbawił. Przebacz, Panie, wszystkie moje grzechy. I prowadź mnie swoją drogą. Proszę Cię, Panie, aby Duch Święty codziennie i na nowo wprowadzał we wszelką prawdę. W imieniu Jezusa. Amen. A Kościół co zrobi teraz? Halleluja. Możecie Go przytulić. Możecie Go przytulić. Halleluja. Halleluja. Wojtek, coś Ci powiem. W niebie jest teraz impreza. Wiesz? Bo jest napisane, że kiedy człowiek przychodzi do Boga, to wyobraź sobie teraz niebo. Nie, nie raz gwiazdami. Wyobraź sobie niebo i w tym niebie wszyscy teraz klaszczą i się radują i mówią Wojtek. Wojtek jest nasz. Halleluja. Oddajmy chwały Jezusowi. Chwały mam.