Details
Mój dzisiejszy poziom przytłoczenia jest tak duży, że musiał ujrzeć światło dzienne... Nie ma tu dzisiaj nic motywującego, możesz jedynie odnaleźć się w tej historii i powiedzieć, też tak czasem mam. Albo i nie. Zapraszam do wysłuchania
Mój dzisiejszy poziom przytłoczenia jest tak duży, że musiał ujrzeć światło dzienne... Nie ma tu dzisiaj nic motywującego, możesz jedynie odnaleźć się w tej historii i powiedzieć, też tak czasem mam. Albo i nie. Zapraszam do wysłuchania
The speaker is recording because they have been alone at home for three days and wanted to take advantage of the moment of peace. They often start something interesting but then abandon it and come back to it later. They are currently dealing with the pain of their relationship with their father, which affects their quality of life. They find it difficult to motivate themselves and feel overwhelmed. They struggle with productivity and have difficulty starting creative work or important tasks. They reflect on their struggles with structure and discipline, as well as their ADHD and autism diagnoses. They feel overwhelmed by various projects and tasks, and their father wound adds to their emotional burden. They compare themselves to others who have more energy and resources, feeling that life is unfair. The speaker acknowledges their emotions and wants to address and change their situation, but they have tried many times before and failed. They feel overwhelmed and find it difficult to ta Dzień dobry, dzień dobry. Nagrywam, bo przypomniało mi się, że jestem trzeci dzień sama w domu i lepszego momentu i ciszy właściwie nie będzie do tego, żeby nagrywać. No i tak właśnie jest, że porywam się z czymś, co wydaje mi się fascynującym rozwiązaniem, działaniem. A potem po prostu co jakiś czas porzucam i co jakiś czas do tego wracam. I taka jest prawda na temat mojego życia właśnie. Przepracowuję aktualnie dosyć bolesną ojcowską ranę. I to mniej więcej znaczy tyle, że po prostu opłakuję swoją relację z tatą, której właściwie nie było. I ona bardzo mocno rzutuje ta rana w sensie na jakość mojego życia dzisiaj. Nie za bardzo chyba chcę teraz o tym gadać i na tym się rozwodzić, tylko po prostu jest teraz taki czas, że jestem taka rozlazła. I nie dam sobie dużo po prostu takiego żalu i takiego czegoś, jednocześnie z takim opłakiwaniem kawałka życiowego. Ale nie tego z przeszłości, tylko tego, który jest dzisiaj. Poziom przytłoczenia, który dzisiaj na mnie spłynął, a przypomnę, że jestem trzeci dzień sama, więc jakby nic się nie dzieje. I chyba właśnie najgorsze jest dla mojego mózgu funkcjonowanie właśnie w takich okolicznościach, jak nic się nie dzieje. Zrozumiałam, że im większy chaos, tym większy potrafię znaleźć spokój i zorganizowanie siebie, tym więcej rzeczy potrafię zrobić. Mam dużo wolnego czasu i w ogóle produktywnie go nie potrafię wykorzystać. Nie potrafię się zmobilizować do tego, żeby zająć się jakąś pracą twórczą, czy zrobić coś ważnego dla siebie. Nawet dzisiaj rano nie zrobiłam praktyki, bo nie mogłam spać do pierwszej nocy, czy tam do drugiej nawet. I stałam o dziesiątej i weszłam totalnie od razu w życie, zamiast właśnie w taki spokój, który znajduję tylko jak wstanę o szóstej rano. Ale niestety nie miałam na tyle odwagi, samo zaparcia, dyscypliny, żeby wstać o szóstej rano, zrobić praktykę. Więc może jak przyjdzie wieczór, to się do niej zabiorę, ale też nie wiem, może dzisiaj będzie ten dzień, w którym nie zrobię tej praktyki. Przytłacza mnie bardzo dużo rzeczy. I paradoksalnie wtedy, kiedy mój mózg myśli, że jak pozbędę się z domu dzieci, męża i wszystkiego innego i posiedzę chwilę sama, bo odpocznę, naładuję akumulatory i będę szczęśliwsza, jest iluzją. Po prostu mój umysł nakarmił mnie taką iluzją i mierzę się teraz z tym, że to jest w ogóle nieprawda. Mierzę się z tym teraz, że jest mi gorzej i ten pojąk przytłaczenia jest tak duży, że na cokolwiek bym nie spojrzała, mam ochotę się zwinąć w kłębek i schować głęboko, głęboko pod ziemią. Bo wszystkie projekty, które rozpoczęliśmy, prace w ogrodzie, basen, projekt Moje Zdrowie, projekt Moja Relacja z Tatą, a właściwie jej uzdrawianie. Projekt Aromaterapia, projekt Porządkowanie Domu jest tak przytłaczający, że po prostu nie jestem w stanie na nic spojrzeć, na nic się zabrać. Nawet dziwię się, że po prostu wyciągnęłam ten mikrofon i nagrywam ten podcast, bo chyba bardziej z takiego pragmatyzmu to robię, że faktycznie jest ta kisza i nikt mi nie przeszkadza. Chociaż sąsiad za oknem teraz właśnie coś mówi i pewnie to będzie słychać. Chyba chcę powiedzieć, że jestem w takim miejscu opłakiwania i czasami widzę to miejsce ofiary, ale nic to nie zmienia, bo jest coś takiego jak klątwa wiedzy. I wiedzenie o tym, że jestem w miejscu ofiary i że po prostu mnie przytłacza i chcę popłakać, że nie mogę zrobić tego czy tamtego, a tak naprawdę rozglądając się wiem, że jest kolejka przynajmniej stu osób, które zazdrości mi w tym momencie tego, co aktualnie mam. I nie chodzi tutaj o dobra materialne, to właśnie przez to, że wiem, że to jest miejsce ofiary, to czasami sobie nie pozwalam na to, mimo wszystko, że jest to takie trudne. Ale chcę sobie właśnie chyba przez to pozwolić być w tym miejscu i chcę sobie pozwolić zauważyć tą żal i tę niezgodę na to, że rozkopałam 160 metrów trawnika i zanim zasieję trawę, to jeszcze minie przynajmniej 5 dni, zanim ona wzrośnie to przynajmniej minie miesiąc i będę w takim rozpierdolu. Jestem zła, że nalałam do basenu 15 tysięcy litrów wody i okazuje się, że na dnie jest gdzieś przeciek bardzo malutki i prawdopodobnie trzeba będzie tę wodę wylać, kupić nową nieskę i zrobić to jeszcze raz. I to jest wszystko do wykonania i ja wiem, że to jest proste, tylko to jest tak dla mnie przysłaczające, że zbieranie tego na kupkę, czyli ta trawa, ten basen, zakupienie suplementacji do procesu mojego zdrowienia, branie codziennie tej suplementacji w ilości 11 sztuk, nie tabletki, tylko różne takie proszki do rozdrabiania, do wypicia itd. Ale zobaczenie tego, trzymanie okienka żywieniowego 16 na 8, jedzenie tylko 3 posiłków bez podjadania, w tym jeden tylko z węglowodanami jest w tym momencie przysłaczającym procesem dla mnie. Po prostu tego jest tak dużo i do tego cieknąca, sącząca się rana ojcowska, która mówi o tym, że nie mam tej struktury, nie mam tego zasobu jakim jest funkcjonowanie w strukturze, budowanie sobie samodzielnie struktury. Do tego moje diagnozy ADHD i spektrum autyzmu, które totalnie nie wspierają bycia w takich przytłaczających momentach w życiu, powodują, że mam ochotę się po prostu rozsypać i za nic nie brać odpowiedzialności. Do niczego się nie stawić i nic nie zmieniać. Po prostu niech to wszystko takie dziecięce myślenie, niech to wszystko ktoś za mnie zrobi. Niech to się samo jakoś naprawi. To jest takie magiczne myślenie, że to się jakoś samo, ja nie muszę się do tego stawiać. Muszę się do tego stawić, ale w tym momencie mam tak, że jest to dla mnie tak ogromnie przytłaczające i znowu klątwa wiedzy, nie można się porównywać, a jednak chcę się porównać do ludzi, którzy nie mają tych neuroróżnorodności, których ciało jest zdrowe. I co mam na myśli zdrowe, to zaraz rozwinę, ale przez to, że ich ciało jest zdrowe, to mają po prostu siłę i zasoby, żeby żyć tak jakby szybciej, więcej, bardziej, mocniej i więcej rzeczy robić, są bardziej sprawczy niż ja w tym momencie. Ja uważam, że generalnie jestem bardzo sprawczą osobą i mam takie rzuty działalności, kiedy w 3 godziny potrafię zrobić coś, co ludzie robią tygodniami albo cały dzień im to zajmuje, albo w tydzień po prostu potrafię zrobić półroczną pracę innej osoby. Natomiast w tym momencie jestem w żalu, że życie jest tak niesprawiedliwe, że ja się muszę zmagać, żeby zrobić sobie śniadanie rano, a ktoś inny po prostu ma tak naładowaną paliwem lokomotywę, że po prostu zapierdala z tym dniem. Tymczasem jest godzina 13, a ja dopiero piję kawę, co akurat nie jest niczym złym, bo okienko 16 na 8, ale tak trudno mi jest się zebrać i chyba to jest to miejsce, które potrzebuje być zauważone i opłakane, ale z drugiej strony kurwa ile razy będę wracała do tego miejsca i ile razy to miejsce będę opłakiwać. Ja już po prostu tego nie chcę. I być może zauważenie, że już nie chcę być w tym miejscu itd. i chcę w końcu coś z tym zrobić, ale ja już też chciałam milion razy i też milion razy się do tego stawiałam i milion razy mi nie wyszło. Drodzy Państwo, milion razy mi nie wyszło, to też jest przytłaczające. I że ja dalej po prostu muszę przez to życie przechodzić. Każdy dzień za dniem. Ta pauza oznacza tylko tyle, że jestem totalnie wzruszona. Pojawiają się łzy, pojawiają się emocje zluzowane i zdaję sobie z tego sprawę jak ogromny jest to absurd. I wiem, że ludziom dzieje się na tym świecie bardzo źle i że to co się dzieje teraz mnie jest niczym w porównaniu z tym jaką trudną sytuację mają ludzie na świecie. I jednak znowu nie można się porównywać, bo taka jest moja karma i być może dla mnie w tym momencie to czucie się tak źle i jest porównywalne z tą krzywdą innych ludzi. I to nigdy nie powinno być stawiane na szali wagi do porównywania się, bo każdy z nas ma swoją ścieżkę do przejścia. Niemniej jednak bardzo trudne są to dla mnie dni od samego początku maja. I żałuję, że jest mi tak trudno. W sensie chciałabym, żeby mi było łatwo. I ta cisza, która jest, ten spokój sprawia, że potrafię wydobyć to na powierzchnię i zobaczyć to. To jest takie energetyczne i cały czas jest coś do zrobienia, cały czas jest coś do robienia, do załatwienia, do ogarnięcia, do ustawienia logistyka, że nie ma czasu, żeby się temu po prostu przyjrzeć i poczuć to. Żeby to zobaczyć, żeby tego doświadczyć i żeby w związku z tym zobaczeniem zrodziła się jakaś siła, która będzie miała przestrzeń, żeby się tym zająć. Poziom przetłoczenia, słuchajcie, jest tak duży, że skończyła mi się kawa i my nie pijemy takiej kawy z Biedronki, tylko taką naprawdę bardzo dobrą jakościowo kawę i pomyślałam sobie, że nie będę jej zamawiać, tylko pojadę po nią, bo ten sklep jest w Grodzisku. To jest 10 km stąd i ani nie zamówiłam przez internet, ani nie pojechałam po nią osobiście. I teraz już nie mogę zamówić jej przez internet, bo ona przyjdzie dopiero pewnie w przyszłym tygodniu, a też nie chcę tego robić mojemu mężowi, który jak przyjedzie w sobotę czy tam w niedzielę się nie będzie mógł napić kawy, więc będę musiała po nią jechać. Chcę, żebyście zobaczyli o czym ja mówię, że to jest niemożność wykonania prostych czynności. Gdybyś teraz tutaj przyszedł i zrobił mi śniadanie, to ja bym je zjadła, ale stać i zrobić sobie to śniadanie jest tak przetłaczające, że ja tego nie zrobię jeszcze prawdopodobnie przez najbliższe 2 godziny. I to jest trudne, bo ktoś patrzący z zewnątrz, który ma zasoby może powiedzieć nie pierdol, kurwa wstań i zrób sobie to śniadanie. No i właśnie to jest o tym, że po prostu nie ma takiej mocy, jest po prostu coś we mnie, co sprawia, że ja nie mogę wstać i zrobić tego śniadania. Śniadanie to jest po prostu przykładem, ale chodzi o każdą inną czynność, o złożenie prania, o schowanie tego prania. Sama myśl o tym, że to jest do zrobienia i trzeba to zrobić powoduje, że mam ochotę się wywlec na lewą stronę. Dla mnie takie określenie wywlec się na lewą stronę to jest po prostu zrzygać się, pożygać się, użygać się i tego nie zrobić i tak i tak. I chyba sama sobie chcę to wszystko opowiedzieć, żeby to wszystko ujrzało prawdę, żeby to wszystko mogło się wydobyć na powierzchnię, ponieważ jeszcze do tego wszystkiego jest taki case, że moje przyjaciółki po prostu wyjechały. I za bardzo też jestem taka właśnie samiuteńka. Myślę, że to nie jest kwestia przypadku jak zwykle, tylko to jest po prostu celowe działanie wszechświata, żebym ja tutaj mogła z tą niewygodą, z tymi wszystkimi przytłoczeniami, żalami sobie tutaj posiedzieć. I wysiadywać to jajko i takie momenty myślę, że też są potrzebne. I że taka też jest prawda o nas, że ja jestem od wielu, wielu lat uzbrojoną amazonką. Właściwie może już teraz nie jestem, może po prostu byłam uzbrojoną amazonką, która zaciśnie zęby i wszystko po prostu zrobi. I faktycznie bywa tak, że jak wezmę na siebie jakieś rzeczy do zrobienia i wejdę w tak zwane działanie, to później jest tak, że po prostu chcę się zajebać. Po prostu do upadłego robić to i nie skończyć jednego i zacząć robić drugie, bo to też jest wynik właśnie ADHD, że po prostu sprzątam łazienkę, zobaczę, że jest pełny kosz, pójdę z tym koszem do dużego kosza. Tam zobaczę, że są kartony i plastiki do wyrzucenia i zajmę się tymi, nie skończę przy łazienki. Wyjdę na zewnątrz tymi workami, zobaczę, że są porozrzucone rzeczy na trawniku, więc zacznę sprzątać ten trawnik i tak to właśnie wygląda. Wracając jeszcze do tego kawałka zdrowienia, nie wiem co chciałam powiedzieć, ale skąd ta też niemoc się bierze? Więc bierze się ona z niewyregulowanych hormonów, bierze się ona z tego, że poziom żelaza, a właściwie zapas żelaza mam na poziomie mniej więcej 13. Czy to jest taki wynik ferytyny, który jak się dowiedziałam od takiego naturopaty, u którego się aktualnie leczę, ponieważ medycyna koncepcjonalna nie ma rozwiązania dla mojej sytuacji, czyli guzów na tarczycy od 6 lat, insulinooporności, hiperinsulinemii, helikobakter, który się nie wyleczył antybiotykami, permanentnego zmęczenia mgły módlowej itd., itd. Medycyna konwencjonalna zaproponowała mi 6 lat temu wycięcie tarczycy i łykanie do końca życia eutyroksu, czyli takiego hormonu, na co ja oczywiście nie chciałam się zgodzić, bo uważam, że to jest ostateczność. A póki co mogę żyć z tym, to chcę spróbować to załatwić w naturalny sposób, ale jeszcze przez te 6 lat nie udało mi się i teraz kolejny raz się do tego stawiam, bo to nie jest pierwsze stawianie się do tego. Ale dowiedziałam się, że żeby normalnie funkcjonować, tak normalnie właśnie, chodzi o to, że ten poziom przytłoczenia mój wynika z tego, że ja się porównuję do ludzi zdrowych, którzy np. poziom zapasu żelaza w organizmie mają na poziomie takim powiedzmy 50 i to jest taki poziom, gdzie ty po prostu jedziesz, tak jakby masz zatankowane paliwo w samochodzie i możesz jechać, a powinniśmy mieć z zapasu żelaza, czyli tej ferytyny tyle, ile kilogramów ważycie, więc ja co najmniej 70 powinnam tego mieć. A mam 13, więc na miłość Boga, jak ja mam mieć w ogóle siłę na cokolwiek? To jest też takie spojrzenie z różnych stron na to, bo to nie jest tylko to, ale to jest między innymi to. I dowiedziałam się, że mój organizm ma w tym momencie na samym końcu, na ostatnim miejscu w swoich priorytetach to, żeby schudnąć. Więc jakby wkładanie teraz energii w chudnięcie nie jest najlepszą inwestycją, bo nawet jeżeli zdecyduje się podjąć te kroki właśnie tak w każdym calu, nie wiem czy tak się mówi w każdym calu, nie wiem skąd mi się to teraz wzięło, ale jeżeli włożę całą swoją energię w to, to może uda mi się kilka kilogramów schudnąć, ale nie będzie to takie efektywne. Muszę najpierw przywrócić równowagę w moim ciele i mam rozpisane te kroki jak to zrobić. I ok, zrobię to, ale do tego też mi jest potrzebne wsparcie osób z zewnątrz, bo to jest wymagający bardzo długi, dwumiesięczny proces systematyczności, stawiania się do tego, pilnowania diety, pilnowania okienka żywieniowego, pilnowania zażywania w odpowiednich proporcjach, ale też tam są różne zależności, na przykład żelaza nie można z witaminą C, witaminę D można tylko po tłustym posiłku, coś tam przed śniadaniem, czegoś nie wolno na tłusty żołądek. I wiele takich zależności tam jest, które też sprawiają, że mnie to przetłacza. Wiem, że po trzech dniach ogarnę to w taki sposób, że będzie to dla mnie proste, łatwe i bardzo logiczne, ale samo stawienie się do tego, wzięcie się za to jest po prostu tak trudne, że wow. I daję sobie jeszcze kilka dni na to, zanim skompletuję te suplementy, zanim to wszystko stanę do tego i żywię wielką nadzieję, że to sprawi, że naprawdę wrócę do siebie. Zajmie mi to cały czerwiec i cały lipiec, żeby odczuć poprawę. Myślę, że szybciej tak naprawdę, ale chodzi o to, że tych procesów przywracania równowagi jest dużo w moim ciele i niestety zaniedbania wcześniejszych lat nie sprawią, że w dwa miesiące się wszystko naprawi samo, ale już pozwoli mi na przykład mieć siłę na to, żeby robić różne inne rzeczy, więc chciałabym, żebyście trzymali za mnie kciuki. Być może nie jest to nie wiadomo jakie przedsięwzięcie, ale dla mnie to jest duże przedsięwzięcie i sama sobie kibicuję w tym, ale potrzebuję też takiego poklepania po ramieniu z zewnątrz. Myślę, że zrobiło mi się lepiej. 24 minuty pogadałam sama do siebie tak naprawdę, ale jest to bardzo uzdrawiające. Wypowiedzenie na głos tego wszystkiego. Wiem, że nie ma tutaj nic wnoszącego w Wasze życie, ale jest moje świadectwo tego, że jest różnie. Ja myślę o sobie, że jestem bardzo mądrą kobietą i mam bardzo dużo do dania, ale czasami jest tak, że po prostu czuję się dokładnie tak jak dzisiaj, że życie mnie przytłacza tak bardzo, że nie jestem w stanie po prostu... Sama siebie mam dosyć w takiej sytuacji. To takie jest, że jak patrzę na siebie właśnie z obserwacji i mam takie, kurwa, kto Cię po prostu w takie miejsce włożył, dziewczyno, przecież to po prostu zupełnie nie jesteś Ty. No ale właśnie tak to jest i czasami tak jest. Taka jest prawda. Tak naprawdę życie składa się też z takich momentów. Ja bardzo często jestem optymistyczna, naprawdę widzę pozytywy w życiu. Widzę bardzo dużo możliwości, bardzo dużo szans we wszystkich sytuacjach i zawsze dla mnie szklanka jest do połowy pełna i konfrontuję to właśnie z wieloma osobami w relacjach i zawsze widzę te dobre strony. Nawet jak się dzieje coś strasznie chujowego, to ja i tak potrafię tam dojrzeć coś pozytywnego, ale czasami jest tak jak teraz, że wszystko mnie, nie chcę powiedzieć wkurwia, bo to nawet nie jest o wkurwie, to jest o przytłoczeniu, bo ja widzę po prostu tego słonia. Wiem, że słonia się je po kawałku i umiem to robić doskonale. Wiele razy zjadłam już niejednego słonia po kawałeczku, ale czasami jest tak, że się po prostu rozkładam i nie ten słoń po prostu przygniata, on mi zasłania słońce, on mi odbiera chęć, żeby go zacząć jeść. Są też takie momenty w życiu. Ale nic no, jestem absolutnie przekonana, że ten moment też minie jak wszystko i tym optymistycznym akcentem stwierdzę, że będzie dobrze, bo to też minie. I wszystko po kawałku po prostu zostanie zrobione. Daje mi to też bardzo jasny obraz tego, że potrzebuję drugiego człowieka do tego, żeby mnie wsparł, do tego, żeby powiedział, że będzie dobrze, do tego, żeby powiedział, że poradzimy sobie z tym, że nie jestem z tym wszystkim sama. To jest chyba też takie bardzo ważne dla mnie, żeby nawet jeżeli muszę coś zrobić sama, to wiedzenie, że jest ze mną w tym drugi człowiek, który mnie wspiera jest ogromnie, ogromnie ważne, bo to są te plecy, których nie dostałam od mojego taty. To jest to wsparcie właśnie takie przytrzymujące cię z tyłu, że I got you back, które w tym momencie muszę sobie zaproszyć się o to sama i poprosić o to wsparcie inne osoby, bo niestety w zasobach mojego taty tego nie było. Ale to nie znaczy, że ja mam się teraz do końca życia z tym zmagać i płakać nad tym. Proces uzdrawiania jest długi, wielomiesięczny, może nawet kilkuletni, ale właśnie w takich momentach stawianie się do tego i korzystanie ze wsparcia, proszenie o wsparcie innych ludzi jest dla mnie kluczowe. Dziękuję, że wysłuchałaś tego podcastu. Zapraszam Cię do komentowania i stawiania swojego przemyślenia, jak to u Ciebie czasami jest. Dzięki serdeczne.