Details
Nothing to say, yet
Nothing to say, yet
The speaker reflects on her past belief in romantic love and how it was shaped by societal expectations. She realizes that true happiness and fulfillment do not depend on finding a romantic partner. Instead, she emphasizes the importance of finding happiness within oneself and not relying on others to fill any perceived voids. The speaker also discusses the illusion of finding happiness through relationships and the need to heal one's own insecurities and self-worth. She concludes that true love and happiness come from being content and fulfilled on one's own, which then attracts positive energy and like-minded individuals. The speaker also mentions her own experience in a long-term relationship and how she learned to let go of jealousy and the need for control. She emphasizes the importance of self-awareness and not making assumptions or creating negative scenarios in relationships. Ultimately, the speaker encourages listeners to find happiness within themselves rather than relying on Dzień dobry, a raczej dobry wieczór, bo gdy nagrywam, to jest godzina 21.30. Nie śpią moje dzieci, nie śpią moja rodzina, więc może wydarzyć się wszystko, ale jestem świeżo po obejrzeniu komedii romantycznej i ten temat chodził mi bardzo często po głowie, żeby o nim opowiedzieć, oczywiście wprawdzie. Mam na myśli miłość. Kiedyś byłam olbrzymią, największą na świecie fanką komedii romantycznych. Po prostu uwielbiałam te filmy. A dlaczego? Ponieważ żyłam w przeświadczeniu i żyłam w przekonaniu, że tylko taka romantyczna miłość ma w życiu sens. Że spełnienie moje nastąpi wtedy, kiedy odnajdę księcia na białym koniu, który najlepiej przyjedzie i mnie uratuje z jakiejś opresji i w ogóle, wow, takie szał i w ogóle takie totalnie romantyczne uczucie. Karmiłam się tym przez wiele, wiele lat i myślałam, że naprawdę do tego w życiu mam dążyć, że tak to będzie właśnie wyglądało. Otóż nie. Bardzo się myliłam i w momencie, kiedy ujrzałam prawdę, o której za chwileczkę Ci opowiem, dosłownie przestały interesować mnie komedie romantyczne, te wszystkie szlagierowe, miłosne piosenki, w których słyszę tylko taki typowy bullshit. Ja bez Ciebie zginę, tylko Ty mnie wypełnisz, moje życie tylko z Tobą ma sens. To jest taka bzdura, że jak zdałam sobie z tego sprawę, ile lat ja byłam karmiona i całe drono młodych dziewczyn, nastolatek wmawia im się albo wmawiało im się, bo dzisiaj może trochę jest inaczej, że nie są wystarczające, że dopiero spotkanie księcia na białym koniu, rycerza, nazwij go jeszcze bardziej wymownie, spowoduje, że ta dziewczyna nabierze wartości, że ta dziewczyna będzie w końcu miała znaczenie, że w końcu jej życie nabierze sens itd., itd. Oczywiście nie mam nic przeciwko pięknej i romantycznej miłości. Uważam, że z każdej miłości jest coś romantycznego, ale nie uważam, że tylko poprzez taką miłość romantyczną możemy osiągnąć spełnienie i że nie jest to celem w naszym życiu i że karmienie się czymś takim, że dopiero jak spotkam owego księcia, to będę szczęśliwa. To jest zupełnie odwrotnie. Dopiero jak będę szczęśliwa, to partner mój okaże się księciem, czyli moje szczęście w ogóle nie zależy od innej osoby, moja wartość w ogóle nie zależy od innej osoby i moje spełnienie też nie zależy od innej osoby, a już w szczególności od innego mężczyzny ani od romantycznej miłości. To w ogóle nie o co chodzi w życiu. Ja jestem mężatką, w tym roku będę obchodzić dwunastoletni związek mężyński, więc też mam jakieś doświadczenie w byciu w relacji. Tak naprawdę razem jesteśmy 13 lat, ale ten nasz związek też był podzielony i to jest nasze drugie bycie razem. Więc najpierw spotkaliśmy się w takiej starszej, szczenięcej miłości, która nie przetrwała próby czasu i spotkaliśmy się ponownie jako dojrzalsi ludzie i zdecydowaliśmy się ze sobą być. Ale to dopiero początek i ja tutaj nie będę opowiadała swojej historii miłosnej, tylko poszczególne fragmenty związane z prawdą na temat miłości, na temat postrzegania tego, jak jesteśmy karmione, my kobiety, ale też mężczyźni, bo tak naprawdę z drugiej strony są oni mężczyźni, którzy też być może wierzą, że dopiero jak spotkają swoją drugą połówkę, to dopiero odnajdą szczęście w życiu. I nazywając inną osobę swoją drugą połówką, to jest tak jakbyśmy sami siebie postrzegali czymś, co jest niepełne, a to jest przecież nieprawda. Tak naprawdę jesteśmy pełnią i do szczęścia, do osiągnięcia spełnienia, do osiągnięcia szczęścia nie potrzeba nam drugiej osoby, która nam to da, która coś ma wypełnić w nas, jakąś lukę, jakąś pustkę. My sami mamy za zadanie, to jest nasza prasa, to są nasze lekcje. Jeżeli ja czuję, że tylko Ty możesz wypełnić tą pustkę, którą ja czuję w sobie, to ja się karmię iluzją. Jeżeli ja czuję pustkę w sobie albo czuję się w jakiś sposób niewystarczająca i chcę mieć partnera, który będzie mi pokazywał, dawał, zapewniał to, że ja będę bardziej wartościowa, to znowu karmię się iluzją. To nie jest prawda. Jeżeli ja mam takie braki, to ja te braki muszę w sobie uzdrowić. Może się ze mną zgodzicie, bo może macie podobne doświadczenia w swoich historiach miłosnych, że w momencie, kiedy desperacko pragnęłaś, pragnęłaś być z kimś w relacji, zakochać się, to nic takiego się nie wydarzało. Nic nie mogło się wydarzyć po Twojemu. I dopiero w momencie, kiedy poczułeś, poczułaś się głęboko szczęśliwa, bo z priorytetów spadło znalezienie drugiej osoby do bycia w relacji i zaczęłaś, zaczęłaś tak naprawdę żyć, po prostu cieszyć się życiem, codziennością, funkcjonować w tym świecie. I nagle, w tym momencie, tak jakby z zapomnienia, pojawiał się ktoś na horyzoncie. I sobie myślisz, no kurde, tak. Tak płakałam miesiącami, tygodniami w zeszłym kwartale, to nikogo nie było. A teraz, jak ja się świetnie bawię, to proszę bardzo, tłumy. No i właśnie tak to działa. Dopiero wtedy tak naprawdę, jak jesteśmy w pełni szczęśliwi, w pełni zachwyceni życiem i sobą, to wibrujemy taką energią, że przyciągamy do siebie odpowiednie osoby, że jesteśmy widziane, widziani w takich właśnie wibracjach przyciągających inne energie, pozytywne, inne pozytywne osoby. Każdy chce być w zasięgu tej Twojej właśnie fajnej wibracji, którą wysyłasz do świata. I to jest właśnie kwintesencja tego, co chcę Ci dzisiaj przekazać. Że z braku, jak to mówią, że z pustego to i Salomon nie naleje. I że właśnie, jak jesteś w poczuciu, że jesteś beznadziejna, że jesteś głupia, że jesteś jakaś niepełna, niewartościowa i jeszcze jakaś tam dodaj sobie jaka chcesz, to wysyłasz do świata takie częstotliwości wibracji, że przyciągasz tylko ten brak do siebie. I przyciągasz potwierdzenie tego, co myślisz tak naprawdę na swój temat. I oszukiwanie siebie, że szczęście odnajdę dopiero jeżeli coś się ma wydarzyć, dopiero jeżeli to się wydarzy, to ja będę szczęśliwa, jest największą iluzją, jaką się karmimy od lat, jaką społeczeństwo karmi się od lat. To jest nieprawda. Dopiero jak poczujesz, czym tak naprawdę jest to szczęście, dopiero jak poczujesz, że nie ma to zupełnie znaczenia, bo to jest ego, ono będzie wiecznie głodne, ono się nigdy nie nakarmi. Jak dasz mu ten cel, który chce osiągnąć dzisiaj, to natychmiast znajdzie kolejny. I celebracja tego będzie bardzo krótka. Zrób sobie taką retrospekcję i sprawdź, jak to było w przeszłości, jak wydarzyło się coś, na co długo czekałaś. I było takie oczekiwanie, że jak w końcu to, to w końcu coś się wydarzy, w końcu coś się zmieni. I to się wydarzało. I nagle się okazuje, że no to nie to, że jeszcze czegoś mi potrzeba. A to jest wiecznie głodne ego. Ono zawsze chce czegoś więcej niż to, co jesteś w stanie mu na ten moment dać. I tak samo jest właśnie z tym kawałkiem miłości. Jeżeli uwierzysz w to, że tylko druga osoba jest w stanie dać ci to, czego ci dzisiaj brakuje, to będziesz wiecznie w poszukiwaniu. I będziesz w wiecznym rozczarowaniu, że ta osoba ci tego nie daje. Mało tego, nie stworzysz wartościowej relacji, oczekując od tej osoby, że ona ci ma zapewnić ten brak, który ty odczuwasz w sobie. I będziesz miała pretensje za jakiś czas do swojego mężczyzny, że ci tego nie daje. W pewnym momencie obudzisz się po kilku miesiącach, po kilku latach, że to nie jest to, czego ty chcesz. Bo ty od początku nie miałeś tego dostać od niego. Ty musisz sobie to dać sama. Musisz sobie uświadomić, że żaden mężczyzna ani żadna kobieta nie jest w stanie wypełnić tego, czego dzisiaj potrzebujesz. I to jest właśnie najprawdziwsza prawda, jaką zobaczyłam na temat miłości. Oczywiście cudownie było mi patrzeć i czytać te wszystkie historie miłosne, bo książki też pochłaniałam tonami w tejże tematyce. I uwielbiałam po prostu. Zalewałam się łzami, jak tam było trudno, ale wiedziałam, że będzie happy end, chociaż czasami nie było. Zalewałam się jeszcze większymi łzami. Jak na przykład ktoś na końcu umierał. Pamiętam, że któregoś dnia niefortunnie wypożyczyłam sobie z wypożyczalni kaset wideo. Tak, tak, zamierzchłe czasy. I wypożyczyłam sobie trzy filmy, w których na końcu ktoś umierał. Dwa pamiętam, trzeciego nie. Pierwszy to był Miłość w Nowym Jorku. Drugi to był Słodki Listopad. I trzeciego niestety nie pamiętam, ale na pewno jest wiele takich filmów, które właśnie są nieszczęśliwym końcem miłości, wielkiej, romantycznej miłości itd. No ale cóż, trzeba było się z tego otrząsnąć, trzeba było się z tego otrzepać. I zobaczyć, co tak naprawdę jest tą miłością i jak to wszystko spróbować poskładać w całość. Jak to zrozumiałam, to byłam już żoną, więc jakimś sposobem nie musiałam tego przerabiać, będąc singielką. Ale jako żona miałam za zadanie przerobić również inną lekcję, a mianowicie taką, że jest coś takiego jak zazdrość, prawda? Niech pierwszy podniesie rękę ten, który zazdrości nie doznał albo nigdy nie był zazdrosny. No i kiedyś myślałam w takich kategoriach, że nigdy nie wybaczę zdrady. Unosiła się tutaj moja taka duma z takiego poziomu ego high level, naprawdę taki high level duma, że mnie nie można zdradzić, mnie nie można oszukać. Wiecie, ten skorpion taki po prostu przenikliwy i tak dalej. I zawsze, tak na wszelki wypadek, wbijałam takie szpileczki mojemu mężowi i mówiłam mu, że tłumaczyłam mu, że jak coś tam, to jak ja się dowiem, to po prostu dramat, to wtedy w ogóle zapomnij o czymkolwiek. Nic z takich rzeczy nie miało miejsca, uspokajam Cię, drogi słuchaczu, ale lubiłam sobie wyobrażać czasami taką dziką scenę zazdrości i takiego wyższego poziomu takiej pogardy. To są wszystko bardzo niskie wibracje i pogarda i zazdrość. Aż w pewnym momencie, po kilku latach, przyszło do mnie znowu objawienie prawdy w tymże temacie, że tak naprawdę to ja gówno wiem na ten temat. Jak mogłabym się zachować, gdybym się dowiedziała, że mój mąż mnie zdradził. I zrozumiałam, że tylko wtedy będę mogła wiedzieć, co zrobić, jeżeli taka sytuacja mnie spotka. I dałam sobie przestrzeń również na to, że jest możliwe wybaczenie, że jest możliwych co najmniej tysiąc scenariuszy, o których mój umysł w tym momencie nawet nie śni, więc nie będę w ogóle tworzyć żadnych scenariuszy na ten temat, ani przyciągać sobie takich historii, ale zrozumiałam jedno, że tak naprawdę gówno wiem, jak mogłabym się zachować. Niestety nie mam zielonego pojęcia, jak bym zareagowała i takie z góry zakładanie, że na pewno tylko i wyłącznie tak, jest również iluzją, którą oczywiście przyjemnie było się karmić, że mam jakieś zasady, że jestem kobietą z zasadami, że mnie nie można i tak dalej, że ja sobie nie dam się, że ja sobie nie pozwolę, ale to wszystko było z takiego miejsca poczucia kontroli, żebym broń Boże nie rozsypała się, jakby mi się to przydarzyło w życiu. To było z lęku, to było planowanie na wszelki wypadek z ogromnego lęku, niepewności, bólu itd. I w momencie, kiedy to mi się przetransformowało i zrozumiałam, że to nawet dzisiaj jest śmieszne takie podejście, że jest takie powiedzenie, które mówi, tyle o sobie wiemy, na ile nas sprawdzono. Więc jakby nie mam zielonego pojęcia po pierwsze, jak bym zareagowała, co bym zrobiła i jak bym się zachowała, bo taka sytuacja jeszcze mnie nie spotkała, ale nie, że jeszcze i mam nadzieję, że mnie spotka, tylko po prostu taka sytuacja mnie nie spotkała, nie miałam takiego doświadczenia w moim małżeństwie. I pozostając w temacie małżeństwa, przetransformowałam jeszcze jedną rzecz i odkryłam jeszcze jedną rzecz. Nie pamiętam, którą odkryłam jako pierwszą, być może były one w niedługim czasie, ale była jeszcze taka kwestia, w której tak jakby mentalnie, energetycznie byłam przywiązana do mojego męża w takim znaczeniu, że skoro wzięliśmy ślub i jesteśmy razem, to już do końca życia. I nie dawałam sobie przestrzeni w głowie, że któryś z nas może zechcieć któregoś dnia odejść i stworzyć związek z kimś innym. I to jest też takie iluzoryczne karmienie się takim, że to już jest na zawsze takie romantyczne podejście, że nic złego się tej miłości nie przydarzy i że zawsze będziemy już razem. I to jest takie zakładanie z góry, to ja jestem, żeby teraz dobrze to wyjaśnić, żeby z tego wyjść obronną ręką, jakby to nazwijmy. Ja jestem intencjonalnie z moim mężem, nie dlatego, że jestem jego żoną, że podpisałam jakiś serograf. Jestem tutaj, ponieważ chcę tutaj być. I chciałabym, żeby mój mąż był ze mną tylko dlatego, że chce tutaj być ze mną, dla mnie i tworzyć ten związek, a nie dlatego, że 12 lat temu coś przysięgł. I to jest właśnie ultraważne, że ja uzmysławiając sobie, że ja nie mam zielonego pojęcia, czy to będzie do końca życia. Ja dzisiaj nie mam innych planów, ja nie mam intencji rozpadu tego związku. Ja wiem, co trzeba robić, żeby pracować nad relacją. Wiem, co trzeba robić, żeby pracować nad związkiem. I wszystkie te kawałki wnoszę do naszego związku, i wszystkie te kawałki wnoszę do naszego małżeństwa. I stawiam się do tego. I uważam, że bardzo dużo robię dla tej relacji. I wiem, że nadal bardzo dużo mam do zrobienia. Ale nie karmię się czymś, co nie jest prawdą. Czyli, że bez względu na wszystko będziemy razem do grobowej deski. Uważam, że to nie jest prawda. Uważam, że cudownie, jeśli tak będzie. Ale daję przestrzeń na to, żeby ten związek wzrastał, dopóki nawzajem siebie karmimy, dopóki nawzajem wnosimy do tej relacji miłość i ciepło. I dopóki naprawdę jedno drugiemu ma do zaoferowania coś pozytywnego, coś wznoszącego tę relację. Ale jeżeli przyjdzie moment, że w tej relacji przestaniemy się nawzajem karmić i jedna osoba się z tego związku energetycznie wycofa, nie z powodu jakiejś drady, z powodu właśnie takiego mentalnego, że być może na to życie dała już tyle, ile miała dać. Bo tego nie wiemy. Na coś się umówiliśmy i ja do końca w tym momencie nie wiem, kiedy to się zakończy. Być może tak, być może jesteśmy karmicznie tak umówieni, że do końca życia. Ale być może nie. I jakby właśnie zobaczenie tego w takiej prawdzie, że ja nie wiem i idę z zaufaniem mimo tego, że nie wiem, to jest prawda. To jest piękne, że jakby ja dzisiaj i jutro i każdego dnia stawiam się do tego związku, stawiam się do tej relacji nie mając pewności, że ona będzie do końca życia. Nikt nie jest w stanie dać Ci takiej gwarancji i obiecać Ci, że będzie z Tobą do końca życia. I zawieranie małżeństwa, spoko, jest dla Ciebie to super, nie jest dla Ciebie to też super. Bo uważam, że to niczego nie zmienia. Nie musi przynajmniej niczego zmieniać. Jeżeli jesteś w prawdzie w swojej relacji, a przede wszystkim w prawdzie w relacji ze sobą, to właśnie nie ma znaczenia, czy masz podpisany akt małżeństwa, czy jesteś po prostu w związku partnerskim. Bo właśnie prawdziwe bycie z drugą osobą jest, uważam, z takiego miejsca intencji stawiania się każdego dnia. I jeżeli po prostu stawianie się każdego dnia w pewnym momencie wygaśnie, albo któryś z nas poczuje, że już po prostu nie chce się stawiać, nie wiem z jakiego powodu, po prostu teraz mi te powody nie przychodzą do głowy, ale może tak być, że nagle zrozumiemy, że chcemy iść w zupełnie innym kierunku, w zupełnie inną stronę, to ja nie chcę zamykać, bo podpisałeś mi ten cyrograf, bo ja podpisałam ten cyrograf. Nie chcę się zamykać. Wiecie o co chodzi, że jakby to niczego nie zmienia dzisiaj w moim rozumieniu prawdziwej miłości. Też nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, że jeżeli mój partner poprosi mnie o rozstanie, to że będę mu w jakikolwiek sposób blokować odejście. Że jakby samo wiedzenie, że ktoś nie chce ze mną być, to już jest dla mnie tak mocna i potężna prawda, że jakby próbowanie i cudowanie i kombinowanie, próbowanie zatrzymać drugą osobę na siłę jest totalnie poniżej pasa dla mnie. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, że miałabym kogoś z łaski i wiedzenie, czucie tego, że ktoś jest tylko z litości ze mną albo z jakiegoś takiego powodu niskowibracyjnego niż z własnej woli jest dla mnie absolutnie nie do przyjęcia. To jest w ogóle niezgodne z moją prawdą. Tak samo związki z mężczyzną tylko dla jakichś korzyści, czy to materialnych, czy społecznych, czy innych w ogóle nigdy absolutnie nie wchodziły w grę, dlatego że właśnie to bycie autentyczną i bycie w tej prawdzie było dla mnie tak przenikliwie ważne, że ja po prostu bym się w tym nie mogła odnaleźć. Ja bym nie mogła funkcjonować. Ja muszę być wolna w swoich wyborach, w swoich słowach, w czynach. Po prostu udawanie nie jest moją mocną stroną. Nie mogłabym udawać, że kogoś kocham. Dlatego po prostu wiem, że jeżeli moja miłość się skończy, to związek się skończy, bo po prostu nie będę udawać. I też nie chciałabym w drugą stronę, żeby druga osoba udawała dla dobra na przykład dzieci. W ogóle coś takiego jak bycie w związku dla dobra dzieci też jest dla mnie trochę chore, dlatego że bycie w prawdzie z tymi dziećmi jest ultra ważne. I pomijam takie kwestie, że dziecko wyczuwa, czy rodzice są szczęśliwi, czy nie. I bardzo często złe zachowania dzieci pokazują właśnie to, w jakiej jesteście relacji. I to jest Wasza prawda, na którą nie chcecie spojrzeć. I bardzo często chorujące dzieci to też jest wynik relacji między rodzicami. I to też jest prawda, na którą nie chcecie spojrzeć. I jeżeli Wasze kochane dziecko nagle zachowuje się jak diabeł wcielony, to najpierw spójrzcie na swoją relację, co w Waszej relacji jest niewypowiedziane. Bo ja już to sprawdziłam wielokrotnie. Nie musisz się kłócić na głos ze swoim partnerem. Nie musisz krzyczeć na siebie. Energetycznie wystarczy, że myślisz nie w taki sposób pozytywny. I Twoje dziecko też to wszystko wyczuje, bo myśl jest energią. I ta energia krąży w polu, a dzieci są jak gąbka. I one po prostu wszystko chłoną i pokazują Ci jak na dużym ekranie w kinie. I to jest ta prawda, na którą Ty nie chcesz patrzeć. I to jest ta prawda, którą Ty sobie zasłaniasz mnóstwem argumentów innych, niż te, które są najbliżej Ciebie. I ja oczywiście też. Więc nie jestem inna. I zawsze chcemy próbować się w jakiś tam sposób wybielić i nie wziąć odpowiedzialności za to, a uważam, że od tego trzeba zacząć. Taka jest prawda. Tak naprawdę trzeba wziąć odpowiedzialność za wszystko, co widzę w moim życiu. Za wszystko, na co patrzę. Że to wszystko sama stworzyłam. A zrzucanie odpowiedzialności właśnie, bo Ty jesteś jakiś, bo Ty jesteś jakaś, bo Ty zrobiłeś, bo Ty zrobiłaś. Wszystko to się wydarza, ponieważ ja rezonuję czymś i to do siebie przyciągam. Taka jest prawda. Taka jest prawda. Ona jest strasznie niewygodna i nasze ego zasłania się ze wszystkich możliwych stron. Nie chcę tego przyjąć jako prawdę, ale poczuj w środku. Spróbuj to zobaczyć i spróbuj się z tym zmierzyć. Chociaż tylko na chwilkę i tylko dla siebie. Nie musisz przed nikim innym się przyznawać. Wiem, jakie to jest trudne, bo samo bardzo często właśnie w ten sposób ja nie mogłam, nie potrafiłam tego zasymilować. Nie potrafiłam tego przyjąć jako coś, że to... Nie chcę używać słowa przeze mnie, tylko po prostu ze mnie. Że to coś po prostu ze mnie wychodzi i pokazuje mi się na moim polu. Dlaczego te sytuacje przydarzają się właśnie mnie. Dlaczego te sytuacje ciągle mi się powtarzają. Bo jest coś, na co nie chcę patrzeć. Bo jest coś, czym nie chcę się zajmować. I tak naprawdę, jeśli odwalę się od wszystkich i skupię się na sobie i zacznę przepracowywać to, co jest we mnie, to wszystko inne się do mnie dokalibruje i moje życie zmieni się. Zmienią się wokół mnie ludzie, dziwnym zbiegiem okoliczności. I też miałam w swoim wieloletnim już małżeństwie taką sytuację, że byłam w męskiej energii. I w pewnym momencie, jak zaczęłam z tym pracować i zaczęłam dostrzegać to, że za dużo poczucia kontroli jest we mnie. Za dużo obszarów chcę kontrolować, mieć nad wszystkim kontrolę. To było wszystko po prostu z lęku, z niedowartościowania. I jak zaczęłam to pomalutku puszczać i zaczęłam więcej być właśnie w tej kobiecej energii i nie kontrolować po prostu każdego skrawka naszego życia rodzinnego, to to się zaczęło przejawiać w naszym życiu w taki sposób, że mój mąż, który tak jakby my w relacji, jeżeli ja mam więcej energii męskiej, to zabierałam tą energię męską od niego i nie dawałam mu stanąć w swojej męskości. I w momencie, kiedy ja zaczęłam oddawać tą męską energię i zaczęłam wchodzić bardziej w energię kobiecą, to mój mąż stanął wreszcie właśnie w swojej męskości i wtedy wiele rzeczy się zmieniło. Mój mąż zaczął więcej zarabiać, mój mąż przytył, bo nie mógł wcześniej przytyć, był bardzo szczupły, nadal jest szczupły, ale po prostu stał się taki bardziej męski, zapuścił drody i wąsy i po prostu jakby to inaczej ubrać w słowa, no właśnie zmieniło się to w naszej relacji takie, że tak jakby trochę wszystko wróciło na swoje miejsce, że ja po prostu odpuściłam takie działanie w strukturze, takie tralala silne z męskiego i oddałam to jemu i sama wyszłam trochę w żeńską i zaczęło to po prostu jakoś inaczej płynąć. Nie da się tego tak dokładnie określić w czasie, ale pamiętam to doskonale, wiele razy ten przykład podawałam i to jest nadal bardzo zaskakujące, jak sobie o tym myślę i cały czas widzę te kawałki u siebie, tej próby takiego kontrolowania i takiego działania z męskiego, ale bardzo dużo tej energii kobiecej już we mnie jest, chociaż nadal potrzebuję myślę być, przypominać sobie, bo moje bycie w męskim jest tak jakby od dzieciństwa i to jest jedyne dla mnie, jedyna prawda jaką ja znam. To jest coś, w czym ja się czuję świetnie, ale dzisiaj chcę po prostu używać tego jako narzędzia, bo kobieta oczywiście ma w sobie i męską i żeńską energię, ale chcę na co dzień być w żeńskiej i korzystać z męskiej. Jak potrzebuję zrobić jakieś zadanie, jakiś projekt, to wtedy wchodzę po prostu w tą męską i wiem jak to zrobić. A później muszę sobie przypominać, że jestem w rodzinie mojej od trzymania tego światła, tej rodziny, od stworzenia tej przestrzeni rodzinnej, od zajmowania się emocjami i tak to się ułożyło właśnie, że ja w domu ogarniam emocje wszystkich ludzi. Począwszy od siebie, poprzez moje dzieci, ale też koniec końców emocje męża. Próbuję pomagać mu, nam wszystkim, trzymać te emocje. Nawet nie trzymać to nie jest właściwe słowo. Użyję słowa pracować z emocjami, ale po prostu tak naprawdę być z tymi emocjami. Jak z tymi emocjami być. Tutaj też jest temat na inny odcinek. Zapisuję sobie w mojej pamięci, żeby nagrać odcinek o emocjach, bo to jest bardzo interesujący i ciekawy temat. Olbrzymią pracę, jaką przeszłam w aspekcie emocjonalnym, jak nie potrafiłam, a jak potrafię dzisiaj. Czasem 35 minut pogaduszków za mną, więc myślę, że będę już kończyć. Daj znać koniecznie, jaka jest Twoja prawda na temat miłości. Czy odnajdujesz tutaj troszeczkę siebie? Czy udało mi się otworzyć może trochę perspektywę szerzej na ten kawałek miłości i co tak naprawdę ona robi z Twoim życiem? Dziękuję Ci bardzo serdecznie.