black friday sale

Big christmas sale

Premium Access 35% OFF

Home Page
cover of Wyprawa na Islandię dla 50 plus
Wyprawa na Islandię dla 50 plus

Wyprawa na Islandię dla 50 plus

Emerytura Bez LekówEmerytura Bez Leków

0 followers

00:00-38:30

Nothing to say, yet

PodcastIslandia50 pluswyprawa

Audio hosting, extended storage and much more

AI Mastering

Transcription

This is a podcast about the speaker's trip to Iceland. She had fears and anxieties about the trip, as she is not an experienced traveler. She bought the trip without fully understanding what she was getting into. She packed light, but realized she made some mistakes in her choices of clothing and equipment. She had some difficulties with the weather and accommodations, but overall enjoyed the physical exertion and the beautiful scenery. She also talks about her food preferences and how she managed to eat healthily during the trip. Witam na moim podcaście Katarzyna Petelka z Eorion. Tutaj podcast Emerytura bez Leków. Witam Was i od razu uprzedzam, nie jestem podcasterką, więc nagrywam tak jak potrafię. Druga rzecz, przepraszam jeśli będzie chrapał pies. Jeden pies będzie chrapał, a drugi będzie szczekał. Mam tutaj dwa psy, więc one nie wiedzą, że ja nagrywam, więc z góry przepraszam. I trzecia rzecz, ten podcast jest na temat wyprawy na Islandię. Oczywiście nie będę opowiadała dzień po dniu, jak wyglądała moja wyprawa na Islandię, natomiast chciałabym się skupić bardziej na tym, o czym pisałam w swoim wpisie, a więc o swoich obawach, o swoich lękach związanych z tym wyjazdem. Ja nie jestem żadną podróżniczką i to już też podkreśliłam, że nie mam wielkich doświadczeń podróżniczych, bardziej się obawiałam jakichś wyjazdów. Co prawda wyjeżdżam sobie na przykład na wyjazdy jogowe, czy na wczasy gdzieś za granicę, latam czasami, ale naprawdę nie można mnie nazwać jakąś wielką podróżniczką. I przyznam się, że jeśli kliknęłam na kupuję wyprawę na Islandię, to ja nie byłam świadoma tego, co ja tak naprawdę kupuję. Wiedziałam tylko jedno, chciałam zwiedzić Islandię. Widziałam ją wielokrotnie na zdjęciach moich znajomych, więc urzekła mnie szalenie i ciągle myślałam o tym, żeby tam pojechać, żeby rzeczywiście na własne oczy zobaczyć tę przyrodę, usłyszeć ten szum wody. W ogóle niezwykle fascynowała mnie dzikość tego krajobrazu, taka dziewiczość wręcz, chociaż okazało się, że Islandia jest krajem bardzo takim rozwiniętym turystycznie, ale jednocześnie zachował swoją taką naturalność i odrębność. Zupełnie inne jest państwo wyspiarskie, inaczej wygląda wyspiarskie państwo niż takie na kontynencie. Nie zdawałam sobie wtedy z tego sprawy. I rzeczywiście dość wcześnie kupiłam ten wyjazd, gdzieś w granicach może marca nawet, a wyjazd był dopiero w sierpniu. I przyznam się, że nawet o tym zapomniałam, tych ferworze w międzyczasie zmieniłam pracę, więc też nie miałam czasu na ten temat myśleć, aż przyszło chyba tydzień czy dwa przed samym wyjazdem i ja wtedy się odsknęłam, co ja mam przygotować. Będę bez samochodu, do samochodu zazwyczaj zabieram pół domu, natomiast tu nie miałam takiego komfortu, musiałam się naprawdę spakować w dziesięciu... mój bagaż nie mógł przekraczać dziesięć kilogramów. Piję kawę, zapraszam serdecznie. I naprawdę wtedy dopiero jakby się odsknęłam, że muszę się przygotowywać, przygotować się jakoś inaczej niż do tej pory. No i rzeczywiście, o mało nie zawaliłam z ręcznikami, takimi szybkoschnącymi ręcznikami. Ręczników się tam w ogóle, można powiedzieć, nie używa, albo naprawdę... wręcz naprawdę nie pakowałabym wielkich ręczników, ja wzięłam dwa takie szybkoschnące. Spokojnie wystarczyłby jeden. Natomiast wzięłam troszeczkę rzeczy na zmianę, ale przyznam się, że już w czwartym i piątym dniu to było mi wszystko jedno, w czym ja chodzę, czy ode mnie śmierdzi, czy nie śmierdzi. My dzisiaj myliśmy, tak, ale to ubranie... nie było możliwości tam skorzystania z pralni, chociaż na każdym polu namiotowym jest suszarka, jest pralka i suszarka i można było ubrać, ale słuchajcie, tam były takie kolejki, że po prostu nie było możliwości skorzystania z tego i nawet nie chciało mi się jakby stać w tej kolejce, a więc po prostu to, co miałam, używałam. Tak jak wspomniałam we wpisie, naprawdę zabrałam beznadziejne buty i szybko się odsknęłam, że popełniłam błąd. Miałam porządne buty w domu, zostały w domu. Po prostu zobaczyłam, że tam jest 16 stopni i wyobraziłam sobie, że maszeruję w tych 16 stopniach i wydawało mi się, że mi po prostu będą za ciężkie, za niewygodne, obawiałam się tego i oczywiście wzięłam takie, powiedzmy, nieodpowiednie buty, w tym jeszcze jedne jakieś adidasy, jedne troszeczkę lepsze, takie trekkingowe, ale niskie buty, przyznam się, że zawaliłam tutaj. No i to się skończyło, jak się skończyło, schodziłam gdzieś z jakiejś góry i się porządnie poślizgnęłam i rozwaliłam kolano, ale nie na tyle, żeby nie wyłączyło mnie to z tej wędrówki, ale naprawdę dobre buty, porządne, trzeba po prostu ze sobą zabrać. Z kolei to jest, uważam, podstawa. Ja jeszcze wzięłam chyba coś, nie wiem, czy bym się bez tego obyła czy nie, ja wzięłam taki polarowy koc. Miałam takie obawy przed tym śpiworem, który, no co tu dużo mówić, przede mną spało już wiele ludzi, więc miałam takie, że się otulę i że będę po prostu miała troszeczkę, w tym śpiworze będę miała troszeczkę swojego domu. I przyznam się, że on trochę zabrał miejsca, może nie zabrał, dużo nie ważył, ale w te noce zimne ja po prostu okrywałam się, jak marzłam, a marzłam, nie ulega wątpliwości. Później wzięłam się na sposób, że wtedy, kiedy budziło mnie zimno, brałam aspirynę, ja jestem farmaceutką, więc doskonale wiedziałam, jak ta aspiryna działa i że mnie rozgrzeje, że rozszerzy naczynia i mnie rozgrzeje. Ale także okrywałam się z góry tym kocem, ramiona, głowę. Spało się oczywiście, miałam piżamę, taki drez właściwie i przebierałam się, bo chciałam zachować ten rytuał domowy, ale piżama nie była tam niezbędna. Ten kocyk polarowy uważam, że mnie się przydał. Ja bym chciała jeszcze coś powiedzieć na temat takich peleryn przeciwdeszczowych. Ja wzięłam taką pelerynę dość ciężką. Przyznam się, że ona ważyła około kilograma. Była ciężka, ale być może ona byłaby praktyczna, ale wtedy, kiedy ja jej potrzebowałam, to ja jej po prostu ze sobą nie miałam, bo ona była w plecaku, w samochodzie. Owszem, dwa razy zmokłam, ale peleryna była w samochodzie. Jeżeli bym miała jeszcze raz się pakować na Islandię, to wzięłabym jednak taką pelerynę ortalionową. Żeby była ona lekka, żeby można było być w takim plecaku podręcznym, bo tam się z tego samochodu często wychodzi, nie wychodzi. Brać te rzeczy, brać plecak taki podręczny czy nie brać go, to wszystko zależało od tego, jak daleko szliśmy. Ja chodziłam, właściwie starałam się, byłam właściwie wszędzie z całą grupą, poza takimi wyjściami wieczornymi. Ja mam 56 lat i po prostu dla mnie godzina 18 była jakby końcem tego dnia. Oczywiście czasami bywało tak, że myśmy na pewno raz na pole namiotowe przyjechali o godzinie 22. To była też przygoda dla mnie, ponieważ musieliśmy po ciemku, w deszczu, nie wiem czy nie w śniegu, bo to było pod lodowcem, rozkładać namioty. Mało tego, tam nie było trawy, więc tak jak pisałam, śledzie mi się ślizgały po lawie, bo była lawa, więc jak to powiedzieć? To była przygoda. Na szczęście właśnie na tym polu namiotowym była przepiękna taka przestronna łazienka, może nie przepiękna, ale na pewno przestronna łazienka. I tam poszłam, wykąpałam się w takiej gorącej festwodzie i tam była jeszcze podgrzewana podłoga. To było naprawdę bardzo takie relaksujące. Rozgrzałam się, poszłam spać. Chyba zasnęłam momentalnie, ale widok, widok o poranku, który mnie zastał. Po prostu myśmy spali pod lodowcem i akurat wschodziło słońce i oświetlało lodowiec. To były niezapomniane wrażenia i do dzisiaj zostały ze mną te kolory słońca, odbijającego się od śniegu. Ja nocę pisałam też o tym, że spaliśmy na takich dmuchanych matkach i o dziwo, słuchajcie, ja nie zmarzłam, ja nie marzłam od spodu. W miarę nie marzłam. Jeżeli marzłam, to marzłam jednak od góry, dlatego ten jakiś rodzaj takiego porządnego sweta czy porządnego tego, żeby się owinąć od góry, no jakby ogrzewał mnie. Do tego zawsze brałam ze sobą do namiotu termos gorącej wody. Ona oczywiście o godzinie już trzeciej nie była ta woda już tak gorąca, ale utrzymywało się to ciepło, więc ja troszeczkę mogłam się też i rozgrzać tą wodą. Być może... Ale uważam, że zimno nie było wielkim problemem. Właściwie nawet już chyba ostatnią noc, którą spaliśmy pod namiotem, to jak pakowaliśmy te namioty, to pamiętam jeszcze ten moment, żeśmy tak rozmawiali ze sobą i że nam się zrobiło żal tych namiotów, że jechaliśmy do tego hotelu, ale w sumie nie wiem, czy ten namiocik, który mieliśmy dla siebie, w większości spaliśmy w pojedynkę, który mieliśmy właśnie tylko dla siebie, nie był takim naszym odpoczynkiem od tego wspólnej podróży wielogodzinnej, bo spędzaliśmy ze sobą w końcu kilkanaście godzin dziennie. Ja jestem introwertyczką, więc ja lubię swoje towarzystwo. Nie przeszkadzają mi ludzie, ale lubię spędzać czas sama ze sobą. Natomiast właśnie ten namiocik pozwala na tę odrobinę intymności, na spokojną rozmowę z rodziną, na takie wyciszenie się. Ja doceniałam właśnie tę wieczorne chwilę. Niestety na wyprawie na Islandię, ja osobiście nie miałam siły na jakieś imprezowanie długie. Wydaje mi się, że chyba jeśli młodzież wychodziła tam na jakieś spotkanie, to może tam było raz czy dwa razy, ponieważ po pierwsze cztery razy spaliśmy pod namiotami. Tam nie było może takich warunków, ale z drugiej strony to po prostu byliśmy zmęczeni. Ja osobiście byłam zmęczona. Ja byłam zmęczona, ale to było takie zmęczenie, które wyłączyło u mnie wszystkie inne myśli. Tak, bo to dosłownie myśli. Ja pamiętam, że przeżyłam taki rodzaj wysiłku, który mnie całkowicie zresetował. Nieraz jeździmy na ten, ten chcemy odpocząć, ale ciągle ta głowa gdzieś jest. Jeździłam na jakieś wyjazdy dłuższe, krótsze, ale zawsze ta głowa zostaje w domu, w pracy. Natomiast tam ten rodzaj wysiłku, pisałam tam, że ja dziennie robię w domu, znaczy normalnie funkcjonuję z około 10-11 tys. kroków i pilnuję tego, nadrabiam w razie czego, jeśli nie wyrobiłam tego, ale natomiast tam dochodziło do 4 tys. kroków. Kilka razy nawet przekroczyłam tą liczbę, więc naprawdę to był prawdziwy taki wysiłek fizyczny, ale niezwykle, niezwykle przyjemny. Niezwykle przyjemny wysiłek fizyczny. Co jeszcze mogę powiedzieć na temat samego popytu, takich spraw socjalnych. Powiem coś na temat jedzenia. Ja od kilku lat nie jem w ogóle jedzenia, staram się nie jeść w ogóle, tego się nie da uniknąć, ale staram się nie jeść niczego przetworzonego. U mnie nie zjadłabym żadnej chińskiej zupki, pomniejszając jej wartości, może ktoś to lubi, a ja nigdy w życiu tego nie jadłam i nie zjadłabym. Ja tego się obawiałam, że będzie mi brakowało tam jedzenia, takiego wartościowego, ja bym to powiedziała, że to takiego jedzenia o dużej gęstości odżywczej, a więc wiele składników w małej jakby gramaturze. No wiadomo, że w takich warunkach powiedzmy polowych inaczej się je niż w domu, ale ja chyba się tak trzeciego dnia dopiero jakby otknęłam, że tak naprawdę można kupić jajka, można kupić szynkę taką, co prawda taka szynka jest, taką szynkę pakowaną, nie wiem czy kupiłam jakieś, kupowałam takie malutkie masełka i na tym piekłam sobie jajecznicę, smażyłam sobie jajecznicę rano, bo na polach namiotowych były dostępne takie, były dostępne po prostu patelnie. Przyznam się, że ja bym chyba następnym razem wzięła jakąś taką małą swoją własną patelnię, mam ja sama nawet w domu, mam taką małą ja patelnię na takie dwa jajka i to by mi jakby wystarczyło, natomiast nie miałam, ale jeśli chodzi o naczynia, może jeżeli tu jesteśmy, to naprawdę bardzo się przydaje termos, bo ja na przykład robiłam sobie kawę w termosie i później jak gdzieś jechaliśmy, to już popijałam kawę. Obowiązkowy jest bidon na wodę, obowiązkowy, wodę trzeba pić, zresztą naprawdę bywało tak, że w ciągu godziny były cztery pory roku, była zima, jesień, wiosna, lato, a więc to rozbieranie się, ubieranie się, tu często się aż lało z nas, bo tak było gorąco, zresztą maszerowaliśmy kilometrami, więc czułam ten wysiłek i to odpowiednie jakby ubranie, takie na cebulkę, to sprawdzało się idealnie, idealnie. Byłam przy posiłkach, doszłam do kurtki zimowej i ja tą kurtkę zimową wzięłam. Po prostu nosiłam ją, jeśli mi było gorąco, ją po prostu zdejmowałam, ale wydaje mi się, że w samym jakimś takim polarze, przy jakiejś takiej kurtce, nie wiem jak to się tam nazywa, te tkaniny takiej sportowej, nie wiem, byłoby mi zimno. Kurtka zimowa, miałam taką dość obszerną, więc jak było zimno, to zakładałam sobie polar. Jeśli widziałam, że jest słońce i nic nie wskazuje na to, że za chwilę coś się odmieni, no to ja po prostu wychodziłam w samym polarze i brałam ewentualnie taką ortalionową kurtkę przeciwdeszczową dla ochrony. Ja kurtkę taką solidną zimową wzięłam i wydaje mi się, że to było chyba dobre posunięcie. Następnie wracam do posiłków. Oczywiście ja nie przygotowywałam się do tego podcastu, po prostu mówię z głowy. Obiady jedliśmy zawsze Michał i serdecznie go pozdrawiam i postaram się jeszcze o Michale tutaj coś wspomnieć przynajmniej na końcu. Michał, a więc nasz przewodnik, jednocześnie kierowca i to szacunek dla jego uwagi, że nas bezpiecznie dowiózł, dla jego umiejętności takich naprawdę, bo był na pewno zmęczony. Zostawał w samochodzie i odpoczywał wtedy, kiedy my szliśmy tutaj zwiedzać. Natomiast rzeczywiście to cały dzień jazdy, załatwiania telefonów, wyobrażam sobie, że to był dla niego duży wysiłek. Sprawdził się naprawdę doskonale. Nie był takim przewodnikiem, co pokazywał, właściwie nam pokazywał, gdzie mamy iść, a reszta właściwie należała do nas. Można było się go zapytać, ale może to za chwilę dopowiem. Michał miał listę dobrych miejscówek na obiady i z tej listy trzeba korzystać i słuchać go, ponieważ naprawdę miejsc do zjedzenia jest na Islandii takich miejsc nie jest dużo. Nie jest tak, że na każdej stacji benzynowej, właściwie w każdym mieścinie coś jest. Niestety ani sklepy, sklepy też są... Biedronek nam nie ma ani w każdej miejscowości. Po prostu trzeba słuchać przewodnika. Jeżeli przewodnik mówi, że tutaj jest sklep i tutaj robimy zakupy, to nie ociągajcie się. Ja też się nie ociągałam, tylko po prostu słuchałam. Pytałam się tylko, czy kupujemy coś na śniadanie, czy na kolację i śniadanie. Różnie bywało. Zazwyczaj to na jedno i drugie. U mnie się bardzo sprawdziły tuńczyk w puszce. Ja robiłam sobie taką sałatkę z sałata, tuńczyk i jajko gotowane. Wydarzyło mi się tak. Ser żółty, ogórek. Robiłam sobie chyba dwie takie porcje. Jeżeli tam gdzieś między śniadaniem a obiadem zgłodniałam, to też posilałam się właśnie czymś takim. Wzięłam z domu także migdały, orzechy i takie łuskane. To był wysiłek dla organizmu, więc potrzebowałam naprawdę takiej... Ja czułam, że muszę coś zjeść, bo po prostu mój organizm wołał tego. O, pies chrapie. Natomiast kolacje to też na polach zamiotowych, na tych kempingowych polach jedliśmy. Co mogliśmy, to jedliśmy. Każdy sobie coś tam szykował. Przyznam się, że to jedzenie jest takie bardziej marketowe. Ja przeżyłam, nie narzekam. Można było ten tydzień jakoś tam się dostosować do tych warunków. Powiedziałabym, że to było dla mnie takie troszeczkę urozmaicenie, ale swoich zasad żywieniowych nie pogwałciłam bardzo. Czasami mi smakowało, czasami mniej, ale można przeżyć. Ja polecam, jeśli będziecie na Islandii, na pewno pojedziecie na najsmaczniejszą zupę pomidorową, może najsmaczniejsza. Dlaczego najsmaczniejsza, to na pewno się dowiecie. Ale i najdroższa zupa pomidorowa na Islandii. Warto tam pojechać. To dla mnie było niezwykłe. Po prostu niezwykła taka kreatywność tego narodu, tego miejsca. Warto odwiedzić to miejsce. Więcej tam szczegółów nie będę mieć, bo naprawdę tak dużo się tam zwiedziło, że ja nie zapamiętałam nas, nie zapamiętałam. Właściwie dopiero teraz powolutku sobie czytam o tych miejscach, gdzie byłam, oglądam zdjęcia i to też mi sprawia ogromną radość. Coś jeszcze. Trzy razy spaliśmy w bardzo, to były takie hostele, ale naprawdę wysoki taki komfort. Właściwie nic tam nie brakowało. Jeden, chyba to już było w Reykjaviku, to była nasza ostatnia noc. Zapamiętałam ją, ponieważ hostel był bardzo taki przyjazny. Była kawa, herbata. Były miejsca takie do odpoczynku. Ja naprawdę spotkałam tam Polki, one tam sprzątały. Zamieniłam z nimi chwilę. Rozmawiałam z nimi, spytałam się, co tu robię i uderzyła mi jedna odpowiedź jednej z nich, która powiedziała, że jej nie stać na Polskę. Naprawdę wróciłam taka zdołowana, byłam taka zdołowana tym, co powiedziała ta dziewczyna. Ona powiedziała, że jest w Warszawie i mieszkała w Warszawie, czy nie jest w Warszawie, tylko mieszkała w Warszawie. Mieszkanie w Warszawie kosztowałoby ją 3 tys. zł, a sama zarabiała 4,5. Więc nie myślała długo, tylko po prostu wyjechała na sezon do Islandii. Co będzie dalej, nie wiem. Zresztą w ogóle bardzo dużo Polaków się tam spotykało. Nawet w miejscach, nawet tam, gdzie byliśmy na tej zupie pomidorowej, to obsługiwało nas troje Polaków, młodych ludzi, którzy przyjechali tam na sezon do pracy. Jeszcze coś powiem o języku angielskim. Ja nie posługuję się sprawnie językiem angielskim. Niestety, co prawda, rozumiałam kontekst wypowiedzi, natomiast nie czułam się na siłach prowadzić jakiejś konwersacji. Na tyle, ile potrafiłam mówić, to mówiłam. Natomiast czy trzeba znać ten język angielski? Nie ma takiego obowiązku, ale przyznam się, że trochę mnie to zmobilizowało i znów wróciłam do nauki, bo jak napisałam w tym, mam śmiałe plany i rzeczywiście warto tam pojechać. Mam śmiałe plany i być może trochę łatwiej mi będzie się komunikować. Wyjazd nie był tanim jakimś takim wyjazdem. Nicórzy troszeczkę się na cenę zdrygali. Mówi, że za tą cenę to można pojechać na dwa wyjazdy gdzieś tam do ciepłych krajów albo na ciepłe morze. Natomiast ja przyznam się, że ja już od dawna zrezygnowałam z takiej leżakowej, turystyki leżakowej i niezwykle mnie podoba się taka turystyka wyprawowa, ponieważ nie wiem jak długo jeszcze będę miała siłę, żeby przejść przez taki wysiłek fizyczny, ponieważ niestety trzeba było sobie ten namiot rozstawić, trzeba było go złożyć, musiałam nosić ten plecak, wkładać go, wyjmować go, szperać go w tym. Pamiętam też marsz, ponieważ zaparkowałam samochód na parkingu gdzieś tam z pół kilometra, a może i nawet dalej od lotniska, więc musiałam przemarszerować o trzeciej czy o pierwszej, czy o drugiej, już nie pamiętam, nocy z tym plecakiem. Już nie miałam takiej siły, jakoś coś mnie, jakaś adrenalina sprawiła, że doszłam do siebie, doszłam tam do samochodu i przede mną jeszcze były tam dwie godziny takiej solidnej drogi. Na szczęście szczęśliwie dojechałam i przyjechałam tak jakby zadowolona, że postanowiłam, że pojadę sobie jeszcze gdzieś. Jeszcze nie wiem gdzie, ale prawdopodobnie jeszcze sobie gdzieś pojadę. No, co jeszcze? Dla mnie, ja powiedziałam właściwie wszystko, moje obawy, które miałam tutaj jakby w domu, oczywiście te dwa tygodnie przed wyjazdem, jak doszło do mnie, że to już niedługo i na co ja się tak naprawdę piszę, no to było dla mnie trochę przerażające, ale moje obawy się jakby nie potwierdziły. Spokojnie osoba taka sprawna, tylko ja jeszcze jedną rzecz podkreślę, ja jestem osobą zdrową, ja nie choruję na nadciśnienie, nie mam cukrzycy, nie mam, nie wiem, jakich dolegliwości przewlekłych. No ja, ponieważ jestem farmaceutką, widzę co się dzieje, że 30-40-latki już przychodzą z receptami na różne leki, na nadciśnienie cukrzycy, na nadciśnienie, na podwyższony poziom cukru, więc nie wiem jak w tych okolicznościach, nie wiem jak w tych okolicznościach zareagował na taki wysiłek. Nie jest to wysiłek nieludzki, poza jakimiś kilkoma sytuacjami, właściwie to były spacerki, to była lekka górka, można było sobie usiąść, można było sobie jakby odpocząć, jadąc w samochodzie, można było sobie się zdrzemnąć. Także to nie był jakby wysiłek taki ponadludzki, to nie była wyprawa na Spitsbergen, no nie wiem, powiedzmy, albo Mont Everest, no to nie porównujmy tego. Natomiast na pewno to było zupełnie coś innego, niż przeżywałam do tej pory i nie tak jakby sobie, moje wyobrażenia były w domu, jak byłam jeszcze w domu, były troszeczkę inne. Natomiast ja wróciłam szczęśliwa, ja wróciłam odmieniona i ja wróciłam z planami. No tak, teraz chyba czas na koniec i powiem jeszcze jedną rzecz, że przed wyjazdem rozmawiałam z którymś z panów z firmy, z którą jechałam i właśnie zapytałam się jego, dlaczego ludzie tak niewiele piszą pod tymi postami, dlaczego tak niewiele się dzieje na ich Facebooku. Przecież jeżeli ktoś jest tak szalenie zadowolony i tak szalenie, no to powinien się jakby wyrazić. No i ten powiedział mi, no to jak pani wróci, czy ty wrócisz, nie wiem jak to się zwróci, zwrócił do mnie, no to ty coś nam piszesz. Więc cały czas mi leżało na sercu, że ja to napiszę i opublikuję. I tym sposobem powstał i wpis na moim blogu i oczywiście ten podcast. Chciałam to właśnie tak troszeczkę uzupełnić i ożywić ten wpis. Każdy lubi słuchać, ktoś czytać, może ktoś woli słuchać. Miałam jeszcze coś powiedzieć na temat Michała. Czy jego pochwały wystarczą? Ja powiem tak, że dla mnie jest to młody człowiek, bo dla mnie już są wszyscy młodzi, więc ja to odebrałam go i dla mnie ten człowiek mi niezwykle zaimponował. I ponieważ muszę tu postawić trzy kropek. Posłuchałam jego historii, w jaki sposób właściwie w ciągu roku przemeblował, i to powiedziałam przemeblował, to jest tak, przemeblował swoje życie i jestem po prostu pod wrażeniem. To jest, Michał jest osobą, która jest osobą na odpowiednim miejscu. I ja mu serdecznie dziękuję za tą bezpieczną jazdę. Trochę jestem panikarą, jak każdy kierowca, zawsze sama jeżdżę, więc dla mnie jazda jako pasażer już sprawia jakiś taki dyskomfort. Ale ja mu serdecznie dziękuję za tą bezpieczną jazdę. Naprawdę wspinam się po tych górkach bardzo zgrabnie. Ja nie chciałam się nawet bać, bo ja nie mogłam się bać, bo po prostu innego wyjścia nie miałam. Więc przyszło mi tylko jedno. Ja sobie po prostu oglądałam widoki, te bezkresne, że tak powiem, przestrzenie, zieleń, krajobrazy, no po prostu nieziemskie, księżycowe krajobrazy. I naprawdę myślę, że jeśli by on powiedział, że gdzieś tam jest przewodnikiem, to jeśli bym miała wybór, to właśnie wybrałabym to miejsce, żeby z nim jeszcze raz jechać. I chyba tak bym to zakończyła. I jeśli uważacie, że coś tutaj potrzebujecie, jakiegoś dopowiedzenia, albo o czymś nie powiedziała, to ja oczywiście, napiszcie tam pod podcastem, pod tym nagraniem. Ja oczywiście dopowiem, odpowiem, postaram się odpowiedzieć. I to jest nagranie, które ja chciałam usłyszeć przed moim wyjazdem. Ja miałam pewne obawy, nie znalazłam odpowiedzi na swoje pytania, szukałam ich i dlatego postanowiłam pojechać i sama sprawdzić. I dzisiaj wróciłam, znaczy ja wróciłam już dwa miesiące temu, dopiero teraz miałam chwilę, żeby o tym opisać i nagrać. Więc ja wróciłam szczęśliwa i zadowolona i tutaj postawię kropkę. Dziękuję Wam za uwagę. Macie jakieś pytania, piszcie pod nagraniem.

Listen Next

Other Creators