
Nothing to say, yet
Listen to 16871899846026605 (1) by krzysztof MP3 song. 16871899846026605 (1) song from krzysztof is available on Audio.com. The duration of song is 26:09. This high-quality MP3 track has 320 kbps bitrate and was uploaded on 19 Jun 2023. Stream and download 16871899846026605 (1) by krzysztof for free on Audio.com ā your ultimate destination for MP3 music.
Comment
Loading comments...
Dorota, today I'm going to read you the beginning of the book Slow Fire Burning by Paula Hawkins. It's a new thriller by the author of the bestseller The Girl on the Train. The book is described as a gripping and surprising novel with an intelligent plot. It explores revenge, love, and unresolved issues. The main character is a relatable person and the story takes place in an intriguing setting. The book has been highly anticipated and has received positive reviews. The first chapter introduces Laura, who is dealing with some personal issues and makes a disturbing discovery. CzeÅÄ Dorotko, zamierzam Ci przeczytaÄ dzisiaj poczÄ tek ksiÄ Å¼ki Powolne spalanie Pauli Hawkins Na górze ksiÄ Å¼ki napisane jest, okÅadki napisane, nowy thriller autorki bestsellera DZIEWCZYNA Z POCIÄGU CzytaÅem tÄ ksiÄ Å¼kÄ, mi podobaÅa mi siÄ Opisy na okÅadce z tyÅu To żywioÅowa, zaskakujÄ ca powieÅÄ wciÄ ga nas od pierwszego do ostatniego dania i ja jej na chwilÄ nie odpuszczÄ Szalenie inteligentna fabuÅa i malownicze otoczenie Nic tylko czytaÄ Kate Moss napisaÅa niby NastÄpnie jakiÅ Lee Child czy Child Jak przystaÅo na Åwietny thriller, powolne spalanie obfituje zwroty akcji i puÅapki, ale jest to też ksiÄ Å¼ka wnikliwa, inteligentna i gÅÄboko ludzka Bohaterami sÄ osoby, jakie wszystkie znamy, może nawet takie jak my No zobaczymy No i trzecia, taka skrócona opinia Nowa powieÅÄ Pauli Hawkins zawsze jest wydarzeniem, jej ksiÄ Å¼ki obfitujÄ ce w skakujÄ ce zwroty akcji Co typowe dla gatunku NORL Czyli takiej jakiejÅ ciemnej jakiejÅ powieÅci Ale jednoczeÅnie majÄ nam do przekazania coÅ wiÄcej autentycznÄ i zÅożonÄ prawdÄ o nas samych No tak obiecujÄ co to wyglÄ da Jest okÅadka powolne spalanie Na pierwszej stronie jest napisane Paula Hawkins Powolne spalanie Z angielskiego przeÅożyÅ Robert Ginalski Wydatnictwo Åwiat KsiÄ Å¼ki No i tytuÅ oryginalu Slow Fire Burning Czyli takie powolne spalanie w ogniu No i sÄ tutaj opisy Warszawa 2021 ZostaÅa ksiÄ Å¼ka wydana W dystrybucji jakichÅ Dresser Dublin I coÅ tam www.dressler.com.pl No i na pierwszej stronie jest dedykacja KsiÄ Å¼kÄ tÄ poÅwiÄcam PamiÄci Liz Hohenadel Hoooo Hohena Del Adele Scott Ciekawe ImiÄ drugie Jej blask sprawiaÅ Å»e Åwiat byÅ cieplejszy Zawsze bÄdzie nam jej brakowaÅo No prawdopodobnie ta pani już nie żyje Albo w jakiÅ sposób siÄ rozstaÅa Z autorkÄ tej powieÅci Teraz tak Jeszcze na nastÄpnej ksiÄ Å¼ce Jedni z nas rodzÄ siÄ jak padlinożerne ptaki Jako żer nad którym krÄ Å¼Ä No i tu jest jakiÅ cytat Emily Skaja No i przewracamy NastÄpnÄ stronÄ Tu jest Plan W którym prawdopodobnie siÄ ta akcja bÄdzie rozgrywaÅa Ja Ci przeÅlÄ ten Plan zdjÄciem Osobnym I żebyÅ mogÅa siÄ zorientowaÄ Jak to wyglÄ da No to jest jakiÅ kanaÅ JakieÅ drogi JakieÅ budowle Tutaj widaÄ wieżowiec JakieÅ pranie samoobsÅugowe Prawdopodobnie w tym Åwiecie bÄdziemy siÄ poruszaÄ No i teraz nastÄpnÄ stronÄ ObróciÅem jest napisane coÅ takiego W jÄzyku angielskim termin powolne spalanie Slow fire Odnosi siÄ do procesu degradacji papieru W wyniku którego żóÅtnie i staje siÄ kruchy Na skutek zakwaszania Kwasy obecne SÄ w samym papierze Którego wÅókna zawierajÄ ziarna wÅasnego zniszczenia Ludzi, których wkrótce poznacie Również coÅ zżera od Årodka Å»Ä dza zemsty Pragnienie miÅoÅci ChÄÄ doprowadzenia do koÅca niezaÅatwionych spraw CoÅ co tli siÄ w nich latami Tak samo jak Każdego z nas No i tutaj już jesteÅmy Prawie że na poczÄ tku Pierwszego rozdziaÅu Takie wstÄpy Zakrwawiona dziewczyna Chwilnie wtapia siÄ w ciemnoÅÄ Podarte ubranie Zwisa Z jej mÅodego ciaÅa OdsÅaniajÄ c poÅacie blady skóry ZgubiÅa but i stopa krwawi Przeżywa katuszÄ, ale ból staÅ siÄ nieistotny PrzysÅoniÅy go inne cierpienia Jej twarz to maska strachu Jej serce to dudniÄ cy bÄben Jej oddech to przerażone ziajanie Zaszczutego lisa NocnÄ ciszÄ Przerywa ciche buczenie Samolot OcierajÄ c kres oczu dziewczyna spoglÄ da w niebo Lecz widzi jedynie gwiazdy Buczenie narasta i opada Zmiana biegu w samochodzie Czyżby dotarÅa do gÅównej drogi Podniesiona nieco na duchu Potrafi wykrzesaÄ z gÅÄbi siebie Resztki energii I puszcza siÄ biegiem Nie tyle widzi, ile czuje ÅwiatÅo za sobÄ Czuje, że wydobywa jej postaÄ ciemnoÅci I wie, że z tyÅu nadjeżdża samochód Nadjeżdża od strony fermy Farmy Odwraca siÄ Jeszcze zanim go dostrzega Wie, że jÄ znalazÅ Jeszcze zanim go dostrzega Wie, że to jego ujrzyza kierownicÄ Zamiera w bezruchu Przez mgnienie oka siÄ waha Po czym zbiega z szosy Wpada do rogu Na przylegÅe polen OÅlep pÄdzi przed siebie Potyka siÄ i podnosi Nie wydajÄ c najmniejszego dÅŗwiÄku Krzyk na nic by siÄ nie zdaÅ Gdy w koÅcu jÄ dopada Chwyta garÅÄ jej wÅosów I pociÄ ga jÄ na ziemiÄ Dziewczyna czuje jego oddech Wie, co on z niÄ zrobi Wie, co jÄ czeka Bo widziaÅa, jak robiÅ to wczeÅniej Jak robiÅ to jej przyjacióÅce Jak okrutnie jÄ Jak okrutnÄÅa gÅoÅno IrenÄ Z trzaskiem zamykajÄ c ksiÄ Å¼kÄ I rzucajÄ c jÄ na stos Przeznaczonych do sprzedaży na cel charytatywny Co to za piramidalna bzdura No to byÅ jakaÅ fragment jakiejÅ ksiÄ Å¼ki No i mamy teraz rozdziaÅ pierwszy Wreszcie po dÅuższym wstÄpie Jest rozdziaÅ pierwszy W gÅowie Lory OdezwaÅa siÄ Deidre Deidre To jest problem Lauro Polega na tym, że dokonujesz zÅych wyborów A żebyÅ kurwa wiedziaÅa Deidre Ciekawe jak to siÄ czyta Laura nie sÄ dziÅa, że kiedykolwiek PomyÅli, czy powie coÅ takiego Jednak stojÄ c w swojej Åazience I trzÄsÄ c siÄ historycznie Podczas gdy tÄtno miarowo WypychaÅo gorÄ cÄ krew z rany Na jej przedramieniu MusiaÅa przyznaÄ, że Deidre Której gÅos sobie teraz uroiÅa TrafiÅa w samo sedno Laura pochyliÅa siÄ i oparÅa CzoÅem o lustro Å»eby nie patrzeÄ sobie w twarz Tyle, że spoglÄ danie w dóŠByÅo jeszcze gorsze Ponieważ w tej pozycji widziaÅa WypÅywajÄ cÄ z niej krew Przez co byÅa zamroczona i czuÅa, że w każdej chwili Może siÄ pożygaÄ Tyle krwi Skaleczenie byÅo gÅÄbsze niż myÅlaÅa Powinna pojechaÄ na ostry dyżur Nieoczekanie Na żaden ostry dyżur SiÄ nie wybiera Niedoczekanie na żaden ostry dyżur SiÄ nie wybiera ZÅe wybory Gdy w koÅcu wyciek krwi siÄ zmniejszyÅ Laura zdjÄÅa t-shirt CisnÄÅa go na podÅogÄ WyÅlizgnÄÅa siÄ z jeansów, zrzuciÅa majtki I pozbyÅa siÄ stanika GwaÅtownie wciÄ gajÄ c powietrze Przez zÄby, gdy metalowe ZapiÄcie zahaczyÅo o ranÄ NapierdolÄ, masakra syknÄÅa Stanik też rzuciÅa na podÅogÄ W grÄ moliÅa siÄ do wanny PuÅciÅa prysznic I tygodniÄ stanÄÅa pod mizernym strumieczkiem Koszmarnie gorÄ cej wody Pod swoim prysznicem mogÅa WybieraÄ jedynie miÄdzy lodowatÄ A niemal wrzÄ tkiem Opcji poÅredniej nie byÅo Czubkami pomarszonych palców PrzesuwaÅa Po swoich piÄknych ÅnieżnobiaÅych bliznach GÅównie ujdzie barku z tyÅu gÅowy To ja, powiedziaÅa do siebie To ja Później z przedramieniem nieudolnie OwiniÄtym zwojami papieru toaletowego I ciaÅem okrÄconym lichiem rÄcznikiem UsiadÅa w salonie na brzydkiej kanapie Pokrytej szarÄ dermÄ I zadzwoniÅa do matki PrzerwaÅa poÅÄ czenie, bo odezwaÅa siÄ Poczta gÅosowa Marnowanie impulsów nie miaÅo sensu ZadzwoniÅa do ojca PowiedziaÅa wszystko w porzÄ dku kurczaczku W tle sÅyszaÅa jakiÅ haÅas Radio nastawione na stacjÄ 5 live Tato przetknÄÅa górÄ PodchodzÄ cÄ jej do gardÅa Co sÅychaÄ? Tato, mógÅbyÅ do mnie przyjechaÄ? Ja miaÅam koszmarnÄ noc i tak sobie pomyÅlaÅem, że Może mógÅbyÅ wpaÅÄ do mnie na trochÄ Wiem, że to kawaÅek drogi, ale UsÅyszaÅa jak w tle Deidre Deidre, może Syczy przez zaciÅniÄte zÄby Nie Filipie JesteÅmy umówieni na brydża Tato, mógÅbyÅ nie rozmawiaÄ ze mnÄ przez gÅoÅnik? Skarbie, ja MówiÄ serio, możesz wyÅÄ czyÄ gÅoÅnik? Nie chcÄ sÅuchaÄ jej gÅosu Sam jego dÅŗwiÄk mam ochotÄ coÅ PodpaliÄ Lauro, nie przesadzaj Nieważne tato, nie ma o czym mówiÄ JesteÅ pewna? Nie, nie jestem pewna Nie jestem kurwa pewna Tak, jasne, wszystko w porzÄ dku Dam sobie radÄ Dam sobie radÄ Dam sobie radÄ Dam sobie radÄ Dam sobie radÄ Dam sobie radÄ Dam sobie radÄ Dam sobie radÄ Dam sobie radÄ Dam sobie radÄ Dam sobie radÄ Dam sobie radÄ Dam sobie radÄ Dam sobie radÄ Dam sobie radÄ Potem weszÅa pod prysznic UsuwajÄ c nożyczkami brud pod paznokci PatrzyÅa jak woda u jej stóp różowiej ZamknÄÅa oczy SÅuchaÅa gÅosu Daniela, który pytaÅ Co ci odbiÅo? GÅosu Deidre, mówiÄ cy Nie Filipi, jesteÅmy umówieni na brydża A także swojego gÅosu CoÅ podpaliÄ, podpaliÄ, podpaliÄ PodpaliÄ, podpaliÄ No to byÅ pierwszy rozdziaÅ TrochÄ taki maÅo Ciekawy jak dla mnie No ale coÅ tam siÄ zaczyna DziaÄ Pani siÄ PróbowaÅa po jakiejÅ Z jakiejÅ rany UmyÄ, ale WedÅug mnie nie powinna wchodziÄ do ciepÅej kÄ pieli Z otwartÄ ranÄ No ale dobra, to jest jakoÅ maÅo Tutaj autorka wziÄÅa to Pod uwagÄ RozdziaÅ drugi Wczoraj drugÄ niedzielÄ Miriam czyÅciÅa toaletÄ MusiaÅa wyjÄ Ä o dziwo Dziwo zawsze nieprzyjemnie ciÄżki Zbiornik z maÅej ubikacji Na rufie barki WytaszyÄ go przez kabinÄ na ÅcieżkÄ Nad kanaÅem, a stamtÄ d przenieÅÄ CaÅe 100 metrów do punktu odbioru nieczystoÅci Gdzie fekalia należaÅo przelaÄ Do gÅównej toalety i spuÅciÄ wodÄ A nastÄpnie wypÅukaÄ zbiornik, żeby usunÄ Ä resztki ByÅ to jeden z mniej Ålankowych aspektów mieszkania na barcie I wolaÅa zaÅatwiaÄ to wczeÅniej Gdy nikt nie krÄciÅ siÄ w pobliżu Przenoszenie wÅasnych gÅów PoÅród nieznajomych ludzi WyprowadzajÄ cych psy na spacer Oraz biegaczy byÅo czymÅ absolutnie niegodnym WyszÅa na tylny pokÅad By sprawdziÄ czy ma wolnÄ drogÄ Czy na Åcieżce nie ma żadnych przeszkód Rowerów, ani butelek Ludzie czÄsto bywajÄ skrajnie AntyspoÅeczni, zwÅaszcza w sobotnie wieczory W poranek byÅ pogodny BiaÅe pÄ czki na bÅyszczÄ cych MÅodych gaÅÄ zkach platanów i brzus ZapowiadaÅy nadejÅci wiosny Jak na marzec byÅo zimno A jednak zauważyÅa, że drzwi kabiny SÄ siedniej barki sÄ otwarte Tak samo jak ostatniej nocy Dziwne, naprawdÄ dziwne CÄk w tym, że akurat ZamierzaÅa rozmówiÄ siÄ Z wÅaÅcicielem tej barki MÅodym czÅowiekiem, który przekroczyÅ termin pobytu SumowaÅ na tym miejscu Już 16 dni O dwa dÅużej niż miaÅ prawo WiÄc zamierzaÅa zamieniÄ z nim sÅówko I wyjaÅniÄ, że powinien ruszaÄ w dalszÄ drogÄ Nie leżaÅo to w zakresie jej obowiÄ zków I w ogóle to nie byÅa jej sprawa Ale w przeciwieÅstwie do wiÄkszoÅci ludzi WrosÅa w tutejszy krajobraz I dlatego postawa obywatelska Szczególnie leżaÅa jej na sercu W każdym razie WÅaÅnie to Miriam powiedziaÅa Czemu Barkerowi, który zapytaÅ jÄ później Z jakiego powodu pani tam zajrzaÅa Policjant skulony i przygarbiony ByÅy naprzeciwko niej tak blisko Å»e ich kolana niemal siÄ stykaÅy Wysokiemu mÄżczyÅŗnie na barce Nie jest zbyt wygodnie A on byÅ wyjÄ tkowo wysoki MiaÅ gÅowÄ gÅadkÄ jak kula bilardowa I wyraz poirytowania na twarzy Jakby zaplanowaÅ na ten dzieÅ CoÅ ciekawszego CoÅ przyjemnego Na przykÅad wyprawÄ z dzieÄmi do parku A tymczasem tkwiÅ tu z Miriam I wcale mu siÄ to nie podobaÅo Czy pani jej czegoÅ dotykaÅa? No wÅaÅnie DotykaÅa czegoÅ? Miriam zamknÄÅa oczy WyobraziÅa sobie jak elegancko puka w okno Niebiesko-biaÅej barki Nieoczekana odpowiedÅŗ CzyjÅ gÅos albo drgniÄcie firanki Nie doczekawszy siÄ jednak Schylona usiÅuje zajrzeÄ do kabiny Przez firankÄ oraz Lekko liczÄ c dziewiÄcioletniÄ warstwÄ Miejskiego i rzecznego brudu Puka raz jeszcze A po dÅuższej chwili Wchodzi na pokÅad ruchowy I woÅa halo Jest tu kto? UjrzaÅa siebie jak bardzo delikatnie PociÄ ga za drzwi kabiny A wtedy do laty jej jakaÅ woni Zapach żelazka PrzewodzÄ cy na myÅl miÄso WzbudzajÄ cy gÅód Halo Jak otwiera drzwi na osierz Schodzi po dwóch stopniach do kabiny I ostatnie halo Jak sceny jakÄ tam zastaje Wszystko jest we krwi Na podÅożu leży chÅopiec Nie tyle chÅopiec Ile mÅody mÄżczyzna Z wyciÄtym w szyi Szerokim uÅmiechem UjrzaÅa siebie jak siÄ Chwieje, zakrywa dÅoniÄ usta Przed dÅuższÄ chwilÄ nachyla OszoÅomiona, aż w koÅcu WyciÄ ga rÄkÄ i zaciska palce na blacie O Boże DotknÄÅam blatu PowiedziaÅa siÄ czemu Chyba przytrzymaÅam siÄ blatu zaraz za progiem Po lewej stronie od wejÅcia do kabiny ZobaczyÅam go i pomyÅlaÅam To znaczy poczuÅam ZrobiÅo mi siÄ niedobrze ZaczerwieniÅa siÄ Ale nie zwymytowaÅam Jeszcze nie wtedy, dopiero na zewnÄ trz Ja przepraszam, że proszÄ siÄ tym nie przejmowaÄ PrzerwaÅ jej Beker Barker Czy Berker WciÄ Å¼ ÅwidrujÄ c jÄ wzrokiem Nie ma najmniejszego powodu Co Pani zrobiÅa potem? ZobaczyÅa Pani zwÅoki OparÅa siÄ o Pani o blat Ta woÅ nie dawaÅa jej spokoju Ale nie fetor krwi Tego morza krwi Tam cuchnÄÅo coÅ jeszcze UnosiÅ siÄ jakiÅ starszy SÅodki odór przywodzÄ cy na myÅli Lilie Które zbyt dÅugo staÅy w wazonie Ten zapach i widok, któremu Nie sposób byÅo siÄ oprzeÄ PiÄknej martwej twarzy Szklistych oczu otoczonych dÅugimi rzÄsami Rozchylonych peÅnych Wark ukazujÄ cych równe biaÅe zÄby Jego tuÅów i dÅonie I ramiona byÅy utytuÅowane krwiÄ Czubki zakrzywionych palców DotykaÅy podÅogi Jakby siÄ jej kurczowo trzymaÅ Kiedy odwracaÅa siÄ do wyjÅcia Jej wzrok podchwyciÅ CoÅ leÅ¼Ä cego na podÅodze CoÅ, czego tam byÄ nie powinno BÅysk srebra Unurzanego w lepki CzerniejÄ cej krwi PotykajÄ c siÄ na stopniach WyszÅa z kabiny I krztuszÄ c siÄ Åapczywie ChwytaÅa powietrze ZwymytowaÅa na ÅcieżkÄ I otaczy usta krzyknÄÅa Ratunku, niech ktoÅ wezwie policjÄ Ale byÅa dopiero 7.30 w niedzielÄ rano Nikogo w zasiÄgu wzroku Na Åcieżce zero ruchu Na drogach powyżej też nic CiszÄ zakÅócaÅ tylko warkot generatora PrzemykajÄ cych obok kokoszyk wodnych Kiedy spojrzaÅa na most nad kanaÅem ZdawaÅo jej siÄ, że kogoÅ widzi Raptem przez chwilÄ Ale ten ktoÅ zaraz zniknÄ Å Ona zaj zostaÅa sama w szponach paraliżujÄ cego strachu WyszÅam PowiedziaÅem biednym policjantowi Od razu zeszÅam z barki I zawiadomiÅam policjÄ ZwymytowaÅam, a potem pobiegÅam na swojÄ barkÄ I zadzwoniÅam na policjÄ W porzÄ dku, spokojnie Nikogo w zasiÄgu wzroku I spojrzaÅa na niego RozglÄ daÅ siÄ dookoÅa LustrujÄ c malÄkÄ schludnÄ kabinÄ KsiÄ Å¼ki nad zlewem Potrawy jednogarnkowe Nowe podejÅcie do warzyw DzioÅa na parapecie BazyliÄ i kolendrÄ W plastikowych pojemnikach Oraz drewniajÄ cy rozmaryn W niebieskiej ceramicznej doniczce Zerkon na póÅkÄ peÅnÄ ksiÄ Å¼ek W miÄkkich okÅadkach ZbliżajÄ cy na niej zakurzony skrzydÅokwiat I oprawionÄ w ramki fotografium Brzydkiej pary Z grubokoÅcistym dzieckiem PoÅrodku Mieszka tu pani sama? ZapytaÅ ChoÄ wÅaÅciwie nie byÅo to pytanie WiedziaÅa co sobie myÅli Gruba, stara panna StupniÄta na punkcie ekologii Wyznawczyni samowystarczalnoÅci Oraz idei zrób to sam A do tego w Åcipskie babsko Wnos w nie swoje sprawy Miriam byÅa Åwiadoma jak inni jÄ postrzegajÄ Czy miewa pani okazjÄ Do poznania sÄ siadów? Chociaż Czy to sÄ prawdziwi sÄ siedzi? Raczej wÄ tpiÄ, skoro PrzypÅywajÄ i sumujÄ tu przez górÄ dwa tygodnie Miriam wzruszyÅa ramionami Niektórzy zjebiajÄ siÄ I wybywajÄ regularnie MajÄ swój rejon, pas wody Które lubiÄ opÅywaÄ WiÄc niektórych udaje siÄ poznaÄ Ale to kto lubi Można siÄ trzymaÄ na oboczu Ja tak jak ja to robiÄ Åledczy tego nie skomentowaÅ PatrzyÅ tylko na niÄ beznamiÄtnie ZdaÅa sobie sprawÄ, że próbuje jÄ rozgryÅŗÄ Å»e nie ufa jej sÅowom I niekoniecznie wierzy w to co mu mówi A jak byÅo z nim Z tym mÄżczyznÄ , którego znalazÅa pani dziÅ rano Miriam pokrÄciÅa gÅowÄ Nie znaÅam go WidziaÅam go kilka razy WymieniÅam z nim Nie to nawet nie byÅo uprzejmoÅci MówiÅam mu witam albo dzieÅ dobry A on odpowiadaÅ i tyle Nie zupeÅnie to prawda, że odkÄ d Zasumowo widziaÅa go raptem dwa razy I od razu wyczuÅa w nim amatora Jego barka byÅa w opÅakanym stanie OdÅoÅ¼Ä ca farbÄ Farba zardzewiaÅa nad proÅ¼Ä Przekrzywiony komin Za to on byÅ stanowczo Wymuskany jak na życie na wodzie Czyste ubrania, biaÅe zÄby Å»adnych kolczyków ani tatuaży A przynajmniej nie miaÅ ich w widocznych miejscach ByÅ to niezwykle przystojny mÅody czÅowiek DoÅÄ wysoki brunet O ciemnych oczach i ostrych zdecydowanych rysach Kiedy spotkaÅa go po raz pierwszy PowiedziaÅa dzieÅ dobry ChÄ dzaÄ z uÅmiechem PodniósÅ na niÄ wzrok A wtedy wÅosy zjeżyÅy jej siÄ na karku Wówczas zwróciÅa na to uwagÄ I nie zamierzaÅa siÄ tym dzieliÄ z policjantem Kiedy go zobaczyÅam po raz pierwszy OdniosÅam takie dziwne wrażenie WziÄ Åby jÄ za postrzelonÄ wariatkÄ Tak czy owak Dopiero teraz uÅwiadomiÅa sobie Co naprawdÄ wówczas czuÅa Nie byÅo to przeczucie Ani żadne typu Tego typu bzdury Ona go rozpoznaÅa To zaÅ stwarzaÅo pewne możliwoÅci PrzyszÅo jej to do gÅowy Gdy tylko zdaÅa sobie sprawÄ Kim jest ten chÅopak Ale wtedy nie wiedziaÅa Jak skorzystaÄ z tej szansy Jednak teraz skoro zginÄ Å UznaÅa, że tak wÅaÅnie miaÅo byÄ SzczÄÅliwy zbieg okolicznoÅci Pani Louise Åledczy Becker O co siÄ pytaÅ Panno sprostowaÅa Na chwilÄ zamknÄ Å oczy Panno Louise, pamiÄta pani czy widziaÅa go pani w towarzystwie? Może z kimÅ rozmawiaÅ Po chwili wahania kiwnÄÅa gÅowÄ KtoÅ go odwiedziÅ Pewnie ze dwa razy Możliwe, że miaÅ także innych goÅci Ale ja widziaÅam tylko jÄ , kobietÄ StarszÄ od niego raczej w moim wieku JakoÅ po 50 Siwe wÅosy, bardzo krótko obciÄte ByÅa chuda i chyba doÅÄ wysoka MiaÅa z 1,72 m A może 1,75 m wzrostu Do tego ostre rzeczy twarzy Becker uniósÅ Brew WidzÄ, że dobrze jej siÄ pani przyjrzaÅa No cóż, jestem bardzo spostrzegawcza I lubiÄ mieÄ oko na to co siÄ tu dzieje Równie dobrze może wyjÅÄ Naprzeciw jego uprzedzeniom Może na takÄ kobietÄ Każdy zwraca uwagÄ Nawet jeÅli nie jest spostrzegawczy Jej fryzura ubrania wyglÄ daÅa luksusowo Policja znów kiwnÄ Å gÅowÄ ZapisujÄ c jej sÅowa Miriam byÅa pewna, że ustalenie O kim mówiÅa Nie zajmie mu wiele czasu Po wyjÅciu siÄ od czego Mundurowi odgrodzili taÅmÄ ÅcieżkÄ nad kanaÅem Na odcinku Do The Bawor Do Szeptoron KaÅ¼Ä c OdpÅynÄ Ä Wszystkim barkom Z wyjÄ tkiem jego Åodzi Miejsce zbrodni i jej Z poczÄ tku próbowali namówiÄ jÄ By opuÅciÅa barkÄ Ale oznajmiÅa im bez ogródek Å»e nigdzie siÄ nie wybiera No chyba, że zamierzali ZapewniÄ jej dach nad gÅowÄ Mundurowi, z którym rozmawiaÅa MÅody, pryszczaty chÅopak O piskliwym gÅosie WyraÅŗnie siÄ przejÄ Å tym Å»e zrzuciÅa odpowiedzialnoÅÄ Ze swoich barków na jego SpojrzaÅ w niebo SpuÅciÅ wzrok na wodÄ ZerknÄ Å w górÄ i w dóŠkanaÅu A nastÄpnie popatrzyÅ na niÄ TÄ niskÄ , grubÄ kobietÄ w Årednim wieku WydaliÅ siÄ nieco, a pogadawszy Z kimÅ przez krótkofalówkÄ wróciÅ I powiadomiÅ jÄ , że może zostaÄ Może pani chodziÄ tam I z powrotem do wÅasnego Mieszkania, ale nie dalej oÅwiadczyÅ Po poÅudniu Miriam UsiadaÅ na pokÅadzie rufowym swojej barki By w sÅabych promieniach SÅoÅca korzystaÄ z niezwykÅego Spokoju na ZamkniÄtym kanale Z zarzuconym na ramiona kocem I filiżankÄ herbaty pod rÄkÄ Pod rÄkÄ patrzyÅa jak Policjanci i technicy kryminalistyczni KrÄcÄ siÄ w te i we wte SprowadzajÄ psy SprawdzajÄ SprowadzajÄ psy, sprawdzajÄ Åodzie PrzeszukujÄ ÅcieżkÄ i jej obrzeża A także grzebiÄ w mÄtnej wodzie Zważywszy na to, co przeszÅa Tego dnia, czuÅa dziwny spokój A wrÄcz optymizm Na myÅl o nowych możliwoÅciach, jakie siÄ przed niÄ otworzyÅy W kieszeni rozpinanego swetÄ NamacaÅa maÅy kluczyk Na kóÅku, wciÄ Å¼ lepki od krwi Który podniosÅa z podÅogi baki I którego istnienie ZataiÅa przed Åledczym Nawet nie zastanawiajÄ c siÄ nad tym, co robi Instynkt ZauważyÅa, że obok chÅopaka coÅ bÅyszczy Klucz, byÅ zawieszony na maÅym Drewnianym breloszku w ksztaÅcie ptaka PoznaÅa go natychmiast KiedyÅ, kiedy go widziaÅa poprzednio ByÅ przypiÄty do paska jeansów Laury, tej z pralni samoobsÅugowej StukniÄta Laura, tak jÄ nazywali Ale Miriam zawsze uważaÅa LaurÄ za bardzo życzliwÄ osobÄ Która nie ma w sobie Za grosz szaleÅstwa I to wÅaÅnie jÄ widziaÅa Jak wchodziÅa, zdaniem Miriam Podpita na tÄ zapyziaÅÄ barkÄ Uwieszona ramienia Tego piÄknego chÅopaka Kiedy to byÅo? Wieczorem, dwa dni temu Trzy, znajdzie datÄ w swoim notesie W którym zapisywaÅa Różne ciekawe rzeczy Jak to, gdzie Kto, gdzie siÄ krÄci ZmierzchaÅoÅÄ już Kiedy Miriam patrzyÅa Jak wynoszÄ zwÅoki z kabiny I taszczÄ je po schodkach na ulicÄ Gdy czekaÅa na nie karetka Gdy jÄ mijali, wstaÅa Z szacunkiem skÅoniÅa gÅowÄ I cicho, z niezawierzaniem powiedziaÅa IdÅŗ z Bogiem WyszeptaÅa też podziÄkowania Dlatego, że cumujÄ c swojÄ ÅódÅŗ Obok jej barki A potem dajÄ c siÄ brutalnie zabiÄ Daniel Schutterland StworzyÅ Miriam szansÄ Której po prostu nie mogÅa przepuÅciÄ SzansÄ na pomuszczenie krzywdy Jaka jÄ spotkaÅa Gdy zostaÅa sama Wbrew sobie, trochÄ siÄ bojÄ c CiemnoÅci i ciszy Do której nawykÅa WeszÅa do kabiny swojej barki ZamknÄÅa za sobÄ drzwi na rygiel i dodatkowo na kÅódkÄ WyjÄÅa z kieszeni klucz Laury I wÅożyÅa go do drewnianej szkatuÅki KtórÄ trzymaÅa na najwyższej póÅce W czwartek PrzypadaÅ dzieÅ prania Może wtedy odda go Laurze A może nie odda Kto wie, przecież nigdy nie wiadomo Co nam siÄ może przydarzyÄ PrzydaÄ Prawda? No to jest koniec rozdziaÅu drugiego Na tym na razie zakoÅczÄ i spróbujÄ to wysÅaÄ Zobaczymy jak to siÄ w ogóle uda No to Pozdrawiam i zaraz bÄdÄ tutaj JakoÅ dziaÅaÅ Ku Naszemu wspólnemu Zadowoleniu Ciao
There are no comments yet.
Be the first! Share your thoughts.