Details
Nothing to say, yet
Big christmas sale
Premium Access 35% OFF
Details
Nothing to say, yet
Comment
Nothing to say, yet
Dorota, today I'm going to read you the beginning of the book Slow Fire Burning by Paula Hawkins. It's a new thriller by the author of the bestseller The Girl on the Train. The book is described as a gripping and surprising novel with an intelligent plot. It explores revenge, love, and unresolved issues. The main character is a relatable person and the story takes place in an intriguing setting. The book has been highly anticipated and has received positive reviews. The first chapter introduces Laura, who is dealing with some personal issues and makes a disturbing discovery. Cześć Dorotko, zamierzam Ci przeczytać dzisiaj początek książki Powolne spalanie Pauli Hawkins Na górze książki napisane jest, okładki napisane, nowy thriller autorki bestsellera DZIEWCZYNA Z POCIĄGU Czytałem tą książkę, mi podobała mi się Opisy na okładce z tyłu To żywiołowa, zaskakująca powieść wciąga nas od pierwszego do ostatniego dania i ja jej na chwilę nie odpuszczę Szalenie inteligentna fabuła i malownicze otoczenie Nic tylko czytać Kate Moss napisała niby Następnie jakiś Lee Child czy Child Jak przystało na świetny thriller, powolne spalanie obfituje zwroty akcji i pułapki, ale jest to też książka wnikliwa, inteligentna i głęboko ludzka Bohaterami są osoby, jakie wszystkie znamy, może nawet takie jak my No zobaczymy No i trzecia, taka skrócona opinia Nowa powieść Pauli Hawkins zawsze jest wydarzeniem, jej książki obfitujące w skakujące zwroty akcji Co typowe dla gatunku NORL Czyli takiej jakiejś ciemnej jakiejś powieści Ale jednocześnie mają nam do przekazania coś więcej autentyczną i złożoną prawdą o nas samych No tak obiecująco to wygląda Jest okładka powolne spalanie Na pierwszej stronie jest napisane Paula Hawkins Powolne spalanie Z angielskiego przełożył Robert Ginalski Wydatnictwo Świat Książki No i tytuł oryginalu Slow Fire Burning Czyli takie powolne spalanie w ogniu No i są tutaj opisy Warszawa 2021 Została książka wydana W dystrybucji jakichś Dresser Dublin I coś tam www.dressler.com.pl No i na pierwszej stronie jest dedykacja Książkę tą poświęcam Pamięci Liz Hohenadel Hoooo Hohena Del Adele Scott Ciekawe Imię drugie Jej blask sprawiał Że świat był cieplejszy Zawsze będzie nam jej brakowało No prawdopodobnie ta pani już nie żyje Albo w jakiś sposób się rozstała Z autorką tej powieści Teraz tak Jeszcze na następnej książce Jedni z nas rodzą się jak padlinożerne ptaki Jako żer nad którym krążą No i tu jest jakiś cytat Emily Skaja No i przewracamy Następną stronę Tu jest Plan W którym prawdopodobnie się ta akcja będzie rozgrywała Ja Ci prześlę ten Plan zdjęciem Osobnym I żebyś mogła się zorientować Jak to wygląda No to jest jakiś kanał Jakieś drogi Jakieś budowle Tutaj widać wieżowiec Jakieś pranie samoobsługowe Prawdopodobnie w tym świecie będziemy się poruszać No i teraz następną stronę Obróciłem jest napisane coś takiego W języku angielskim termin powolne spalanie Slow fire Odnosi się do procesu degradacji papieru W wyniku którego żółtnie i staje się kruchy Na skutek zakwaszania Kwasy obecne Są w samym papierze Którego włókna zawierają ziarna własnego zniszczenia Ludzi, których wkrótce poznacie Również coś zżera od środka Żądza zemsty Pragnienie miłości Chęć doprowadzenia do końca niezałatwionych spraw Coś co tli się w nich latami Tak samo jak Każdego z nas No i tutaj już jesteśmy Prawie że na początku Pierwszego rozdziału Takie wstępy Zakrwawiona dziewczyna Chwilnie wtapia się w ciemność Podarte ubranie Zwisa Z jej młodego ciała Odsłaniając połacie blady skóry Zgubiła but i stopa krwawi Przeżywa katuszę, ale ból stał się nieistotny Przysłoniły go inne cierpienia Jej twarz to maska strachu Jej serce to dudniący bęben Jej oddech to przerażone ziajanie Zaszczutego lisa Nocną ciszą Przerywa ciche buczenie Samolot Ocierając kres oczu dziewczyna spogląda w niebo Lecz widzi jedynie gwiazdy Buczenie narasta i opada Zmiana biegu w samochodzie Czyżby dotarła do głównej drogi Podniesiona nieco na duchu Potrafi wykrzesać z głębi siebie Resztki energii I puszcza się biegiem Nie tyle widzi, ile czuje Światło za sobą Czuje, że wydobywa jej postać ciemności I wie, że z tyłu nadjeżdża samochód Nadjeżdża od strony fermy Farmy Odwraca się Jeszcze zanim go dostrzega Wie, że ją znalazł Jeszcze zanim go dostrzega Wie, że to jego ujrzyza kierownicą Zamiera w bezruchu Przez mgnienie oka się waha Po czym zbiega z szosy Wpada do rogu Na przyległe polen Oślep pędzi przed siebie Potyka się i podnosi Nie wydając najmniejszego dźwięku Krzyk na nic by się nie zdał Gdy w końcu ją dopada Chwyta garść jej włosów I pociąga ją na ziemię Dziewczyna czuje jego oddech Wie, co on z nią zrobi Wie, co ją czeka Bo widziała, jak robił to wcześniej Jak robił to jej przyjaciółce Jak okrutnie ją Jak okrutnęła głośno Irenę Z trzaskiem zamykając książkę I rzucając ją na stos Przeznaczonych do sprzedaży na cel charytatywny Co to za piramidalna bzdura No to był jakaś fragment jakiejś książki No i mamy teraz rozdział pierwszy Wreszcie po dłuższym wstępie Jest rozdział pierwszy W głowie Lory Odezwała się Deidre Deidre To jest problem Lauro Polega na tym, że dokonujesz złych wyborów A żebyś kurwa wiedziała Deidre Ciekawe jak to się czyta Laura nie sądziła, że kiedykolwiek Pomyśli, czy powie coś takiego Jednak stojąc w swojej łazience I trzęsąc się historycznie Podczas gdy tętno miarowo Wypychało gorącą krew z rany Na jej przedramieniu Musiała przyznać, że Deidre Której głos sobie teraz uroiła Trafiła w samo sedno Laura pochyliła się i oparła Czołem o lustro Żeby nie patrzeć sobie w twarz Tyle, że spoglądanie w dół Było jeszcze gorsze Ponieważ w tej pozycji widziała Wypływającą z niej krew Przez co była zamroczona i czuła, że w każdej chwili Może się pożygać Tyle krwi Skaleczenie było głębsze niż myślała Powinna pojechać na ostry dyżur Nieoczekanie Na żaden ostry dyżur Się nie wybiera Niedoczekanie na żaden ostry dyżur Się nie wybiera Złe wybory Gdy w końcu wyciek krwi się zmniejszył Laura zdjęła t-shirt Cisnęła go na podłogę Wyślizgnęła się z jeansów, zrzuciła majtki I pozbyła się stanika Gwałtownie wciągając powietrze Przez zęby, gdy metalowe Zapięcie zahaczyło o ranę Napierdolę, masakra syknęła Stanik też rzuciła na podłogę W grę moliła się do wanny Puściła prysznic I tygodnią stanęła pod mizernym strumieczkiem Koszmarnie gorącej wody Pod swoim prysznicem mogła Wybierać jedynie między lodowatą A niemal wrzątkiem Opcji pośredniej nie było Czubkami pomarszonych palców Przesuwała Po swoich pięknych Śnieżnobiałych bliznach Głównie ujdzie barku z tyłu głowy To ja, powiedziała do siebie To ja Później z przedramieniem nieudolnie Owiniętym zwojami papieru toaletowego I ciałem okręconym lichiem ręcznikiem Usiadła w salonie na brzydkiej kanapie Pokrytej szarą dermą I zadzwoniła do matki Przerwała połączenie, bo odezwała się Poczta głosowa Marnowanie impulsów nie miało sensu Zadzwoniła do ojca Powiedziała wszystko w porządku kurczaczku W tle słyszała jakiś hałas Radio nastawione na stację 5 live Tato przetknęła górę Podchodzącą jej do gardła Co słychać? Tato, mógłbyś do mnie przyjechać? Ja miałam koszmarną noc i tak sobie pomyślałem, że Może mógłbyś wpaść do mnie na trochę Wiem, że to kawałek drogi, ale Usłyszała jak w tle Deidre Deidre, może Syczy przez zaciśnięte zęby Nie Filipie Jesteśmy umówieni na brydża Tato, mógłbyś nie rozmawiać ze mną przez głośnik? Skarbie, ja Mówię serio, możesz wyłączyć głośnik? Nie chcę słuchać jej głosu Sam jego dźwięk mam ochotę coś Podpalić Lauro, nie przesadzaj Nieważne tato, nie ma o czym mówić Jesteś pewna? Nie, nie jestem pewna Nie jestem kurwa pewna Tak, jasne, wszystko w porządku Dam sobie radę Dam sobie radę Dam sobie radę Dam sobie radę Dam sobie radę Dam sobie radę Dam sobie radę Dam sobie radę Dam sobie radę Dam sobie radę Dam sobie radę Dam sobie radę Dam sobie radę Dam sobie radę Dam sobie radę Potem weszła pod prysznic Usuwając nożyczkami brud pod paznokci Patrzyła jak woda u jej stóp różowiej Zamknęła oczy Słuchała głosu Daniela, który pytał Co ci odbiło? Głosu Deidre, mówiący Nie Filipi, jesteśmy umówieni na brydża A także swojego głosu Coś podpalić, podpalić, podpalić Podpalić, podpalić No to był pierwszy rozdział Trochę taki mało Ciekawy jak dla mnie No ale coś tam się zaczyna Dziać Pani się Próbowała po jakiejś Z jakiejś rany Umyć, ale Według mnie nie powinna wchodzić do ciepłej kąpieli Z otwartą raną No ale dobra, to jest jakoś mało Tutaj autorka wzięła to Pod uwagę Rozdział drugi Wczoraj drugą niedzielę Miriam czyściła toaletę Musiała wyjąć o dziwo Dziwo zawsze nieprzyjemnie ciężki Zbiornik z małej ubikacji Na rufie barki Wytaszyć go przez kabinę na ścieżkę Nad kanałem, a stamtąd przenieść Całe 100 metrów do punktu odbioru nieczystości Gdzie fekalia należało przelać Do głównej toalety i spuścić wodę A następnie wypłukać zbiornik, żeby usunąć resztki Był to jeden z mniej Ślankowych aspektów mieszkania na barcie I wolała załatwiać to wcześniej Gdy nikt nie kręcił się w pobliżu Przenoszenie własnych głów Pośród nieznajomych ludzi Wyprowadzających psy na spacer Oraz biegaczy było czymś absolutnie niegodnym Wyszła na tylny pokład By sprawdzić czy ma wolną drogę Czy na ścieżce nie ma żadnych przeszkód Rowerów, ani butelek Ludzie często bywają skrajnie Antyspołeczni, zwłaszcza w sobotnie wieczory W poranek był pogodny Białe pączki na błyszczących Młodych gałązkach platanów i brzus Zapowiadały nadejści wiosny Jak na marzec było zimno A jednak zauważyła, że drzwi kabiny Sąsiedniej barki są otwarte Tak samo jak ostatniej nocy Dziwne, naprawdę dziwne Cęk w tym, że akurat Zamierzała rozmówić się Z właścicielem tej barki Młodym człowiekiem, który przekroczył termin pobytu Sumował na tym miejscu Już 16 dni O dwa dłużej niż miał prawo Więc zamierzała zamienić z nim słówko I wyjaśnić, że powinien ruszać w dalszą drogę Nie leżało to w zakresie jej obowiązków I w ogóle to nie była jej sprawa Ale w przeciwieństwie do większości ludzi Wrosła w tutejszy krajobraz I dlatego postawa obywatelska Szczególnie leżała jej na sercu W każdym razie Właśnie to Miriam powiedziała Czemu Barkerowi, który zapytał ją później Z jakiego powodu pani tam zajrzała Policjant skulony i przygarbiony Były naprzeciwko niej tak blisko Że ich kolana niemal się stykały Wysokiemu mężczyźnie na barce Nie jest zbyt wygodnie A on był wyjątkowo wysoki Miał głowę gładką jak kula bilardowa I wyraz poirytowania na twarzy Jakby zaplanował na ten dzień Coś ciekawszego Coś przyjemnego Na przykład wyprawę z dziećmi do parku A tymczasem tkwił tu z Miriam I wcale mu się to nie podobało Czy pani jej czegoś dotykała? No właśnie Dotykała czegoś? Miriam zamknęła oczy Wyobraziła sobie jak elegancko puka w okno Niebiesko-białej barki Nieoczekana odpowiedź Czyjś głos albo drgnięcie firanki Nie doczekawszy się jednak Schylona usiłuje zajrzeć do kabiny Przez firankę oraz Lekko licząc dziewięcioletnią warstwę Miejskiego i rzecznego brudu Puka raz jeszcze A po dłuższej chwili Wchodzi na pokład ruchowy I woła halo Jest tu kto? Ujrzała siebie jak bardzo delikatnie Pociąga za drzwi kabiny A wtedy do laty jej jakaś woni Zapach żelazka Przewodzący na myśl mięso Wzbudzający głód Halo Jak otwiera drzwi na osierz Schodzi po dwóch stopniach do kabiny I ostatnie halo Jak sceny jaką tam zastaje Wszystko jest we krwi Na podłożu leży chłopiec Nie tyle chłopiec Ile młody mężczyzna Z wyciętym w szyi Szerokim uśmiechem Ujrzała siebie jak się Chwieje, zakrywa dłonią usta Przed dłuższą chwilą nachyla Oszołomiona, aż w końcu Wyciąga rękę i zaciska palce na blacie O Boże Dotknęłam blatu Powiedziała się czemu Chyba przytrzymałam się blatu zaraz za progiem Po lewej stronie od wejścia do kabiny Zobaczyłam go i pomyślałam To znaczy poczułam Zrobiło mi się niedobrze Zaczerwieniła się Ale nie zwymytowałam Jeszcze nie wtedy, dopiero na zewnątrz Ja przepraszam, że proszę się tym nie przejmować Przerwał jej Beker Barker Czy Berker Wciąż świdrując ją wzrokiem Nie ma najmniejszego powodu Co Pani zrobiła potem? Zobaczyła Pani zwłoki Oparła się o Pani o blat Ta woń nie dawała jej spokoju Ale nie fetor krwi Tego morza krwi Tam cuchnęło coś jeszcze Unosił się jakiś starszy Słodki odór przywodzący na myśli Lilie Które zbyt długo stały w wazonie Ten zapach i widok, któremu Nie sposób było się oprzeć Pięknej martwej twarzy Szklistych oczu otoczonych długimi rzęsami Rozchylonych pełnych Wark ukazujących równe białe zęby Jego tułów i dłonie I ramiona były utytułowane krwią Czubki zakrzywionych palców Dotykały podłogi Jakby się jej kurczowo trzymał Kiedy odwracała się do wyjścia Jej wzrok podchwycił Coś leżącego na podłodze Coś, czego tam być nie powinno Błysk srebra Unurzanego w lepki Czerniejącej krwi Potykając się na stopniach Wyszła z kabiny I krztusząc się łapczywie Chwytała powietrze Zwymytowała na ścieżkę I otaczy usta krzyknęła Ratunku, niech ktoś wezwie policję Ale była dopiero 7.30 w niedzielę rano Nikogo w zasięgu wzroku Na ścieżce zero ruchu Na drogach powyżej też nic Ciszę zakłócał tylko warkot generatora Przemykających obok kokoszyk wodnych Kiedy spojrzała na most nad kanałem Zdawało jej się, że kogoś widzi Raptem przez chwilę Ale ten ktoś zaraz zniknął Ona zaj została sama w szponach paraliżującego strachu Wyszłam Powiedziałem biednym policjantowi Od razu zeszłam z barki I zawiadomiłam policję Zwymytowałam, a potem pobiegłam na swoją barkę I zadzwoniłam na policję W porządku, spokojnie Nikogo w zasięgu wzroku I spojrzała na niego Rozglądał się dookoła Lustrując malęką schludną kabinę Książki nad zlewem Potrawy jednogarnkowe Nowe podejście do warzyw Dzioła na parapecie Bazylię i kolendrę W plastikowych pojemnikach Oraz drewniający rozmaryn W niebieskiej ceramicznej doniczce Zerkon na półkę pełną książek W miękkich okładkach Zbliżający na niej zakurzony skrzydłokwiat I oprawioną w ramki fotografium Brzydkiej pary Z grubokościstym dzieckiem Pośrodku Mieszka tu pani sama? Zapytał Choć właściwie nie było to pytanie Wiedziała co sobie myśli Gruba, stara panna Stupnięta na punkcie ekologii Wyznawczyni samowystarczalności Oraz idei zrób to sam A do tego w ścipskie babsko Wnos w nie swoje sprawy Miriam była świadoma jak inni ją postrzegają Czy miewa pani okazję Do poznania sąsiadów? Chociaż Czy to są prawdziwi sąsiedzi? Raczej wątpię, skoro Przypływają i sumują tu przez górę dwa tygodnie Miriam wzruszyła ramionami Niektórzy zjebiają się I wybywają regularnie Mają swój rejon, pas wody Które lubią opływać Więc niektórych udaje się poznać Ale to kto lubi Można się trzymać na oboczu Ja tak jak ja to robię Śledczy tego nie skomentował Patrzył tylko na nią beznamiętnie Zdała sobie sprawę, że próbuje ją rozgryźć Że nie ufa jej słowom I niekoniecznie wierzy w to co mu mówi A jak było z nim Z tym mężczyzną, którego znalazła pani dziś rano Miriam pokręciła głową Nie znałam go Widziałam go kilka razy Wymieniłam z nim Nie to nawet nie było uprzejmości Mówiłam mu witam albo dzień dobry A on odpowiadał i tyle Nie zupełnie to prawda, że odkąd Zasumowo widziała go raptem dwa razy I od razu wyczuła w nim amatora Jego barka była w opłakanym stanie Odłożąca farbę Farba zardzewiała nad prożę Przekrzywiony komin Za to on był stanowczo Wymuskany jak na życie na wodzie Czyste ubrania, białe zęby Żadnych kolczyków ani tatuaży A przynajmniej nie miał ich w widocznych miejscach Był to niezwykle przystojny młody człowiek Dość wysoki brunet O ciemnych oczach i ostrych zdecydowanych rysach Kiedy spotkała go po raz pierwszy Powiedziała dzień dobry Chądzać z uśmiechem Podniósł na nią wzrok A wtedy włosy zjeżyły jej się na karku Wówczas zwróciła na to uwagę I nie zamierzała się tym dzielić z policjantem Kiedy go zobaczyłam po raz pierwszy Odniosłam takie dziwne wrażenie Wziąłby ją za postrzeloną wariatkę Tak czy owak Dopiero teraz uświadomiła sobie Co naprawdę wówczas czuła Nie było to przeczucie Ani żadne typu Tego typu bzdury Ona go rozpoznała To zaś stwarzało pewne możliwości Przyszło jej to do głowy Gdy tylko zdała sobie sprawę Kim jest ten chłopak Ale wtedy nie wiedziała Jak skorzystać z tej szansy Jednak teraz skoro zginął Uznała, że tak właśnie miało być Szczęśliwy zbieg okoliczności Pani Louise śledczy Becker O co się pytał Panno sprostowała Na chwilę zamknął oczy Panno Louise, pamięta pani czy widziała go pani w towarzystwie? Może z kimś rozmawiał Po chwili wahania kiwnęła głową Ktoś go odwiedził Pewnie ze dwa razy Możliwe, że miał także innych gości Ale ja widziałam tylko ją, kobietę Starszą od niego raczej w moim wieku Jakoś po 50 Siwe włosy, bardzo krótko obcięte Była chuda i chyba dość wysoka Miała z 1,72 m A może 1,75 m wzrostu Do tego ostre rzeczy twarzy Becker uniósł Brew Widzę, że dobrze jej się pani przyjrzała No cóż, jestem bardzo spostrzegawcza I lubię mieć oko na to co się tu dzieje Równie dobrze może wyjść Naprzeciw jego uprzedzeniom Może na taką kobietę Każdy zwraca uwagę Nawet jeśli nie jest spostrzegawczy Jej fryzura ubrania wyglądała luksusowo Policja znów kiwnął głową Zapisując jej słowa Miriam była pewna, że ustalenie O kim mówiła Nie zajmie mu wiele czasu Po wyjściu się od czego Mundurowi odgrodzili taśmą Ścieżkę nad kanałem Na odcinku Do The Bawor Do Szeptoron Każąc Odpłynąć Wszystkim barkom Z wyjątkiem jego łodzi Miejsce zbrodni i jej Z początku próbowali namówić ją By opuściła barkę Ale oznajmiła im bez ogródek Że nigdzie się nie wybiera No chyba, że zamierzali Zapewnić jej dach nad głową Mundurowi, z którym rozmawiała Młody, pryszczaty chłopak O piskliwym głosie Wyraźnie się przejął tym Że zrzuciła odpowiedzialność Ze swoich barków na jego Spojrzał w niebo Spuścił wzrok na wodę Zerknął w górę i w dół kanału A następnie popatrzył na nią Tę niską, grubą kobietę w średnim wieku Wydalił się nieco, a pogadawszy Z kimś przez krótkofalówkę wrócił I powiadomił ją, że może zostać Może pani chodzić tam I z powrotem do własnego Mieszkania, ale nie dalej oświadczył Po południu Miriam Usiadał na pokładzie rufowym swojej barki By w słabych promieniach Słońca korzystać z niezwykłego Spokoju na Zamkniętym kanale Z zarzuconym na ramiona kocem I filiżanką herbaty pod rękę Pod ręką patrzyła jak Policjanci i technicy kryminalistyczni Kręcą się w te i we wte Sprowadzają psy Sprawdzają Sprowadzają psy, sprawdzają łodzie Przeszukują ścieżkę i jej obrzeża A także grzebią w mętnej wodzie Zważywszy na to, co przeszła Tego dnia, czuła dziwny spokój A wręcz optymizm Na myśl o nowych możliwościach, jakie się przed nią otworzyły W kieszeni rozpinanego swetą Namacała mały kluczyk Na kółku, wciąż lepki od krwi Który podniosła z podłogi baki I którego istnienie Zataiła przed śledczym Nawet nie zastanawiając się nad tym, co robi Instynkt Zauważyła, że obok chłopaka coś błyszczy Klucz, był zawieszony na małym Drewnianym breloszku w kształcie ptaka Poznała go natychmiast Kiedyś, kiedy go widziała poprzednio Był przypięty do paska jeansów Laury, tej z pralni samoobsługowej Stuknięta Laura, tak ją nazywali Ale Miriam zawsze uważała Laurę za bardzo życzliwą osobą Która nie ma w sobie Za grosz szaleństwa I to właśnie ją widziała Jak wchodziła, zdaniem Miriam Podpita na tę zapyziałą barkę Uwieszona ramienia Tego pięknego chłopaka Kiedy to było? Wieczorem, dwa dni temu Trzy, znajdzie datę w swoim notesie W którym zapisywała Różne ciekawe rzeczy Jak to, gdzie Kto, gdzie się kręci Zmierzchałość już Kiedy Miriam patrzyła Jak wynoszą zwłoki z kabiny I taszczą je po schodkach na ulicę Gdy czekała na nie karetka Gdy ją mijali, wstała Z szacunkiem skłoniła głowę I cicho, z niezawierzaniem powiedziała Idź z Bogiem Wyszeptała też podziękowania Dlatego, że cumując swoją łódź Obok jej barki A potem dając się brutalnie zabić Daniel Schutterland Stworzył Miriam szansę Której po prostu nie mogła przepuścić Szansę na pomuszczenie krzywdy Jaka ją spotkała Gdy została sama Wbrew sobie, trochę się bojąc Ciemności i ciszy Do której nawykła Weszła do kabiny swojej barki Zamknęła za sobą drzwi na rygiel i dodatkowo na kłódkę Wyjęła z kieszeni klucz Laury I włożyła go do drewnianej szkatułki Którą trzymała na najwyższej półce W czwartek Przypadał dzień prania Może wtedy odda go Laurze A może nie odda Kto wie, przecież nigdy nie wiadomo Co nam się może przydarzyć Przydać Prawda? No to jest koniec rozdziału drugiego Na tym na razie zakończę i spróbuję to wysłać Zobaczymy jak to się w ogóle uda No to Pozdrawiam i zaraz będę tutaj Jakoś działał Ku Naszemu wspólnemu Zadowoleniu Ciao