Details
Nothing to say, yet
Details
Nothing to say, yet
Comment
Nothing to say, yet
In this podcast lecture, the speaker discusses the main ideas of the positivist era in Poland, also known as the post-January era. They explain that the term "positive" refers to being realistic and grounded, rather than happy. The speaker highlights the similarities between romantic and positivist literature, where characters often have grand ideas but struggle to achieve them. They mention the failures of the November and January uprisings, which had significant consequences for Poland, including increased censorship and russification. The speaker also discusses the challenges faced by women during this time, as they were left to support their families in the absence of men. They emphasize that the emancipation of Polish women was not a result of a deliberate fight, but rather the difficult circumstances they found themselves in. The speaker concludes by discussing the impact of the January uprising and the realization among Poles that armed struggles may not always be effective. Dobry wieczór, dzień dobry, w zależności od tego, kiedy się słyszymy. Dzisiaj w trakcie tego wykładu podcastowego chciałbym, żeby udało nam się poruszyć takie najważniejsze zagadnienia dla epoki pozytywizmu, dla epoki nazywanej w Polsce epoką postyczniową, zresztą rekomenduję w ogóle stosowanie tej nazwy, ze względu na to, że nauczenie się jej i stosowanie jej świadczy też o znajomości kontekstu historycznego, kontekstu społecznego, początku tej epoki i w ogóle tej epoki, bo ta epoka przecież jest silnie determinowana właśnie tym wydarzeniem. To, o czym dzisiaj powiem, to przede wszystkim podstawowe idee pozytywistyczne, przejawy ich w literaturze, no ale trudno bym omówił tutaj jednocześnie i lalkę, i potop, i krótsze formy nowelistyczne, bo po prostu brak na to czasu. Będę tylko zarysowywał pewne tropy, pewne ścieżki, którymi warto podążyć, by pogłębić te treści. Zacznijmy więc od pochodzenia, w ogóle nazwy tej epoki, która de facto nazwą literacką w sensie stricte nie jest. Jest to tak naprawdę określenie filozofii, filozofii Augusta Comte'a, który wydał kilkutomowy kurs filozofii pozytywnej, tak to nazwał. Bynajmniej jednak człowiek pozytywny, o którym mówi August Comte, nie jest człowiekiem szczęśliwym, choć jest to częsta asociacja, w szczególności uczniów. Człowiek pozytywny oznacza tyle, co człowiek realny, człowiek stąpający po ziemi. Żeby to zrozumieć łatwiej, warto by zwrócić się ku romantyzmowi, przeanalizować sobie bohaterów romantycznych. Weźmy sobie takich przykładowych, wyrazistych polskich bohaterów romantycznych, ale też jakichś tam światowych. Weźmy sobie Wertera z literatury powszechnej, oczywiście mówię o cierpieniach młodego Wertera Goethego. Weźmy sobie Gustawa, czyli polskiego odpowiednika de facto Goethego, bohatera. Weźmy sobie Konrada, również takiego bohatera typowo polskiego, Kordiana, czy nawet Jaska Soplice. Tych bohaterów w zasadzie łączy bardzo podobna rzecz. Są to takie postaci, które choć miały wielkie idee, choć miały wielkie pomysły, wielkie plany, to niewiele udało im się zrealizować. Powiem tak, na potrzeby tego wykładu, proszę jakoś tego potem nie wykorzystywać, natomiast żeby podać pewne wspólne ogniwo tych bohaterów, to są przede wszystkim swego rodzaju nieudacznicy. Oni mieli tylko wielkie plany, natomiast nic poza tym. Nie udało im się ich zrealizować. Zresztą romantyzm jest taką epoką, która jest bardzo gwałtowna, raptowna. Najpierw mówi, potem myśli. W zasadzie to nie zastanawia się nad realizacją swoich idei, które są wielkie, które są szczytne, ale ich bezwartościowość polega na tym, że są one nie do zrealizowania. Są one z góry skazane na klękę. Oczywiście można powiedzieć, że mówię tylko o kreacjach literackich. Przecież tacy bohaterowie nie istnieli naprawdę. Nie mówię o konkretnych sytuacjach, które w historii się zadziały. Mogę oczywiście pokazać takie sytuacje, gdzie w historii to się wydarzało. Przecież mamy na przykład kwestię powstania. Najpierw listopadowego, a potem styczniowego, bo przecież powstanie styczniowe to jest jednak zrywy jeszcze romantyczne. Oba powstania skazane bezpośrednio na klęskę, które skutki miały bardzo dotkliwe dla Polaków i tak naprawdę przenosiły więcej strat niż korzyści. Zresztą już wtedy dostrzegano, że nie ma sensu wysyłać młodych ludzi niepotrzebnie na śmierć. Populski o tym mówi w lalce również, że został oszukany, że przerwał naukę w imię walki, która z góry była skazana na porażkę. Polacy mają w ogóle taką tendencję do tego, by podejmować działania niemożliwe, by podejmować działania z góry skazane na klęskę. Może to jest jakaś cecha Polaków? Stawiałbym taką hipotezę, że jest to cecha odziedziczona właśnie, że jest to takie nasze dziedzictwo romantyczne. W każdym razie klęska powstania styczniowego jest tak duża, jest tak znacząca, jest tak dotkliwa dla Polaków, bo wymienię tutaj tylko kilka represji po powstaniu styczniowym, m.in. zaostrzenie cenzury, także zintensyfikowana rusyfikacja. O ile rusyfikacja była wcześniej, tak teraz w urzędach, w sądach nie posługujemy się w ogóle językiem polskim. W szkołach wykładowy jest tylko rosyjski. Nauka języka polskiego jest bezwzględnie zakazana. Bezwzględnie zakazane jest analizowanie polskiej poezji, w szczególności poezji romantycznej, Mickiewiczowskiej m.in. Dlatego w cyzyfowych pracach mamy wielki strach, kiedy jeden z uczniów właśnie recytuje niecyzyfowe prace, tylko Redutę Ordona Mickiewicza. Więc rusyfikacja, zwiększenie cenzury, ale także masowe zsyłki, masowe zsyłki na Sybir, do więzień. Wielu Polaków również zginęło w tej walce. To musimy sobie uświadomić, że powstanie de facto wysłało na śmierć mnóstwo ludzi, mnóstwo mężczyzn, no bo było to powstanie ogólnonarodowe. To nie jest tak, że tam pewne grupy walczyły. W tym powstaniu większość narodu walczyła jednak. Mężczyźni idąc na tę walkę, na tę wojnę, pozostawili w domach kobiety. A pozostawiając w domach kobiety, to pozbawiły je de facto takiej męskiej ręki. Nie chcę, żeby to zabrzmiało jakoś androcentrycznie czy patriarchalnie, ale zważmy na to, w jakiej my sytuacji jesteśmy wówczas. To znaczy kobieta w XIX wieku nie miała możliwości kształcenia się, nie miała takiej możliwości, by się rozwijać, by zdobywać zawód. Była w zasadzie osobą, która miała zajmować się wyłącznie domem i dziećmi, gospodarstwem domowym. A tymi finansami, zarabianiem na dom miał zajmować się mężczyzna. Kiedy więc mężczyzny nie było, to ten ciężar spadł na kobietę i pojawia się problem. W jaki sposób kobieta ma utrzymywać ten dom, w jaki sposób ona ma zarabiać te pieniądze, w jaki sposób ona ma sobie poradzić, jeżeli do tej pory nie wolno jej było się kształcić i rozwijać w kierunku zdobywania zawodu. Ona w tym momencie nie ma żadnych możliwości, by zarobkować. Może się zajmować tylko tym, co umie. A XIX-wieczna kobieta z drugiej połowy XIX wieku zna ewentualnie języki obce, potrafi grać na pianinie, ewentualnie jeszcze żyje, ale poza tym umie niewiele. I ten tragiczny los powstańczy, tym bardziej się tutaj uzewnętrznia. Więc te problemy, te dylematy epoki postwiczniowej są takie bardzo, bym powiedział, ludzkie. Żeby nie powiedzieć przyziemnym, ale to chyba też byłoby dobre słowo. Kobiety są pozostawione same sobie. I to jest prawdziwy dramat w polskich domach z drugiej połowy XIX wieku, w szczególności tuż po powstaniu, w latach 60-tych, w drugiej połowie lat 60-tych XIX wieku. I te kobiety zaczynają taką heroiczną walkę o przetrwanie siebie i swoich dzieci, swoich rodzin i mając się wszystkiego, co tylko mogą. I to jest emancypacja kobiet. Właśnie próbuję teraz zdemitologizować emancypację kobiet, chociaż nie wiem, czy to jest mitologizacja. Próbuję zmienić mylne spojrzenie na emancypację kobiet w Polsce, bo nam się emancypantki kojarzą z sufrażystkami, czyli z takim pierwowzorem feministki. I to oczywiście jest prawda. Kobiety w drugiej połowie XIX wieku ubiegały się o swoje prawa, ubiegały się o to, by być pełnoprawną częścią społeczeństwa, by być równe mężczyznom i robiły to bardzo słownie. Natomiast w Polsce te kobiety rzeczywiście zrównały się z mężczyznami. Nie tyle przez ciężką walkę emancypacyjną, nie tyle przez działalność społeczną, feministyczną, ile przez trudne realia. To znaczy nasze polskie kobiety w ogóle nie walczyły o to aż tak bardzo wtedy. Zresztą spadło to na nie jak grą w jasnego nieba. One się tego nie spodziewały. I nie były tym samym na to przygotowane, nawet w najmniejszym stopniu. Więc tak wyglądała emancypacja kobiet. Pozytywistyczna, a nie właśnie taka wydumana, będąca kalką ruchów emancypacyjnych w Europie, w Ameryce m.in. Oczywiście jeszcze jedną z takich represji jest ograniczenie kościoła, ograniczenie swobody wyznania religijnego. Więc tych ograniczeń jest naprawdę bardzo dużo. One dotyczą też takiego poczucia polskości. To jest bardzo ważne, chociaż może wydaje się nieistotne. Rosjanie po powstaniu styczniowym w ogóle dążyli do tego, by zlikwidować, by zniszczyć, ograniczyć frekwencyjność, czyli zakres użycia słowa polska. W ogóle przestano używać określenia Polsza, czyli po rosyjsku Polska, w tłumaczeniu na polski przywislańskiej kraju, czyli ten kraj przy Wiśle, powiedzielibyśmy sobie na polskie. Kraj przy Wiśle i tylko tyle. Polacy bardzo nie lubili tej nazwy, dlatego że wiedzieli oni, że jest to celowy zabieg, który ma sprawić, ażeby właśnie ograniczyć również to poczucie polskości, bo przecież to się również z tym wiąże. Typową emancypantką, jeszcze wracając na moment, jest oczywiście Eliza Orzeszkowa, autorka nad Niemnem, gdzie zresztą pokazuje taki pierwowzór emancypantki w powieści tendencyjnej. Ale emancypantką literacką jest dobrze znana wszystkim, mam nadzieję, Helena Stawska, która właśnie, jeżeli prześledzimy jej życiorys, to zobaczymy, że ona nie jest wcale osobą, która bardzo walczy o to, by móc tak ciężko pracować, tylko po prostu sytuacja życiowa ją do tego zmusza. Ona przecież jest słomianą wdową. Ten mąż jej uciekł z kraju, bo został oskarżony o zabójstwo, o morderstwo i prawdopodobnie nie żyje. Zresztą ja zawsze mówię może taką nieco brutalną rzecz, że tak naprawdę to dla Heleny Stawskiej to jest wszystko jedno, czy on żyje, czy nie żyje, bo status quo jest takie samo. Nie ma go w domu, nie wspiera jej. Więc to naprawdę nie ma już większego znaczenia, czy on żyje, czy nie żyje. Więc zarysowuję tutaj takie podstawowe skutki powstania styczniowego i teraz powstanie styczniowe, to też trzeba sobie uzmysłowić, jest wielką traumą dla ludzi wówczas żyjących. Jest to wielka trauma, ponieważ Polacy masowo giną, ponieważ nie mamy tutaj w zasadzie już inteligencji, ponieważ wielu ludzi siedzi w więzieniach i Polacy dochodzą do takiej smutnej konstatacji, która jest fundamentem pozytywistycznego światopoglądu w Polsce. Mianowicie, że walka powstańcza, takie dryby narodowo-wydwoleńcze niekoniecznie mają jakikolwiek sens. Tak jak mówię, Bokulski krzyczy o tym, że jest oszukany m.in., ale oni widzą, co się dzieje po prostu, widzą, co się dzieje wokół i rozumieją to, że nawet chyba nie ma za dużego sensu walczyć. Dlaczego? Bo zawsze mówię, żebyśmy sobie wyobrazili taką hipotetyczną sytuację. Dajmy na to, że rzeczywiście udaje nam się wtedy odzyskać niepodległość. I co? Z kim odbudować to państwo? Jeżeli nie mamy inteligencji, jeżeli mamy wysoki wskaźnik analfabetyzmu, jeżeli nasza gospodarka w wielu miejscach de facto nie funkcjonuje. I z kim odbudowywać? Na czym odbudowywać to państwo? Pozytywiści dochodzą do bardzo, bardzo, bardzo inteligentnego, do bardzo poważnego wniosku. Mianowicie, stawiają sprawę inaczej. Oni chcą odbudowywać państwowość. Przepraszam, chcą odbudowywać polskość bez państwowości. Czyli nie chcą na razie jeszcze odzyskiwać państwowości własnej. Zresztą zobaczmy, że powstanie styczniowe jest ostatnim powstaniem narodowo-wyzwoleńczym w historii Polski. Więcej takiego nie było, ogólnonarodowego zrywu. Bo żeby odbudowywać państwo, żeby w ogóle odzyskać państwowość, to trzeba na początku odbudować fundamenty tego państwa. Trzeba przygotować to państwo do wyzwolenia. No i pojawiają się dwie bardzo ważne idee. Idea pracy u podstaw i idea pracy organicznej. Pojęcia często traktowane synonimicznie i to jest poważny błąd, bo to synonymy absolutnie nie są. I teraz, żeby to jednak najprościej wytłumaczyć, z czym to się różni. Bo jedno z drugiego wynika, ale jest to coś innego. Podstawą jest praca u podstaw, mimo że to zabawnie brzmi. Bo jeżeli sobie spojrzymy na... może inaczej. Łatwiej to będzie, jeżeli wytłumaczę może jako pracę organiczną najpierw. Praca organiczna to jest taki światopogląd bliski w ogóle pozytywistom na całym świecie, że społeczeństwo, że państwo to jest jeden wielki organizm. Jak sobie prześledzimy budowę organizmu, a tym zresztą fascynowali się pozytywiści, bo fascynowali się nauką, naukowym paradygmatem poznawania świata, zobaczymy, że nie tylko jest to, że oczywiście jest to cudowny wynalazek natury, cudowne stworzenie natury, ale jest to sieć wzajemnych powiązań. Jeżeli jedna część organizmu nie działa, bo działa wadliwie, to powoduje to tak naprawdę problemy dla całego ustroju, czyli dla całości organizmu ludzkiego. Dlaczego? Dlatego, że jeżeli nie działa dajmy na to wątroba, która zajmuje się m.in. oczyszczeniem organizmu z toksyn, to wówczas mamy sytuację, że zatruwają nam się inne części organizmu, inne narządy i cały organizm przestaje sprawnie, dobrze funkcjonować. Teraz pozostaje pytanie tylko, jak ową analogię przełożyć na socjologię, bo Auguste Comte też był ojcem socjologii, tak jest nazywany, jak to przełożyć na społeczeństwo, jak przełożyć tę metaforę na kwestie narodowe, na kwestie państwowe, na kwestie społeczeństwa. Można to oczywiście potraktować w ten sposób, że społeczeństwo jest po prostu jednym organizmem. Jeżeli społeczeństwo, czy naród szerzej mówiąc, naród w rozumieniu ludzi, jest jednym organizmem, to oznacza to tyle, że jeżeli jakakolwiek grupa społeczna nie domaga, jeżeli jakakolwiek grupa społeczna nie funkcjonuje w sposób poprawny, to rzutuje to na wszystkie grupy społeczne, a nie zamyka się zakres oddziaływania tego tylko w tej grupie, której tak ów problem dotyczy. Czyli jeżeli na przykład mamy chłopów, czy tam niziny społeczne, które nie pracują, nie zbierają zboża, to siłą rzeczy nie będzie z tego mąki. Jeżeli nie będzie mąki, to nie będzie chleba, a ograniczenie chleba spowoduje głód. To z kolei spowoduje spowolnienie gospodarcze, choroby, może wpłynąć na całość tego społeczeństwa. I ten pogląd sprawia, że każdy z nas, każdy człowiek jest odpowiedzialny za cały naród. Bo pozytywizm, odróżnijmy od romantyzmu, stawia człowieka w pozycji tego, który jest odpowiedzialny za naród. Każdy człowiek jest odpowiedzialny za naród, każdy swoją pracą jest odpowiedzialny za naród. No i teraz, ponieważ my mówimy o tym, że każda warstwa społeczna musi dobrze funkcjonować, no to która warstwa społeczna najbardziej mnie domaga? No oczywiście te najniższe, czyli ludność wiejska, chłopstwo. Jakie są problemy chłopstwa? Przy pierwszym lepszym kontakcie z nimi to wychodzi. Analfabetyzm, pewna taka ociążałość umysłowa, liczne choroby przez brak higieny, przez brak świadomości zdrowotnej, brak działań profilaktycznych, brak leków, brak dostępu do lekarza. To wszystko sprawia, że ta grupa społeczna jest w dużym niedostatku. Zresztą widać to w Larce, kiedy Fokulski, co prawda nie trafia na wieś, ale chodzi po Powiślu i Powiśle zdaje się po prostu innym światem, zupełnie inną częścią tego prywatnego świata Fokulskiego, ale też zupełnie inną częścią Warszawy. Fokulski zresztą w ogóle zwraca dużą uwagę na tych ludzi, on im pomaga. No właśnie dlaczego on im pomaga? Dlatego, że stosuje pracę u podstaw. Praca u podstaw to jest w zasadzie konsekwencja tych naszych obserwacji, które przez chwilę sobie tutaj wyprowadziliśmy. Ponieważ ta grupa nie domaga, to jej trzeba pomóc. Podstawy, no bo to są takie podstawy społeczeństwa, takie fundamenty tego społeczeństwa i po prostu trzeba im pomóc. Zatem na wieś ruszają nauczyciele, ruszają lekarze, to są dwa pozytywistyczne takie zawody, nauczyciel i lekarz. No właśnie, niosą oświatło, czyli wprowadzają tam oświatę. Oświata to jest takie oświeceniowe oczywiście słowo, ale ono w pozytywizmie też nabiera dużego znaczenia. Natomiast lekarze uczą tych ludzi higienę, leczą tam podstawowe choroby. Tak, więc to się tym przejawia, ale nie tylko, dlatego, że to też jest pomaganie ludziom, by nie stoczyli się na dno. Zobaczmy, kiedy furman Wysocki, tak, traci swojego konia, to wiadomo, że jeżeli będzie bezrobotny, to ten człowiek będzie bezproduktywny dla społeczeństwa. Mało tego, no być może wpadnie w alkoholizm, na pewno popadnie w biedę. Podzielił zapewne los powiślam, których przecież widział Wokulski, o których przecież Wokulski mówił, że jest to miniatura świata, w którym wszystko dąży do spodlenia rasy. Więc Wokulski w ogóle nie zastanawia się i kupuje konia temu Wysockiemu, bo on mógł dalej pracować. Kiedy widzi Mariannę, prostytutkę, no to przecież też jej pomaga, oddaje ją pod opiekę sióstr Magdalenek, które uczą ją m.in. szycia. Wokulski w ogóle wyznaje taką bardzo mądrą zasadę, zresztą typową dla pozytywisty, mianowicie nie daje pieniędzy, daje narzędzia do tego, by te pieniądze samemu sobie zarabiać. To jest bardzo ważne dla pozytywistów, żeby człowiek był zaradny, bo faktycznie przecież my dzisiaj też o tym mówimy, że dawanie pieniędzy potrzebującym nic nie da. Oni te pieniądze wydadzą i będą musieli dalej żebrać, będą musieli dalej jakoś te pieniądze pozyskiwać, niekoniecznie trudniąc się pracą. To jest z perspektywy państwa zupełnie nieproduktywne, zupełnie nieistotne, bo nie wspiera gospodarki. I też na tym polega praca u podstaw, na pomaganiu ludziom, którzy tej pomocy potrzebują poprzez dawanie im swego rodzaju możliwości usamodzielnienia się. W tych nowelkach pozytywistycznych też to widać, zobaczmy na przykład taką bardzo smutną historię Katarynki, gdzie pewna dziewczynka uwielbiała dźwięk Katarynki, Pan Tomasz z kolei tego dźwięku nie lubił, ale to jest tylko prefeks, dlatego że Pan Tomasz przeganiając tego Kataryniarza dowiaduje się, że ta dziewczynka właśnie tę muzykę uwielbia. Nie wiem czy koniecznie trzeba się zgadzać na wszystko, bo lubi to dziewczynka z sąsiedztwa. Natomiast dlaczego on jednak się zgadza? Dlatego, że poznaje bardzo tragiczną historię tej dziewczynki. Dziewczynka ta bowiem nie ma wzroku, jest niewidoma. Jedyny zmysł poznawania świata, taki najbardziej podstawowy jaki jej został to słuch. Ten dźwięk Katarynki, który jest okropny swoją drogą, jest to bardziej takie rzempolenie niż granie, sprawia tę dziewczynkę w cudowny nastrój, sprawia, że ona się uśmiecha, że jest szczęśliwa. I to tak wzrusza właściwie tego Pana Tomasza, że on zaczyna zagłębiać się, dlaczego to dziecko nie ma wzroku. Okazuje się, że ono nie urodziło się niewidome. Ono ten wzrok straciło w wyniku powikłania po pewnym przeziębieniu po prostu. Dlaczego doszło do tego powikłania? Dlatego, że rodzicom nie było stać na lekarstwa. I teraz zderza nam się tutaj taki świat bardzo brutalny, bardzo smutny i zawsze dla mnie jest bardzo to takie posępne, że zdrowie, które jest wartością ponadczasową, bez możliwości przeliczenia jej na pieniądze, można stracić z tego głupiego powodu jak brak pieniędzy. To, że ktoś nie ma pieniędzy, zważmy na to, co w perspektywie tego, że zdrowie jest wartością ponadczasową, jest zupełnie bez znaczenia powinno być. Ale to, że ktoś nie ma pieniędzy, może sprawić, że ktoś straci zdrowia. Pozytywiści też się na to nie gocili, też w nich to pewne oburzenie wzbudzało. I dlatego Pan Tomasz postanawia m.in. wesprzeć rehabilitację tej dziewczynki, wesprzeć jej leczenie. Wtedy to było bardzo modne, że bogaci ludzie pomagali tym biedniejszym w taki sposób, by oni mogli żyć lepiej, by mogli się rozwijać, by mogli pracować. Jeszcze jeden taki przykład podam, może mniej znany dzisiaj we współczesnej szkole. Kiedyś każdy absolwent podstawówki znał tę historię, zresztą też bardzo smutną historię Janko Muzykanta, który to chłopiec miał wielki talent do grania na skrzypcach, ale niestety nie miał pieniędzy, by rozwijać ten talent. Pozytywiści uważają, że jeżeli ktoś ma talent, to należy go wspierać, zresztą stypendium to jest pozytywistyczny wymysł, bo człowiek powinien mieć możliwość rozwijania się i jeżeli los mu jakoś tam nie sprzyjał, to powinno i tak się pozwolić mu na to, by ten talent mógł wzrastać, bo nie wiadomo, czy w zasadzie to się kiedyś nie przyczyni dla dobra całego narodu, nie wiadomo, czy cała Polska na tym nie skorzysta. Ja zawsze podaję przykład Chopina, a gdyby tak Chopin nie grał na pianinie, bo go na to stać nie było, to zobaczmy sobie, jaka wielka byłaby to strata dla kultury polskiej. Wiele talentów umarło, wiele talentów się nigdy nie rozwinęło, tylko dlatego, że ludzie nie mieli na to pieniędzy. To dzisiaj jest dla nas trudne do zrozumienia, ale równie bardzo to oburzało pozytywistów, którzy w każdym talencie, w każdej zdolności ludzkiej jednak dopatrywali się korzyści dla całości społeczeństwa, dla całości narodu. Zatem już teraz podsumowując, praca organiczna to jest podejście do państwa jako do jednego spójnego organizmu. Czyli zauważenie, że każda warstwa społeczna jest równie istotna, że funkcjonowanie poprawne każdej grupy społecznej w narodzie jest równie istotne, bo wpływa na inne. Można powiedzieć, że wtedy społeczeństwo jest taką mozaiką, gdzie przesunięcie jednego elementu tak powoduje przesunięcie innych elementów, powoduje dekompozycję. I z tego wynika troska o te najsłabsze grupy, czyli o te podstawy społeczne. I stąd praca u podstaw, chęć niesienia podstawowej pomocy, chęć dawania możliwości, chęć stworzenia warunków rozwoju dla tych, którym w życiu się nie powiodło, dla tych, którzy w życiu mają trudną sytuację finansową, w trosce nie tyle o tych ludzi, co w trosce o całość narodu. Bo pozytywizm skupia się na całości narodu, właśnie w trosce na przykład o odbudowę tej polskiej państwowości. Kolejną niezwykle ważną zmianą, którą już poniekąd zarysowałem w opowieści o traktowaniu państwa jak organizmu, czy miasta jak organizmu, w ogóle przestrzeni jak organizmu, jest nie tyle organizm, który oczywiście również jest, ale również scjentyzm. Organizm wynika ze scjentyzmu. Scjentyzm, czyli takie przekonanie, że nauka to potęga. To jest zupełna zmiana paradygmatu poznawania świata. O ile w romantyzmie przyświecały słowa szekspirowskie, zdaje się, że widzę, gdzie, przed oczyma duszy mojej, tak dzisiaj w pozytywistycznym świecie nikogo coś, co jest widziane oczyma duszy w zasadzie nie przekonuje. Pozytywiści uważają, że istnieje to, co da się zbadać, to, co poddaje się eksperymentowi badawczemu, to, co można poznać. Fascynują się bezgranicznie nauką i mają ogromne zaufanie do nauki. Nauka często jest celem życia tych ludzi, wyznacza pewne kierunki ich rozwoju, sprawia, że są oni szczęśliwi. A na pewno uważają pozytywiści, że świat najzupełniej da się opisać przez opis naukowy, przez to, jak człowiek może zbadać świat przez wiedzę biologiczną, fizyczną, chemiczną. Dobrze to widać na przykład w Lalsa, kiedy zobaczymy sobie po pierwsze takiego dwoistego bohatera Stanisława Wokulskiego, bohatera na pograniczu romantyzmu i pozytywizmu, który ma zarówno pozytywistyczne ciągnoty do nauki, zresztą w ogóle ta część pozytywistyczna Wokulskiego jest związana z nauką i okolicznościami nauce towarzyszącymi. Wokulski bowiem jest typem bohatera self-made man, czyli bohatera, który wie, że sam się tworzy, że sam uzna własny los. To co prawda można podciągnąć pod romantyczną postać, chociaż ona nie jest taka typowo romantyczna, bo Wokulski jest też takim powiedziałbym bohaterem faustycznym, dlatego, że on ma w sobie coś, co mu mówi w środku, że powinien nieustannie się rozwijać, że powinien nieustannie poszukiwać czegoś nowego, nowych form nazywania siebie, nowych form wyrazu samego siebie. Wokulski bardzo chciał przystąpić do szkoły głównej w Warszawie, dzisiaj Uniwersytet Warszawski, w tym celu pobierał te repetycje, pracował w winiarni u Hopfera po to, by zarabiać pieniądze na podręczniki, na książki, denerwując przy tym zresztą swojego ojca niebywale, dlatego, że ojciec Wokulskiego chciałby te pieniądze przez niego zarabiane były przekazywane na proces, ponieważ on tam się procesował o majątek nieduży zresztą, więc Wokulski też robił to na przekór ojcu, chociaż to jakby sprzeciwianie się ojcu nie było głównym celem, to była okoliczność towarzysząca, dlatego najważniejsza była napłyka, zresztą to wytężenie naukowe, to jak on naprawdę bardzo poświęcił się temu, by móc się uczyć, a to się wiązało z tym, że musiał zarabiać na tę naukę, jakby tworzyło go. Mam wrażenie, że to miało ogromny wpływ na niego później. On jest człowiekiem, który do wszystkiego doszedł samemu, który ciężko pracował, o czym zresztą fenomenalnie pisze próf, a w zasadzie to opowiada Rzecki, bo to fragment pamiętnika starego subiekta, jak Rzecki wspomina te początki, jakby jarwił Hopfera i mówi, jak Wokulski wychodzi tam z piwnicy bez drabiny, bez schodów, paść tylko o sile własnych mięśni, podobno zrobił się cały czerwony na twarzy, ale wyszedł, udało mu się pokonać te przeszkody. To jest tak naprawdę metafora życia Wokulskiego. Wokulski jest bohaterem bez wątpienia takim, który mimo wszelkich niedogodności w życiu, mimo kłód, które rzucano mu pod nogi, wyszedł na swoje. Bilans życia Wokulskiego jest socjadyskusyjny, natomiast dostał się do szkoły głównej, powiększył majątek i miał w sobie duszę naukowca. Powiedziałam o tym, że ten rozrachunek Wokulskiego jest bardzo indywidualny, bo to prawda, bo tutaj mówię o tym, co się mu udało, ale ktoś mógłby odpowiedzieć mi, no tak, dostał się do szkoły głównej, ale jej nie skończył, miał ciągnoty naukowe, jeździł do gejsta, ale nic z tego nie wynikało, więc tak naprawdę to wszystko składa się na wizerunek człowieka bardzo smutnego, człowieka, który miał wielkie plany i zaczął je realizować, ale nie udało mu się, tylko że te przeszkody były zawsze trochę poza nim. Wiele tych przeszkód było zewnętrznych albo wewnętrznych, ale nie motywowanych jego świadomym wyborem. Nie możemy twierdzić, że powstanie jest winą Wokulskiego, nie możemy też, nie możemy wbrew pozorom osądzać Wokulskiego o to, że poszedł na to powstanie, że mógł nie iść. Nie, nie, to nie jest tak, że on mógł nie iść, niestety. On musiał, zresztą był tak wychowany, poza tym wszyscy ze szkoły głównej szli walczyć praktycznie, więc trudno go tutaj oskarżać o to, że to jest jego wina. To, że poświęca naukę Łemskiej dla tej miłości, może bardziej jest już adekwatnym argumentem, ale też bym nie szalał tutaj z tym, że Wokulski w pełni świadomie dokonuje tego wyboru. Chyba nie do końca, bo on jest pod silnym wpływem Łemskiej. Zresztą jest on, potrzebuje od miłości, uważa, że Łemskiej bardziej imponuje pieniądze niż nauka, dlatego nie tak bardzo poświęca się tej nauce, a dlatego mówię o tym, że on się zastanawia, co jej imponuje, dlatego, że jemu doskwiera taki syndrom niedowartościowania, który potem nazwano od jego nazwiska syndromem Wokulskiego. Przecież on tak naprawdę uważa, że Łemska może go pokochać tylko za to, nie za to, jaki jest, tylko za to, co ma, a nauka jej z pewnością nie imponuje. Dlatego on się już niemaszczadnie angażuje, zresztą nie ma też na to głowy do tego, że on jest zakochanym człowiekiem. Każdy, kto był chociaż raz zakochany, ten wie, jak ten stan wpływa na myślenie. Szczególnie takiej miłości, bym powiedział, nawet z lekka niezdrowej, bo na pewno tego uczucia, jaka jest między innymi, tej relacji, jaka się między innymi stworzyła, zdrową nazwać nie można. Więc to jest taki Wokulski, jeżeli chodzi o Świętym, to on oczywiście ma pewne takie akcenty świętystyczne. Natomiast typowym świętystą jest początkowy adwersarz Wokulskiego, a potem jego, nie chcę powiedzieć, że przyjaciel, ale dobry znajomy, to jest oczywiście Julian Ochocki, który też zajmuje się nauką, a początkowo podejrzewał go Wokulski o to, że on jest zakochany Wojewskiej, że oni mają tam jakiś romans, dlatego te relacje początkowo były chłodne. Natomiast potem te relacje się wyprostowały, były one bardzo dobre, zresztą Wokulski wspiera Ochockiego, on nawet w pewnym momencie mówi, że widzi w nim samego siebie, że widzi w nim swój młodzieńczy zapał do nauki. I tego on zazdrości Ochockiemu, zazdrości mu tego, że przyszło Ochockiemu żyć w takich czasach, kiedy nie trzeba wybierać, co jest ważniejsze, nauka czy ojczyzna, nauka czy zryw narodowo-wyzwoleńczy. Przez Ochockiego przemawia komfort prowadzenia badań, komfort tego, że on już żyje w świecie takim ogarniętym scjentyzmem. Tego nie miał Wokulski, dlatego trudno jest oceniać, który z nich jest lepszy. Mieli zupełnie inne warunki życia, każdy z nich żył w trochę innym świecie, więc nie sposób porównywać tych dwóch postaci. Teraz przechodząc dalej, poza te tereny scjentyzmu, chciałabym pozostać przy lalce jako przy pewnym fenomenie powieściowym. Oczywiście o lalce mógłbym nagrywać mnóstwo wykładów. Myślę, że zebrałoby się i ze 100 godzin takich wykładów o lalce, można by mówić i mówić i mówić, co świadczy o ponadczasowości tej lektury. Natomiast szybkie przypomnienie najważniejszych treści związanych z powieścią Bolesława Prusa. Lalka, początkowy tytuł, jaki miała nosić, to oczywiście trzy pokolenia, które zostały zobrazowane na kartach prusowskich. No to oczywiście pokolenie romantyczne, to jest Rzecki, idealista polityczny, Bonapartysta, typowy światopogląd romantyczny, który znamy choćby z pana Fadeusza, z Jara, z tego Napoleona, który nas wysłali w trakcie przemarszu do Moskwy. Osoba, która przeżyła nieszczęśliwą miłość, mało kto o tym wie, ale Rzecki kiedyś przeżył ogromny zawód miłosny, który też na niego wpłynął. Człowiek niedopasowany do świata, staroświecki, to widać we wszystkim, nawet w jego ubraniu. Stary kawaler, ma takie starokawalerskie nawyki, nie lubi kiedy mu się cokolwiek przestawia. Bardzo ważna postać dla niego, to jest oczywiście Stachu, czyli przyjaciel Stanisław Wokulski. Jest on zakochany, darzy utuciem Helenę Stawską, ale mimo, że to zabrzmi może nieco przedmiotowo, aczkolwiek nie ma na pewno tego na myśli Rzecki, odstępuje ją Wokulskiemu. Uważa, że jego uczucia nie są tak istotne, podczas gdy Wokulski powinien mieć dobrą żonę, bo rzeczywiście Helena Stawska, to warto zapamiętać, to jest powieściowa kobieta anioł, po prostu. Kobieta idealna, o której względy zabiegałby zapewne Rzecki, gdyby nie to, że chciałby wielkiego szczęścia dla swojego przyjaciela Wokulskiego. Więc rekomenduje mu, podsuwa mu tę Stawską, sugerując, że być może byłaby ona dobrą żoną, no bo niewątpliwie Stanisław Wokulski tego nie kwestionuje, że Stawska byłaby dobrą żoną. Ona ma predyspozycje do bycia dobrą żoną, do bycia dobrą gospodynią, jest kochająca, oddana dla ludzi, których chce i których kocha, bardzo pracowita, bardzo wartościowy człowiek. Zresztą wychowuje córeczkę, wychowuje, nie wychowuje, zajmuje się swoją chorą matką, ciężko pracuje i na pewno Wokulski byłby z niej jakoż żony zadowolony. Wokulski nie przystaje na to, że nie kocha jej, jest idealistą romantycznym, ale w takim znaczeniu miłości romantycznej. Rzecki umiera na atak serca i piękna scena, kiedy z kieszeni wystaje mu taka karteczka, non omnis moriar, niewszystek, umrę. Postacią pokolenia przejściowego oczywiście jest Wokulski. Już o tym bardzo dużo powiedziałem, więc ja tutaj już nie chcę się bardzo rozwodzić. Łączył w sobie pozytywistyczne zamiłowanie do nauki, taką wiarę w pozytywistyczne idee. Bez wątpienia w swojej działalności jest pozytywistą, jest self-made manem, sam dochodzi do wszystkiego. Natomiast jeżeli chodzi o pokłady romantyka w nim, których też jest niemało, to oczywiście mamy tutaj przede wszystkim na myśli wiarę w romantyczną miłość, czyli można powiedzieć, że teorię dusz bliźniaczy, którą odziedziczył po Mickiewiczu, dlatego że Wokulski czyta sporo Mickiewicza. Zresztą jest taka słynna scena w lalce, kiedy on rzuca tonikiem Mickiewicza o ścianę, krzycząc, że to właśnie on mu zatruł życie, że to przez niego wszystko, te jego niepowodzenia, że to on kazał mu szukać takiej miłości, więc wtedy w nim jakby wzburzył się ten pozytywista, który tutaj wziął głowę. Natomiast ostatecznie Mickiewicz po chwili się uspokoił i przeprosił tego Mickiewicza, złożył ten tonik i uznał, że przecież Mickiewicz nie jest niczemu winien, i Mickiewiczowi ktoś musiał implikować, ktoś musiał mu nadać taki ton i on wiele wycierpiał, więc cóż on będzie tutaj wymyślał, cóż to on będzie mu wyrzucał, jeżeli on sam był ofiarą. Jedna z ostatnich scen z Bokulskim, kiedy on kładzie się na torach, to też jest oczywiście typowo romantyczne, to jest takie zbliżenie się do bohatera werterycznego, czyli remedium na Weltschmerz, na ból istnienia, jest samobójstwo. I Ochocki, o którym też już w zasadzie wszystko nieomal powiedziałem, marzy o wynalezieniu maszyny latającej, bo jest pozytywistą, wierzy, że nauka to potęga. Dlatego trzy pokolenia, natomiast jeszcze krótko o tytule Larka. Larka Prusa, tytuł miała zmieniony według autora ze względu na to, że on przetytał w kurierze warszawskim, tam w rubyce zagranicznej, wydarzeń z zagranicy o pewnym zabawnym dosyć zdarzeniu, w każdym razie, mianowicie przed sądem chyba w Niemczech, czyli w Prusach powiedzielibyśmy wtedy, był taki proces, że kobieta oprocesowała się o larkę, czyli o głupotę, chociaż dzisiaj my mamy takie sprawy w sądach, tego pokroju, ale bardzo to rozbawiło Prusa, że taka wielka afera jest o kradzież zwykłej larki, no i dlatego sam umieścił taką scenę, kiedy tam Stawska się procesuje z baronową Krzeszowską o larkę, którą miała rzekomo Helena Stawska ukraść dla swojej córki Helenki. Kończy się to oczywiście dla Heleny Stawskiej dobrze, bo Mokulski staje po jej stronie i pokazuje, że to lalka zakupiona w jego sklepie. W każdym razie Prus mówi, że to jest jedyna geneza tego tytułu, nie wzbudzając przy tym zbyt dużego zaufania czytelników, odbiorców, bo uważano powszechnie, że oczywiście za lalkę uważać należy łęską, co w moim odczuciu, ale i samego Prusa było kardynalnym błędem. Po pierwsze, taka interpretacja lalki, pustej, salonowej kukły, bez jakichś głębszych przemyśleń, bez wartości, bez celu życia, jednoznacznie jako postaci negatywnej, to takie obrazowanie łęskiej jest oczywiście niewłaściwe, pozbawione głębszej argumentacji i wynika w moim odczuciu przede wszystkim z takiego braku namysłu nad tą postacią, z takiej bardzo powierzchownej oceny jej postępowania. Przede wszystkim łęska, to ona nie ma żadnych wartości, no pewnie nie ma wartości takich jakich my byśmy od niej oczekiwali, oczywiście trzeba podtrzymać jego centryzm, takie wykorzystywanie wokulskiego, ale nie można przyznawać racji argumentom, które odnoszą się do tego, że łęska jest złą postacią, bo chce być taką postacią. Pamiętajmy o tym, że łęska została ukształtowana, a tym, kto ją ukształtował jest Tomasz Łęski, jej ojciec, zresztą my nie wiemy nic o jej matce, więc prawdopodobnie wychowywała się bez niej. Ojciec, który jest zupełnie skończonym człowiekiem, arystokratą, żyjącym ponad stan, zresztą sprowadzającym rodzinę po prostu nad przepaść, zresztą w tej przepaści próbuje wyciągnąć ich Wokulski, a Tomasz Łęski nie jako za zadanie daje swojej córce Izabeli to, a żeby podtrzymywała te relacje, by Wokulski mógł dalej ich finansować. Łęska więc nie jest taką postacią, bym powiedział, grupicznie negatywną, na pewno ja bym nie określił jej mianem pornego charakteru. To jest bardzo tragiczna postać, uzależniona od mężczyzn, zresztą wielopoziomowo. Zaraz powiem o tym, dlaczego na poziomie kompozycyjnym ona jest też uzależniona, ale zobaczmy. Ona na początku jest prowadzona non-stop przez swojego ojca Tomasza Łęskiego, potem takim mężczyzną, który ma na nią wpływ i nią kieruje jest Kazimierz Starski, jej kuzyn, z którym ona wdaje się w roman. Zresztą on jej nie kocha, tylko wyciąga od niej pieniądze, a w zasadzie to za jej sprawę od Wokulskiego, więc Łęska na tym poziomie jest oczywiście niezależna. Natomiast gdyby wejść tak głębiej w konstrukcję lalki, która jest niewątpliwie konstrukcją przemyślaną, bardzo dobrze zorganizowaną, wbrew temu co mówiła ówczesna krytyka, to proszę zobaczyć, że jeżeli my usuniemy z lalki wątek miłosny, to zdaje się jedyną postacią, która wtedy znika ze świata przedstawionego jest Łęska. Ona nie występuje w innych wątkach niż miłosny, nie ma z nią innych wątków. Starska występuje w wątku emancypacyjnym i tak dalej, ale dlaczego ja mówię o tym wątku miłosnym? Dlatego, że wątek miłosny jest związany z postacią Wokulskiego, on jest głównym bohaterem. Więc proszę Państwa, gdyby usunąć ten wątek miłosny, to Wokulski dalej byłby postacią subsydiarną, czyli istniałby, natomiast Łęski by nie było. Ale też w drugą stronę można sobie sprawdzić, że jeżeli byśmy usunęli postać Wokulskiego, to znika postać Łęskiej, a jeżeli usuniemy postać Łęskiej, to nie znika postać Wokulskiego. Dlaczego? Dlatego, że postać Łęskiej jest związana przede wszystkim z wątkiem miłosnym Wokulskim. Więc to jest jeszcze takie dodatkowe usprawdzenie, taka dodatkowa egzemplifikacja tej mojej tezy, że Łęska jest również uzależniona na poziomie kompozycyjnym i jest to zabytko według mnie celowe. No więc dostaje nam trzecia interpretacja tytułu Lalka, która według mnie jest najlepsza, bo po pierwsze sytuuje Rzeckiego w kręgu filozofów, z czym ja się zgadzam. Jest to niewątpliwie człowiek o bardzo głębokich przemyśleniach, zastanawiających się nad naturą świata, nad życiem, bardzo często ma takie swoje zadumy. Jest taka scena w Lalke, kiedy Rzecki przygotowuje jak co tydzień wystawę. Przygotowuje tę wystawę i nakręca tamtejsze zabawki, które są na wystawie i patrzy jak one się ruszają. Patrzy na te zabawki kręcące się, obracające się i wywołuje to w dół w ośmiechu. Śmieje się z nich, ale nie jest to taki śmiech radosny, raczej jest to taki śmiech postępny. Dochodzi on do takiego wniosku, że kukiełki te myślą, że mają na siebie wpływ, że ruszają się same z siebie, a nie wiedzą, że tak naprawdę są nakręcone, że mogą iść tylko w tym kierunku, w którym są nakręcone, jak są ustawione. Czyli mają z góry napisany w cudzysłowie scenariusz. No i to przecież jest właśnie odbicie myśli teatrum umundi, czyli tego, że człowiek jest tylko aktorem na scenie życia i ma z góry napisany swój scenariusz. Więc te kwestie takie filozoficzne w Larkce, przecież one pojawiają się wiele razy, bo powiedzenie, że Larka jest powieścią o miłości to według mnie spory błąd. To jest tak naprawdę powieść o człowieku, o tym w jakie on wchodzi w relację, o człowieku wobec świata. Jest to powieść, która po prostu mówi o ludzkiej naturze w różnych kontekstach. Pokazuje różne twarze ludzkie, różne twarze nawet jednego człowieka, za co przecież Prus był bardzo krytykowany, dlatego, że uważano, że ta impreza jest zdecydowanie wokół ludzkiego. To wynika z nieumiejętności tworzenia powieści przez Prusa. Tylko chciałam jeszcze nawiązać do Kochanowskiego, bo często ta scena i sen z tej sceny jest porównywany do fraszki Kochanowskiego o żywocie ludzkim. Fraszki to wszystko, tutaj akurat fraszki występują w kontekście błahostki, czegoś nieistotnego. Prus pokazuje to bardziej naocznie, ale przecież tak naprawdę to tymi kukiełkami są ludzie. Ponieważ lalka jest powieścią o życiu, dlatego ten tytuł jako pewnej interpretacji życia, na której nie mamy wpływu jest dla mnie najbardziej przekonujący i ma dla mnie chyba najbardziej wyrazisty wyślizg spójności między treścią a tytułem. Lalka pokazuje również różne postacie kobiet. Kobiety prównej, nie mogącej sobie z niczym poradzić, nie będącej samodzielną człowiekiem. To jest oczywiście Łęcka, kobieta anioł, zaradna, emancypantka, pstawska, kobieta pozytywistyczna, pozytywistka, pomagająca wszystkim wokół to oczywiście prezesowa Zasławska. Kobieta nie tyle pudła, nie tyle zasługująca na potępienie, co raczej na żal, to jest baronowa Krzeszowska, która przecież straciła córkę. Straciła córkę, straciła też męża, bo ten mąż się od niej przecież odsunął i zmagająca się prawdopodobnie z jakąś depresją. I rzeczywiście była nieznośna dla ludzi, dość przypomnieć proces ze studentami, proces ze pstawską, chociaż w procesie ze studentami miała ona rację, natomiast nie była ona też tam potraktowana poważnie. No i jeszcze oczywiście kobieta, która jest pierdziarą, kobieta, która obnosi się ze swoją kobiecością, seksualnością, wdowa, to oczywiście jest Kazimiera Wąsowska, która wykorzystuje bardzo sprytnie to, że jest kobietą. Mamy postać prostytutki, która się zmienia, która nie umie inaczej zarabiać na życie, to oczywiście Marianna, która potem wyjdzie na prosto. Lalka jest powieścią realistyczną, no bo realizm jest przecież tak naprawdę dominującym prądem artystycznym w drugiej połowie XIX wieku. Potem dołączy do niego, nie wypierając go, ale dołączy obok niego naturalizm, tak mniej więcej na czasach 80-tych, 90-tych XIX wieku, który różni się od realizmu przede wszystkim tym, że jest jeszcze bardziej realistyczny, dlatego, że pokazuje wszystko to, co szpecne, wszystko to, co wstydliwe, wszystko to, co chcielibyśmy przymilczać w realizmie, a dlatego, że realizm, to trzeba podkreślić, jednak kieruje się zasadą dekorum, czyli zasadą stosowności. Nie mówi się o obrazach gorzących, można ewentualnie nadmienić, że np. ktoś tam miał wypadek, albo ktoś zmarł, albo ktoś ma ciężkie rany, no ale nie opisujesz tylko, jak te rany wyglądają, co np. będziemy mieć w chłopach pod koniec pierwszego tomu, w trakcie Wesela Boryny, w stajni, w stodole. Kupa Socha umiera i tam oglądamy wraz z innymi bohaterami tę nogę, która jest odrąbana, jest pokazane bardzo dokładnie, jak wygląda ten jego uszczerbek. Lalka jest powietrzem realistycznym, ale to nie oznacza tylko tego, że jest to powieść, która obrazowo, bardzo szczegółowo, skrupulatnie, wręcz z chronikarską taką dokładnością, bo przecież Prus był chronikarzem, opisuje miasto. No oczywiście, prawdą jest i wielką zaletą lalki, że ona bardzo dobrze opisuje topografię Warszawy, można by nawet chodzić z książką po Warszawie i wiele miejsc byśmy znaleźli, jak np. sklep na krakowskim przedmieściu. Z tym, że lalka też, i to tutaj trzeba podkreślić, bo to jest trudne zagadnienie, trudne, skomplikowane, wymaga dużej dojrzałości jednak interpretacyjnej, lalka też nie pokazuje pewnych rzeczy. My się bardzo często skupiamy na tym, co pokazuje lalka, ale zupełnie pomijamy to, czego lalka nie pokazuje. Lalka nie pokazuje Rosjan. Nie wiem, dlaczego tak wielu czytelników, albo inaczej, dlaczego tak mało czytelników dziwi się temu, że tam nie ma praktycznie w ogóle Rosjan. Jeżeli sobie wejdziemy w świat lalki w te czasy, to przecież na każdym roku stoi Stójkowy, wszędzie chodzą żandarmi rosyjscy. To niemożliwe, żeby oni przechodzili ulicami Warszawy i nie mijali Rosjan. Jest taka scena, kiedy Wokulski siedzi tam przy brzegu Wisły i patrzy na drugą stronę i nie widzi czegoś. My nie wiemy czego jako czytelnicy, ale jeżeli głębiej zajrzymy, to dowiemy się tego, że Wokulski nie widzi cerkwi, która stała po drugiej stronie Wisły i tej cerkwi nie dało się nie zauważyć, dlatego że, jak mówią tutaj różne wspomnienia, ale i obrazy, była to cerkiew pozłacana, ona musiała się mienić, a on jej nie widzi. I to jest bardzo ważne zjawisko, jakie mamy w lalce, mianowicie tabu rosyjskie. Skoro Rosjanie są nadobecni w naszym życiu, skoro ich widzimy wszędzie i nie mamy na to wpływu, to może ograniczmy ich bytność tam, gdzie mamy na to wpływ, czyli w literaturze. I właśnie dlatego w lalce tych Rosjan praktycznie w ogóle nie ma, jest to element pewnego tabu rosyjskiego. Nie ma też kwestii powstańców, tak wprost wyłuskanych, ze względu oczywiście na cenzurę, dlatego lalka, podobnie jak inne powieści pozytywistyczne, które musiały przejść cenzurę, posługuje się mową ezopową, czyli taką można powiedzieć mową na migi, mową z symbolami, taką mową alegoryczną, mową dorozumianą, domyślaną. Były to tak naprawdę znaki dla współczesnych czytelników, plusowi. Czytelne, oczywiste, dzisiaj może one sprawiają troszkę więcej problemów w deszyfracji, ale na pewno znajomość kontekstów literatury danej epoki pozwala to dostrzec. Oczywiście, kiedy w pierwszej scenie, kiedy mamy taką polifoniczność o Wokulskim, taki szum głosu o Wokulskim, co jest zresztą ciekawym zabiegiem, że my bohatera nie poznajemy bardzo długo, tylko na początku o nim dużo słyszymy, no to właśnie co my tam słyszymy? Słyszymy, że Wokulski musiał wypić piwo, którego żeśmy sobie sami naważyli. W ten sposób myślę się o tym, że Wokulski był wysłany na Sybir. Chociaż akurat przypadku Wokulskiego to nie było aż takie złe, bo on tam poznał Suzina, prowadził tam badania, także dla niego to nie było aż takie złe, ale to już taka kwestia poboczna, mocno marginalna. Więc realizm polega na tym, że oczywiście on pokazuje wszystko, niemalże. Ja to o tym, że nie pokazuje pewnych rzeczy w Warszawie, mówię jako o pewnym ocenie, które absolutnie nie neguje jednak tego, że jest to wybitna powieść realizmu. Oczywiście to jest obrazowanie realistyczne, to z drugiej strony pamiętajmy, że książka, że dzieło literackie nie jest planem miasta, nie jest kroniką i musi wcale wszystkiego tak wiernie opisywać, natomiast to jest szczególnie interesujące. Właśnie obecność tego tabu rosyjskiego przejawiająca się w niepokazywaniu pewnych rzeczy. Ale czy to tylko jest obrazowanie miasta realistycznego? Nie, bo Lauka spełnia z naddatkiem, powiedziałbym, z dużym naddatkiem, cechy powieści realistycznej, z wywagania jakie stawia się powieści realistycznej, powieści o pisarstwo realistycznemu. Ponieważ w Lauce widzimy nie tylko miasto, nie tylko Warszawę XIX wieczną, nie tylko Paryż XIX wieczny, ale również słyszymy myśli XIX wiecznych ludzi, to o czym borykają się ci ludzie jest autentyczne, tak naprawdę było. To o czym myślą ci ludzie też jest prawdziwe, ludzie mieli takie marzenia, ludzie oczekiwali takich rzeczy. Kiedy w powieści realistycznej, która nie dopuszcza za bardzo elementów fantastycznych, pojawia się metal lżejszy od powietrza, bo metal lżejszy od wody jest jak najbardziej realistyczny, to wiemy dzisiaj tak, metale grupy I Układu Okresowego, też niektóre II, Such Potat Litz na przykład, one są przecież lżejsze od wody, bo unoszą się na jej powierzchni. Natomiast metal lżejszy od powietrza jest czymś, co jest bardzo trudne do osiągnięcia, niemożliwe. Dlaczego więc Prus o tym mówi? Bo to jest tak naprawdę, ten metal lżejszy od powietrza nie pełni takiej funkcji dosłownej, to jest raczej metafora, metafora marzeń tych ludzi, marzeń o postępie naukowym, o zawojowaniu świata naukowego. To jest właśnie cel tego zakwitu, wprowadzenia metalu lżejszego od powietrza. Koniec odstawa lalki, powiem jeszcze, że jest to obrazywanie realistyczne, przez które lalkę nazywamy mikrokosmosem XIX wiecznym. Czytając lalkę poznajemy realię życia w tym wieku i właśnie dlatego mam nadzieję, że każdy zgodzi się ze mną, że lalka spełnia kryteria powieści realistycznej z naddatkiem, chociaż ówczesna krytyka nie stwierdziła tak, uważając przecież za najwybitniejszą powieść realistyczną, taką najdojrzalszą, nadmienną, którą to powieść my dzisiaj uważamy za nudną i anachroniczną, przestarzałą, bo rzeczywiście sposób prowadzenia narracji w nadmiennym jest zupełnie inny. Mamy jednego narratora, to jest typowe, trzecioosobowego, no ale to w takim razie skąd my znamy przeszłość, można zapytać. No bo w lalce to wiadomo, o przeszłości opowiada nam po prostu Rzecki w swoich pamiętnikach. On spełni taką funkcję reprospektywną, ten jego pamiętnik, a jak to będzie w nadmiennym? W nadmiennym jest to prosto wymyślone, właśnie uważano, że w lalce to trudne, wymysł jest tłusta. Natomiast w lalce, w nadmiennym po prostu pierwszy czas jest o przeszłości i jak te garby przeszłości poznamy, wszystkie zawiłości, wszystkie meandry, wszystkie te powstańcze historie i takie zawiłości, również wspólne, rodu Korczyńskich i bohaterowiców, to wtedy dopiero w drugim tomie akcja zaczyna biec do przodu i mamy te trzy miesiące tam niespełna akcji, no bo przecież akcja nadmiennym dzieje się w czasie wakacji, to jest przerwity cierpień mniej więcej. Dobrze, kończę temat lalki, dlatego że mógłbym mówić i mówić i widzę, że ciągle powtarzam, że kończąc lalkę, kończąc lalkę, ale w ten sposób jej nigdy nie skończę. Zachęcam jednak do poszerzenia sobie tej wiedzy. Powiem jeszcze, pisarstwo Prusa oczywiście przyjęło się, był to pisarz, który tworzył nurcie realizmu, opisywał świat w sobie współczesny, co zresztą było zgodne z nurtem pozytywistycznym. Natomiast na przeciwległej antypodzie był inny pisarz, który był jednak uważany za wybitniejszego, z czym ja się niekoniecznie zgadzam, mianowicie był to Henryk Sienkiewicz. To twórca, który był rzemieślnikiem słowa, bardzo nielubiany przez Orzeszkowów, natomiast nie można powiedzieć, był to chyba pisarz, który był najbardziej lubiany wtedy. Jego twórczość uznana więcej emocji, pisał za pieniędzy, co z innego powodu innymi pobudkami ja nie umiem wytłumaczyć obszerności trylogii, która mogłaby być o wiele krótsza, a była to jednak wydawana w odcinkach. Zresztą on się na trylogii bardzo dorobił, podobnie jak na tych swoich reportażach z Ameryki, które pisał dlatego, że był bardzo biedny i dlatego korespondował tutaj do nas, do Polski. Z tymi pamiętnikami, reportażami takimi swoimi, również felietonami, bo każdy pisarz pozytywistyczny znany i wielki pisał też felietony to taki swobodny gatunek publicystyczny, pozwalający pokazywać swoje poglądy. Trylogia była krytykowana również, ale za co była krytykowana? Za przeteczność, za swego rodzaju wsteczność. To znaczy uważano, że o ile lalka patrzy na czasy teraźniejsze, co ma tam swoją pewną uzasadnienie, dlatego właściwie ona potem została przyjęta, o tyle trylogia patrzy w przeszłość. Co się nie podobało pozytywistom, ale ona tak naprawdę tutaj mimo mojego braku sympatii do trylogii Sienkiewicza i chyba nie mam co ukrywać, że w ogóle do Sienkiewicza jako takiego, to trylogia jednak ujmuje w przeszłość kontekście współczesnym. Geneza trylogii jest oczywiście terapeutyczna, podobnie jak geneza Pana Tadeusza. Nawet jest też popowstańczym takim dziełem, podobnie jak Pan Tadeusz. Bo Sienkiewicz tworzy w trylogii tak zwany mit klęski przezwyciężonej, czy jakiś taki mit zwyciężonych, dlatego że on opisuje takie wydarzenia historyczne jak na przykład potop, czyli najazd szwedzki, zresztą nazwa potopu szwedzkiego na to zdarzenie się wzięła właśnie od Sienkiewicza. Dość mniej wszyscy na to mówili najazd szwedzki. To pokazuje pewne tragiczne wydarzenia, przecież pokonanie Szwedów było niemalże niemożliwe. Zresztą stąd taka historia, że pomogła nam sama Matka Boska w obronie Jasnej Góry, bo nie dało się z nimi wygrać, to właściwie po to to pokazuje Sienkiewicz. Komunikat jest bardzo jasny od Sienkiewicza, taki ideowy. Zobaczcie, jeżeli myśmy wtedy zwyciężyli, to dlaczego mielibyśmy dzisiaj nie zwyciężyć? Ja wiem, że sytuacja jest bardzo tragiczna, że jesteśmy straumatyzowani, cierpimy w tych zaborach, szczególnie po tym powstaniu styczniowym. Ale zobaczcie, myśmy nie z takich sytuacji wychodzili, mówi Sienkiewicz. Właśnie pokazując Kmicica, który powinien wiele razy umrzeć, a nie umiera mimo wszystko, a dalej żyje, bo przecież Kmicic jest superbohaterem, tak byśmy go dzisiaj nazwali. Był idolem zresztą ludzi, szczególnie dzisiejszego pokolenia dziadków. To był dla nich pewien idol, pewna ikona Kmicic, szczególnie ze względu na film, który również powstał, bo ekranizacja trylogii przecież jest szeroko znana. To właśnie ten superbohater, który jest w tragicznych okolicznościach, a mimo to mu się udaje wygrać, który ma nadludzką siłę i ostatecznie doprowadza do tego, że zwycięża dobrą, to przecież to wszystko brzmi jak zestaw cech gatunkowych baśni. I teraz dochodzimy do bardzo ważnego wniosku, który dla wielu jest zupełnie horrendalny i głupi, ale przecież on jest tak naprawdę prawdziwy. Mianowicie to, że Potop jest również baśnią, to jest pewien tekst baśniowy jednak w jakiejś części, nie można tego odmówić. I dawało to rzeczywiście nadzieję ludziom, zresztą wcale nie mniejszą niż inne części trylogii, bo kolejna z trylogii jest ogniem i mieczem, Potop i pan Wołodyjowski, przy czym Wołodyjowski jest jedyną postacią, która się przez wszystkie trzy części trylogii, bo tomy są w obrębie tylko jednego tytułu, jednej książki. To co ja bym zwrócił uwagę w Potopie, to w zasadzie to nie walka, nie obrona Jasnej Góry, nie obrona króla, bo to są rzeczy wyświechtane. Oczywiście wiadomo, że wykazał się męstwem, zresztą jest bohaterem dynamicznym, jest porównywanym do Jacka Soplicy, bo popełnia duży błąd, zresztą wchodząc w komitywę z Radziwiłłami, którzy przecież kolaborują ze Szwedami, potem przecież żałuje tego, jego nazwisko okrywa się hańbą, tak jak Jacka Soplicy, jako mordercy, zmienia więc tożsamość na Babinicza, Jacek Soplica zmienia tożsamość na księdza Robaka, postanawia Babinicz poświęcić swoje życie ojczyźnie, to znaczy jest gotowy zginąć za nią, broni króla, Jacek Soplica postanawia poświęcić też życie swoje ojczyźnie, staje się emisariuszem, walczy w bitwie pod Jeną, gdzie jest ranny, zresztą tak jak wiele razy ranny był Kmicic, ale potem rehabilituje się, bo przecież już po śmierci Jacka Soplicy wiadomo, że został on zrehabilitowany i nie wolno mówić, że jest on zdrajcą narodowym czy złym człowiekiem. Nie, to tak samo jak z Babiniczem, przecież w czasie Mszy Świętej zostaje odczytany też list od samego króla, który tutaj wysławia niejakiego Babinicza, czyli tak naprawdę Kmicica i to sprawia, że Olejka mu wybacza. No właśnie, powiedziałem o Olejce, Billewiczównie, która jest postacią bardzo ciekawą i interesującą, bo przechodzi dużą przemianę. Po pierwsze dla onomastyki, czyli dla nazw własnych Olejka ma duże znaczenie, dlatego że jest sprawczynią tego, że na imię Aleksandra mówimy Ola, Ola Olejka, bo wcześniej tak się nie mówiło. Dlatego to powiązanie w ogóle treściowe, czy tam nawet formalne Aleksandry z Olą jest bardzo trudne do zrozumienia, więc obcokrajowcy mają z tym problem. W każdym razie Olejka Billewiczówna, młoda dziewczyna, bardzo ładna, która Kmicica ma zapisanego w testamencie. Pamiętajmy o tym, że ona nie może nie być Kmicicem. W testamencie jest nie tylko majątek rozdysponowany, ale i losy Olejki i mówi się tam wprost, że Olejka albo wyjdzie za Kmicica, albo nie wyjdzie w ogóle za mąż i musi wtedy iść do zakonu. Na całe szczęście Olejka Billewiczówna zakochuje się z Kmicicą od pierwszego obejrzenia. Kmicic uważa ją za atrakcyjną kobietą, natomiast chyba nic poza tym. Natomiast na niej ważne są nie tylko kwestie wyglądu, czy postawy fizycznej mam na myśli Kmicica, ale również to, jakim on jest człowiekiem i to już jej bardzo przeszkadza. Kmicic jest hultajem takim, awanturnikiem, sprawia wiele problemów. Na pewno nie kieruje się etosem rycerskim wobec innych ludzi, bo jest to taki szałaputnik. Młody, narwany mężczyzna, zresztą strzela do obrazów jej przodków. Jego kompania, gwałci kobiety, zresztą w odwecie wsi postanawiają zabić, a potem przychodzi w ramach odwetu. A Olejka oczywiście go prosi, aby tak nie było, natomiast porywa również. Prosi, aby tak nie było, natomiast ostatecznie on i tak się do tego nie stosuje. Zresztą on w ogóle nie poważa Olejki, nie ma do niej szacunku w moim odczuciu. I on bagatelizuje w zasadzie to, o czym mówi Olejka. Jakże on jest bardzo zdziwiony, kiedy ona po tym, jak go obroniła, mówiąc tej szlachcie laudańskiej, że nie ma go w domu, kiedy przyszli po niego, uratowała mu w ten sposób życie swoją drogą, to chwilę potem wyrzuca go na drzwi i mówi, że go więcej nie chce znać, dopóki się nie zmieni. Później ją porwał również, jak wiemy, odbił ją Michał Wołodyjowski, nazywany małym rycerzem, bo był bardzo niewysokiego wzrostu, taki drobny mężczyzna, jednak świetnie władający szablon. To był prawdziwy szermierz. Kiedy wyzwał na pojedynek Kmicica, który był taki rosły, potężny, no to Kmicic w ogóle się nie zastanawiał, tylko od razu wziął udział w tej walce. Niepotrzebnie, dlatego że zgubiła pycha tak naprawdę Kmicica. Wiadomo było, że Kmicic przegra tę walkę, bo takie ogromne rozmiary ciała utrudniają walkę nieczem. Trzeba być bardzo zwinnym, trzeba być bardzo sprawnym, natomiast tak rozbudowane ciało utrudnia te zwinność, robienie tych uników. Zresztą Kmicic bardzo żałował, że się zgodził na tę walkę i w momencie kiedy już wiedział, że przegrywa, no to wtedy powiedział znane słowa, które są niepotrzebnie w ogóle w jakieś dziwne konteksty wpisywane, mianowicie słynne słowa koń, waść, wstydu, oszczędź. Tylko że to powiedział Kmicic do Wołodyjowskiego po to, by ten oszczędził jemu wstydu, bo on wiedział, że on się kompromituje w tej walce, chciał, żeby zadał mu decydujący cios i zakończyć tę walkę. Wołodyjowski zadał ten cios, nie zabił Kmicica, Kmicic przeżył, już potem Olejka jego rany opatrywała, zupełnie niepotrzebnie według mnie, bo w ten sposób wymagała to pobłażliwość. W każdym razie ostatecznie postawiła na swoim i powiedziała, że takiego go nie chce. Zresztą postawiła mu warunek niemalże nie do osiągnięcia, bo powiedziała, że ona mu wybaczy dopiero wtedy, kiedy wybaczy mu ta szlachta laudańska. Powiem tak, bardzo to trudne, dlatego że niemożliwe, żeby ci ludzie mu wybaczyli po tym, co zrobił. Więc dała mu warunek potencjalnie zupełnie nie do osiągnięcia. To też jest powieścią w pewnym sensie o miłości, bo przecież tak naprawdę to Sienkiewicz inspirował się taką powieścią historyczną, ale Woltera Scotta, czyli takiego pisarza, który właściwie pokazywał różne takie wydarzenia historyczne, ale na tle takim obytojowym, na tle takim miłosnym. Jeszcze powiem tylko na sam koniec o dwoistej kreacji kobiet. Mamy tam Anusię Bożobohatą Krasińską, która jest kobietą twierdziarską, urodzicielską. Ona w ogóle za duży nie tak uważa, żeby komukolwiek mogłaby się jej nie podobać. No i zupełnie przeciwna do niej Olenka Bilewiczówna, zakochana szczerze w Kmicicu, zresztą ukazało się, że Anusię też. Z tym, że ostatecznie Anusia wybrała plan B, wybrała Wołodyjowskiego, ale to powiem tak, żeby niektórych ciekawość tam zaspokoić, to jednak na szczęście oni nie byli razem, bo nie było bardzo szkoda Wołodyjowskiego, bo cóż Wołodyjowski on tak bardzo kochał, a ona to traktowała jak plan B, jak dowiedziałam się, że będą razem, no to mi się szkoda, że faceta zrobiło, ale z panu Wołodyjowskim przychodzi pocieszenie, bo ona umiera, a w zamian za nią on poznaje bardzo cudowną Basinkę, którą kocha nad życiem, zresztą jest to jedna z najsłynniejszych par w literaturze polskiej. Omówiłem tylko dwie powieści, oczywiście na uwagę tu by jeszcze zasługiwała m.in. Gloria Victis, czy Mendel Gdański, Mendel to jako tekst tendencyjny konopnickiej o asymilacji Żydów, też istotny temat, zresztą mamy to Lance, Frank Bauma i relacje wobec Żydów, antysemityzm XIX wieczny wynikający z uprzedzenia do Żydów, jako by mieli oni wyzyskiwać, jako by mieli być wyzyskiwacielami tych majątków ludzkich, no tak naprawdę to po prostu mają głowę na karku i potrafią robić interesa. W kontekście orzeszkowej, w kontekście oczywiście kultu mogił, ale jest to dosyć łatwa lektura, więc ją i tak pomijam. Mam nadzieję, że ten zarys epoki udało mi się tutaj zbudować, pokazać pewne implikacje tych cech w wybitnych powieściach XIX wiecznych, chociaż nie mogę zatalić, zresztą byłoby to nierozsądne, bo każdy to widzi, że większą wagę przyłożyłem do lalki Prusa, no ale to już chyba też sesja moich takich prywatnych upodobań, ale i tego co uważam, że jest ważniejsze w kontekście matury i w ogóle w kontekście wiedzy o pozytywizmie, bo przecież okres historyczny wydarzeń w powieści Sienkiewicza to barok, to średnia wieczność Krzyżaka. Dziękuję bardzo.