Details
Nothing to say, yet
Nothing to say, yet
Alice welcomes listeners to her podcast "Pół tonu ciszy" where she discusses the demanding world of classical music. She aims to create a safe space to share untold stories behind success. Alice believes there is not enough focus on the real emotions and struggles behind achievements. She wants to provide a platform for these stories and hopes listeners are excited to join her on this journey. Alice shares her own story of being a classical musician and her experiences with self-doubt and fear. She also talks about her passion for music and her journey in pursuing her dreams. Cześć, tu Alicja. Witam Cię serdecznie w moim podcastie Pół tonu ciszy, czyli rozmowy o wymagającym świecie muzyki klasycznej. Opowiadam i słucham historii, które stoją na drodze do sukcesu. Tworzę bezpieczną przestrzeń tam, gdzie ją najtrudniej znaleźć. Pół tonu ciszy, czyli rozmowy o wymagającym świecie muzyki klasycznej. Podcast ten będzie opowiadał o nieopowiedzianych i niełatwych historiach, które stoją za każdym sukcesem. Będzie tworzyć on, mam nadzieję, bezpieczną przestrzeń tam, gdzie ją najtrudniej znaleźć. Jest to podcast o muzyce klasycznej dla muzyków klasycznych, dla wszystkich muzyków i dla wszystkich ludzi. To, na czym chciałabym się skupić, to jest historia. Historia, na którą nie ma miejsca w social mediach, na którą nie ma miejsca tym bardziej w biografii artystycznej. Nie ma na nią nigdzie miejsca. Pierwsze pytanie, czy ktokolwiek chciałby o niej mówić? Ale jeszcze kolejne pytanie, to czy tak naprawdę ktokolwiek chciałby o niej słuchać? Czy lubimy słuchać? To jest tak krzywdzące, że jesteśmy uczeni tego w zasadzie już od początku, że głośno mówi się o sukcesach, głośno mówi się o powodzeniu, o tym, że coś poszło świetnie. Ale ile osób tak naprawdę wie, jak ta osoba się czuła w tamtym momencie, kiedy uświadczała tego sukcesu? Jaka historia idzie za tym? Myślę, że to są naprawdę bardzo ważne rzeczy, na które nie ma miejsca. A ja chciałabym tę przestrzeń wytworzyć, otworzyć. Otwartą dla wszystkich, w której nie musimy ubierać jej w ładne uśmiechy, w ładne zdjęcia, w podziękowania dla wszystkich. Bo być może nie wszyscy zasługują na te podziękowania. Ale kto powie o tym? Ten podcast jest o historiach. I na początek zacznę od swojej historii, w tym pierwszym premierowym odcinku. A potem będę zapraszać gości. Mam nadzieję, że jesteście tak samo podekscytowani jak ja, ponieważ ja jestem bardzo podekscytowana i już nie mogę się tego doczekać wszystkiego. To nie wiem, być może moja historia nie będzie tak ciekawa jak historie innych moich gości. Ale ufam, że będzie pierwszą historią wypowiedzioną głośno. Może niektórzy z Was mnie już znają, bo się znamy osobiście. A może ktoś z Was słucha tego podcastu jakimś cudem, nie znając mnie. Ja nazywam się Alicja, mam 23 lata i mam licencjat jako muzyk, licencjonowany jako śpiewaczka operowa. I obecnie jestem w trakcie studiów magisterskich, tego samego kierunku. I studiuję za granicą w Niemczech. Trochę o mnie. Trochę o mnie, bo w końcu ten podcast jest o historii. Ja od dziecka śpiewałam i sprawiało mi to, pamiętam, dużą radość. Uprawiałam też trochę sportu, jak byłam mega mała w przedszkolu. I pamiętam, że ten sport bardzo mnie stresował. Bardzo mnie stresował. Bo biegałam, trochę tam pływałam. Nie żeby to było jakoś wyczynowo w przedszkolu, ale bardzo mnie to stresowało. A muzyka była czymś, z czym wydawało mi się wtedy, że jestem bardzo dobra, że sobie super radzę. I dawała mi naprawdę radość. Czułam, że wychodzę na scenę, bo wówczas uczyłam się śpiewać w Miejskim Ośrodku Kultury. Bardzo dobrze to wspominam. I były to momenty dla mnie, gdzie ten sport kosztował mnie bardzo dużo po prostu stresu. Potem już zrezygnowałam po pewnym biegu. Już nie wytrzymałam. Powiedziałam, że nie chcę tego robić. To muzyka od zawsze była czymś, co wydawało mi się czymś bardzo naturalnym. Że wychodzę na scenę. Pamiętam, że brałam udział w różnych przeglądach piosenki dziecięcej. Wykonywałam jakieś tam piosenki aktorskie. Lubiłam trochę poaktorzyć, się pobawić. No i były to naprawdę fajne czasy. I tak naprawdę skąd się wzięła ta opera, to dlatego, że drogie były takie lekcje prywatne. Takiego jakiegoś śpiewu, no powiedzmy estradowego, nie wiem. I mama wpadła na pomysł, że poszła do szkoły muzycznej. Bez za darmo. Bo jak się jedzie do szkoły muzycznej, to są dwa kierunki tego śpiewu. Albo klasyczny, operowy, albo taki, nie wiem, rezowy. Coś się u nas mówi. Dostałam się na śpiew operowy. No super, bardzo się cieszyłam, chociaż kompletnie nie miałam pojęcia o tym. Kompletnie nie miałam pojęcia o muzyce klasycznej i o operze. Więc ja w pewnym momencie postanowiłam, że chcę zacząć słuchać muzyki klasycznej. Ale ja nawet nie wiedziałam, co ja mam, jak to zrobić. Jak zacząć słuchać muzyki klasycznej? Co wpisać? No nie wiem, jak wiecie, jak się słucha radia, to lecą tam jakieś kawałki. Wystarczy, że wpiszesz, nie wiem, Justin Bieber, no to ci wyjdą jego kawałki. A ja nie, kompletnie nie miałam pojęcia, naprawdę nie miałam. Nie skończyłam pierwszego stopnia, bo ja poszłam do drugiego stopnia szkoły muzycznej od razu. Nie skończyłam pierwszego. Trochę się uczyłam grać na flecie poprzecznym, ale to była szkoła prywatna. Więc no i za bardzo mi to nie obchodziło. Więc wpisałam muzyka klasyczna. Bardzo szybko, myślę, okazało się, że jednak nie jestem taka dobra w tym, jak myślałam, że jestem podczas występowania na scenie w Miejskim Ośrodku Kultury. Śpiewając piosenki dziecięce. Że tutaj coś jest nie tak, tutaj coś jest nie tak. Jakoś to trzeba, nie wiem. Nagle się okazało, że jakaś się robię spięta, gdzie nigdy nie byłam spięta. Ja zawsze byłam bardzo przebojowym dzieckiem, bardzo otwartym, głośnym. Wszędzie mnie było dużo. A nagle się okazało, że jakaś się robię spięta, jakaś się robię zamknięta. Jak patrzę sobie na te nagrania tej szkoły muzycznej z moich pierwszych lat. Jakaś taka, nie wiem, jak nie ja. Strasznie wyglądałam, strasznie wyglądałam. Byłam jakaś taka wykrzywiona w ogóle. Ten dźwięk wydawałam z siebie w jakiś taki bardzo nienaturalny sposób. Jakieś takie do... no nie. Oczywiście nie chodzi o to, że ja musiałam śpiewać fantastycznie na tym pierwszym roku. No bo wiadomo, że to jest długi proces i my się uczymy tego. I uczymy się techniki, jak to robić, żeby to brzmiało ładnie, żeby było zdrowe. Ale to na pewno nie było zdrowe. Tego słowa bym tutaj użyła. Nie tylko tyle, że to nie wyglądało dobrze, bo ja wyglądałam jakby po prostu... Ja nie wiem, nie wiem, naprawdę. Nie było to zdrowe. I ja pamiętam, że wtedy zmieniłam nauczycielkę. Bo choć miałam lat wtedy ile? No 15 może. To ja miałam pewną intuicję, która mi podpowiadała, że jeśli ja się męczę i nie boli, kiedy śpiewam, to to nie wróży dobrze. Pamiętam, że wtedy zaczął się taki moment, kiedy ja trochę wyjechałam ze swojego miasta na różne kursy. Poznałam wielu ludzi, którzy bardzo dobrze śpiewali. Trochę tak poznałam świata, można by powiedzieć. Ale myślę, że chyba wtedy podjęłam taką decyzję, że chcę wierzyć, wierzyć, mierzyć wyżej. Mierzyć wyżej, wierzyć niżej. No, czyli jak... Kurde, mierzyć wyżej, o! I jakby gdzieś tam zawsze mi towarzyszyły jakieś takie wysokie ambicje. Co ma swoje plusy i minusy. I też jak już podejmę taką decyzję, że się z tym angażuję, to naprawdę robię to na 150%. No chyba, że okaże się to po chwili nudne, to po prostu porzucam ten pomysł. Ale to jest straszna cecha. No więc wtedy podjęłam decyzję, że tak, że chcę to robić. Mega mnie to kręci. Ale wydaje mi się, że jakoś nie do końca umiałam. No, nie byłam też jakaś tam wybijającą się jednostką w szkole. Ta szkoła, którą bardzo dobrze wspominam. Ale też myślę, że tam zaczęły się początki tego, jakiejś tam mojej niedowartościowania poczucia bycia gorszym, poczucia bycia niedocenionym, strachu panicznego przed śpiewaniem. No i tutaj się... Widzę, ja to teraz wszystko w miarę mówienia tego, nagle to też odkrywam i widzę, że śpiew, tak jak wam mówiłam, był rzeczą, którą kochałam. I dawał mi takie poczucie, że to jest moje miejsce. A nagle zmienił się w coś, co mnie zaczęło przerażać. Przerażać. Bo przecież jest egzamin, który jest oceniany. Tak? Na punkt. Oceniane jest, co robisz źle. Przynajmniej tak mi się wydawało. Ile dostanę punktów? Czy dostanę piątkę? Zawsze chciałam dostać piątkę, ale nigdy mi się nie udało. Dopiero chyba na koniec dostałam piątkę. Tak, ale generalnie nigdy mi się nie udało osiągnąć tej piątki. Było mi, pamiętam, bardzo przykro. Potem zaczął się gdzieś tam kolejny etap, bo bardzo chciałam się dostać na studia. Nie dostałam się do trzech szkół, które wtedy to bardzo przeżyłam, bardzo to przeżyłam, bo bardzo chciałam wyjechać z mojego miasta. Bardzo chciałam tam zostawać. Takie miałam po prostu marzenie, że chciałabym wyjechać na studia do innego miasta. Do tych takich szkół, które mi się wtedy wydawało, że są takie top, się nie dostałam. Bardzo to przeżyłam. To było takie pierwsze moje załamanie. Takie, że chciałam to wtedy rzucić. Ale pokazało się, że moja znajoma zdawała do jednej szkoły na skrzydze i jakoś tak wyszło, że zdałyśmy sobie razem. Dostałam się, z czego się w sumie bardzo cieszyłam, chociaż na początku podchodziłam do tego sceptycznie, bo wydawało mi się, że to nie jest to, to nie Warszawa i to o co chodzi. Ale z perspektywy, myślę, że to była fajna... Dobrze, że tak się stało, tak miało być. Również bardzo dobrze to wspominam. I wtedy pierwsze moje lata studiów to była dopiero taka poznawanie tego wszystkiego. Trochę jeszcze nie wiedziałam, o co chodzi, że to trzeba ćwiczyć codziennie. Ja tak sobie ćwiczyłam dwa razy w tygodniu. Spoko, tu sobie poszłam na jakąś imprezę, tutaj coś tam. Takie życie studenckie bym to nazwała. I w pewnym momencie jakby zauważyłam, że albo się zaangażuję, albo nic z tego nie będzie. Wtedy zaczęłam dostrzegać, że trochę nie ma kompromisów. Że albo podejmuję decyzję, że jestem w tym świecie, albo mnie nie ma. Pamiętam, że były takie osoby, które np. musiały też pracować, bo np. nie miały pomocy finansowej od rodziców aż takiej. I pamiętam, że ja sobie myślałam o tych osobach, że one tracą dużo. W sensie takim, że ja byłam na każdym skinie. Jak była jakaś lekcja o jakiejś innej godzinie niż zwykle, ja mogłam, ja byłam. Osoby, które pracowały, nie mogły np., bo miały w tym czasie ustalone pracę. I ja wtedy tak sobie myślałam właśnie, że dobrze, że ja nie pracuję, bo jeden fałszywy krok i już jest coś poza tym. Więc ja byłam bardzo w tym. Gdzieś tak od drugiego roku podjęłam taką decyzję wewnętrzną i zauważyłam to, że nie ma innej opcji. I wtedy niestety poszło to w trochę niedobrym kierunku, bo ja mam bardzo wysokie oczekiwania od siebie, ale dopiero wtedy gdzieś to zaczęło tak się ukazywać. Ja do końca też nie rozumiałam, co się dzieje ze mną. Natomiast bardzo poważnie potraktowałam słowa, które są teraz bardzo modne, odnośnie wychodzenia ze swojej strefy komfortu. I ja tak wychodziłam ze swojej strefy komfortu, że ja od wielu lat nie byłam w tej strefie komfortu. Ja nie pamiętam. Nie pamiętałam długo. Teraz już na szczęście uczę się pamiętać, jak to jest. Jak to jest w ogóle być w miejscu i czuć się w tym dobrze. Ja jeździłam ciągle na jakieś lekcje prywatne, na jakieś kursy i ja wystawiałam się na nieprzychylną opinię, na krytykę. Ta krytyka mi towarzyszyła ciągle. Ciągle dowiadywałam się, że nie jestem wystarczająco dobra. Że... Co to jest? Ja bym to trochę porównała z tym, jak idziesz do fryzjera i ktoś się pyta, kto to pani tak spierdolił, nie? Albo jak idziesz z autem do jakiegoś majstra. Jak to się nazywa? Mechanika samochodowego. I on do ciebie pyta, kto to panu tak spierdolił, nie? I mam wrażenie, że to jest tak samo z nauczycielami śpiewu, no. Że tak trochę jest. I tak trochę było. Ja też bardzo ciężko sobie radziłam z krytyką. Bardzo ciężko sobie radziłam z krytyką. Bardzo mnie ona dotykała. Ja też myślę, że ja naprawdę robiłam więcej niż inni. No wiem, że tak było po prostu. W sensie, ja miałam bardzo dużo znajomych, którzy już zajmowali się zawodowo śpiewaniem. Ja wiedziałam, do czego dążę. Ja wiedziałam, co trzeba robić. Ja wiedziałam, że nie można się zagrzewać za bardzo w jednym miejscu. Że uczelnia to nie wszystko. Że trzeba się pokazywać. Że trzeba jeździć. Że trzeba się dokształcać. Że trzeba być ciągle w ruchu. Że trzeba się ciągle wystawiać na krytykę. I tak robiłam. I tak robiłam. I w pewnym momencie okazało się, że budzę się z każdego ranka i bodzi mnie w pracy. I moje ciało jest przerażone, zestresowane. Ten kortyzol to tam musiał już po prostu, nie wiem, mieć jakiś poziom ponadprzeciętny. Już tam buchać. A ja nie wiem, o co chodzi. Jestem zestresowana ciągle. Ciągle. To był też taki moment, w którym ja nie miałam żadnych wiadomości psychologicznych. Nie znałam siebie tak naprawdę. Jedyne co potrafiłam, to sobie dopierdolić. To sobie powiedzieć za mało. Za mało ćwiczysz. Za wolno. Zbyt... Nie jesteś... Nie możesz być przeciętna. Musisz być kimś. Ja zamykałam się w sali ćwiczeniowej na wiele godzin. Dochodziło już do tego, że leżałam na podłodze, płakałam, darłam nuty. Każdy koncert, który w moim mniemaniu był nieudany, każdy egzamin, na którym się spalałam. Spalałam. Byłam przerażona tym, że ktoś mnie ocenia. Ta ocena mnie przeraża. Dziś mnie to przeraża, ale wtedy... A ja aż cała drżałam. Cała drżałam na tę myśl. Lubiłam też stosować jakąś tam samoagresję. Pamiętam, że ja już po prostu byłam tak męczona sobą i tym wszystkim, że ja wracałam do domu i waliłam głową o ścianę. Naprawdę. Naprawdę. Tak już było. Ja tak bardzo chciałam, tak bardzo chciałam być kimś. Coś osiągnąć. Żeby ktoś, wiecie nie, pomyślał o mnie, że jej się udało. Ona wyjechała ze swojego miasta do innego na studia. I jej się udało. No było już ze mną niedobrze. Wtedy poczułam, że chyba coś muszę zrobić, bo po prostu zwariuję. Zwariuję. Pamiętam, że poszłam do... Umówiłam się do jakiejś pani psycholog. To jeszcze był moment, że... No bo to było jakoś 3 lata temu i to jeszcze nie był taki moment, że to było takie popularne, jak teraz. Wchodzenie do psychologa i takie normalne. Wtedy to jeszcze było takie, aha, czyli masz jakiś problem, tak? No i umówiłam się do jakiegoś psychologa po prostu gdzieś tam w pobliżu. Pamiętam, że to była w ogóle jakaś straszna sytuacja, bo dowiedziałam się, że ja mam problem. Że ja mam problem. Pani próbowała mnie zmówić, że w mojej rodzinie jest jakiś problem z alkoholem, gdzie go nie ma. Nie było. I w ogóle powiedziała mi, że ja mam zaburzenia poważne. Ale na szczęście potem trafiłam na inną panią psycholog, z którą mam... No do dziś pracuję. I wtedy powoli zaczęłam się dowiadywać, jak to w ogóle powinno się siebie traktować. Że to nie o to chodzi, żeby sobie ciągle dopierdalać. Coś, co teraz się wydaje i myślę, że jest też tak bardzo powtarzane w social mediach i takie promowane, no wtedy to była dla mnie rzecz kompletnie jakby odkrywcza. Ja nie wiedziałam. Słuchajcie, ja nie byłam w stanie, ja przez wiele, wiele lat nie oglądałam w życiu żadnego serialu. Ja uważałam to za stracę czasu. Ja nie oglądałam filmów, bo to też jest strata czasu. Jak książki, to tylko i wyłącznie takie, z których można coś wynieść. Biografie, jakiś śpiewaczek, tak? Wszystko musi mieć jakiś sens. Wszystko musi być po coś. Ja nie byłam w stanie leżeć, nic nie robić. Jak miałam tam jedno z pierwszych spotkań z moim teraz już narzeczonym, to ja mu powiedziałam, że ja nie będę z nim leżeć teraz na łóżku, no bo ja nie lubię leżeć. Ja lubię coś robić. Więc to było, słuchajcie, coś strasznego. To było, nazwijmy rzeczy po imieniu, po prostu kojebane. Po prostu. No, zaczęłam tę pracę terapeutyczną, powiedzmy, natomiast wtedy tego nie widziałam. Teraz już to wiedziałam, że jeszcze długa droga była przede mną. Ja znałam niemiecki, ponieważ chodziłam trochę do szkoły w Niemczech. I zawsze moim takim marzeniem, znaczy ja też wiedziałam, no bo ja oczywiście wiedziałam, co trzeba zrobić, żeby zrobić karierę jako śpiewaczka operowa. I jakby takim punktem w tej mapie rzeczy to-do było, że trzeba wyjechać za granicę. A że ja znałam język, no to wiedziałam, że musi to się prędzej czy później stać. Zdawałam do jednej uczelni za granicą i pierwszy raz się nie dostałam, bo nie znałam teorii. Więc wymyśliłam, że zrobię erasmusa w innej uczelni. W tej obecnej mojej już teraz. I zrobiłam tego erasmusa i dostałam się na studia potem magisterskie, potem erasmusie na tę uczelnię w Niemczech. Jak się możecie domyślić, moje funkcjonowanie nie zmieniło się jakoś wiele od tego czasu, kiedy byłam w Polsce na studiach. W sensie tak, ja mam już pewne dane, jak należałoby robić, żeby było dobrze, ale pewne schematy, które we mnie były, były na tyle silne, że nie dało się tego tak zmienić. Ja byłam zawsze. Nieważne, czy byłam chora. Byłam bardzo rzadko chora. Uważałam to za moją bardzo mocną stronę. Jak gdzieś trzeba było być poza tą godziną, którą trzeba było, ja mogłam. Jasne. Byłam. Pewnie. Ja jestem zawsze przygotowana. Zawsze wszystko zrobione na tip-top. Kiedy parę razy zdarzyło mi się zachorować, uznawałam to za jakieś najgorsze przeczeństwo. Bo jak ja mogę leżeć w łóżku, co ja mam robić? Boże, przecież ludzie, jakby ta maszyna się kręci, to idzie dalej ci wszyscy ludzie, którzy są ze mną na równi, to oni tam zapierdalają w tych takich kołowrotkach jak te chomiki, a ja wypadłam z torów. Przecież tydzień mi nie będzie na uczelni i co? I jak? Ja będę po prostu, tyle nie mogę sobie na to pozwolić. Dobrze, w takim razie przetłumaczę teksty. Nie wiem, będę się uczyła na pamięć. No nie wiem, no przecież nie położę się i nie zacznę oglądać serialu, tak? No halo! Kolejny aspekt tego, że no, ale przecież tak, studia trwają tylko dwa lata. Dwa lata to bardzo mało. Co będzie, jak ja skończę studia? Czy ja dostanę pracę? Czy nie dostanę pracy? Co ze mną będzie, ta niepewna przyszłość? Przecież co, skończę studia i nie będę pracowała w zawodzie. Nie ma takiej możliwości. Jest tylko jedna droga w życiu. Trzeba śpiewać. Ja chcę śpiewać. Wydawało mi się, że chcę śpiewać, bo bardzo to tak kocham. No, tak. Myślę, że było to moim marzeniem. I było... I to chyba w moim mózgu gdzieś tam we mnie zostało. Z tych początków, z tych dziecięcych lat, gdzie była to taka wolność, po prostu, no nie wiem, wiara w to, że robię to dobrze i że nic mi nie brakuje. Towarzyszyła też mi duża samotność. Mimo, że nie byłam samotna. Otaczali mnie ludzie. Mam wielu przyjaciół. Mam wspierającą rodzinę i teraz już narzeczonego wcześniej chłopaka. Czułam się sama. Z jednej strony musisz się wyluzować. Musisz się po prostu wyluzować, tak? Z drugiej strony nie bądź zbyt luźny i zbyt olewający przypadkiem. Musisz mieć twardą dupę. Nie przejmuj się opinią. Nie wierz tego do siebie. Ale konstruktywną krytykę bierz. Z jednej strony właśnie bądź taki wyluzowany, ale z drugiej strony przecież musi być jeszcze przekaz. Musisz być wrażliwy. Najlepiej, żebyś posiadał wszystkie cechy krajne naraz. Jakbym miała to jakoś zobrazować, to jak o tym opowiadam, wtedy to mi mózg po prostu, słuchajcie, kurwa parował. Jak? Jak? Ja mam mieć to wszystko. Jak? Ale oczywiście tak, no. Robiłam wszystko, żeby tak było, żeby spełniać oczekiwania innych, żeby inni mi powiedzieli świetnie. Świetnie Ci poszło. I słuchajcie, w tym roku, w lutym, bardzo przypadkowo, bardzo przypadkowo, dowiedziałam się, że mam wielkiego guza na tarczycy. Ups. Jak to? Jak to? Guza na tarczycy. Chyba nie ja, tak? Przecież ja nie choruję, ja nie mam czasu na jakieś chorowanki, no. Ewentualnie, no, mogę sobie tam, wiecie, zaplanować jeden dzień, ale to z jakimś dużym wyprzedzeniem, że będę chora, tak? Znaczy, tak w mojej głowie było, że jak już. Ale ja nie choruję. Ja jestem zawsze przygotowana. Jestem zawsze, kiedy trzeba. Nawet jak nie trzeba, to też jestem. No i jak to? Ale spoko. Pewnie to nic strasznego. No, jakby przedstawienie musi trwać. Pewnie musi trwać. Ten, kto kiedykolwiek czekał na wynik biopsji, ten wie, co to jest za stres. Dwa tygodnie czekania. Czy mam raka? Co mi się wydawało kompletnie abstrakcyjne i absolutnie tego nie zakładałam, no bo przecież ja nie choruję. W mojej napiętej, jakby, ścieżce przyszłej kariery nie ma na takie rzeczy miejsca. Moje ciało jest zawsze gotowe. Zawsze przygotowane. Ten wie. Ten wie, co to znaczy. Co to jest za stres. Przeszedł wynik biopsji. Okazało się, że 70% będzie to zmiana łagodna, 30% jest to zmiana włośliwa. No, to trzeba operować. Ale oczywiście przed operacjami ja jeszcze bardzo chciałam doświadczyć w produkcji szkolnej. Także, no, przecież nie zmarnuję takiej okazji. Kurwa, nie? No, najpierw jeszcze ta operacja, najlepiej tak by jej nie było, no ale jak już musi być, to dobrze, no może znajdę jakiś czas w wakacje. Tak więc zaśpiewałam produkcję i wtedy uznałam, że ok, teraz mam na to czas. Znaczy i tak nie mam, ale dobrze, skoro już trzeba, to dobrze. Przeszłam operację. Ta operacja generalnie nie jest niczym strasznym, natomiast dla ludzi, którzy pracują zawodowo głosem, no to możecie sobie tylko wyobrazić. Jest to operacja, która jest bardzo blisko strun głosowych i jeden krzywy ruch i może porazić ci struny głosowe i no naprawdę nic fajnego i bardzo duży stres był dla mnie. Przeszłam tę operację. Przez około 3 miesiące no to kompletnie nie było mowy o śpiewaniu, bo no nie byłam w stanie. Nie byłam w stanie. Natomiast operacja się udała bardzo dobrze. Nic się tam nie zniszczyło, nic się nie poraziło, ale ja musiałam się zatrzymać. To tak jakby ktoś wcisnął taki guzik i powiedział stop. Stop. Już nie ma możliwości biegu dalej. I z perspektywy teraz, bo to się wydarzyło na początku czerwca, nagrywam to w październiku, widzę, że moje ciało już po prostu nie miało wyboru. Bóle w klatce piersiowej, stres przewlekły, który trwał około myślę 5 lat codziennie, każdego dnia. Problemy gastryczne z jelitami, rozwolnienia, żeby tutaj to nazwać po imieniu, aż w końcu, po prostu ciało powiedziało nie. Nie idziemy dalej. Po operacji wydawało mi się, że to już jest okej, no dobra, no bo to już wszystko za mną. Co najgorsze to za mną. Chyba, no tak miesiąc po dostałam informację, że niestety, ale był to guz złośliwy. Był to nowotwór złośliwy. Ups. Jak to? Przecież ja nie choruję. Przecież ja jestem zawsze gotowa. Wiecie, teraz się śmieję. I trochę mam łzy w oczach i trochę się śmieję. Bo czegoś takiego się nie da zaplanować. Nie da się tego naliść w swoim kalendarzu. Teraz jest czas na chorobę. Teraz jest czas na nowotwór złośliwej tarczycy. Dla mnie, no jak się dowiedziałam, to oczywiście, wiecie, nagle wszystko zaczęło wirować i kompletnie nie wiedziałam, co się dzieje wokoło. Nie wiedziałam w ogóle, gdzie mam iść. Co mam zrobić. To był dzień po tym, jak się zaręczyliśmy moim narzeczonym. Możecie sobie wyobrazić, jak trudne to było. Po takim szczęściu do takiego nieszczęścia. Potem dowiedziałam się, że nie jest to nic, co zagraża mojemu życiu. Że rak tarczycy jest jednym z najlepiej rokujących nowotworów. Naprawdę mogę powiedzieć, że mimo wszystko jestem wdzięczna, że tylko taki nowotwór został mi dany. Mimo, że może brzmi to abstrakcyjnie, natomiast jestem w stanie sobie wyobrazić, przez co muszą przechodzić osoby, które wymagają się z dużo, dużo bardziej niebezpiecznymi nowotworami. Trochę szczęścia w nieszczęściu, ale nic nie zagrażał mojemu życiu. Natomiast znaczyłoby to, że muszę przejść kolejną operację i kolejne... Jest to kolejne ryzyko dla głosu. Przeraziło mnie to kompletnie. Przeraziło mnie to kompletnie. Już te trzy miesiące bez śpiewu były dla mnie na początku straszne, no bo co ja mam teraz robić? Co ja mam teraz robić? Nagle się okazało, że mogę dużo rzeczy robić innych. Nagle się okazało, że oddycham. Wreszcie oddycham. Że śpię spokojnie. Że w ogóle śpię. Że nie ma nieprzespanych nocy. Że przyszedł taki spokój, słuchajcie. Spokój, który znaczył tyle, ile ja nie muszę śpiewać. Jeśli ja nie będę śpiewać, to naprawdę życie się nie kończy. To świat się nie zawali. Ja nic nie muszę. Wiecie, być może jak tego słuchacie, to wydaje się wam takie błahe, ale dla mnie w tamtym momencie to było takie wyzwalające. Naprawdę. Że ja nie muszę. Oczywiście. To była sinusoida, bo to zaczęło się od momentów pod tytułem, dlaczego ja? Dlaczego ja? Przecież ja nie choruję, ja jestem zdrowa. Dlaczego ja? Poprzez takie momenty, ok. Ok, jakoś to będzie. Znowu przez napady jakiejś złości. Po akceptację, że nawet nie tyle, co akceptację, bo to nie jest tak, że ja to zaakceptowałam, bo musiałam. Nie. Ja słuchajcie, naprawdę z perspektywy wiem, że moje ciało powiedziało stop. Nie było innej opcji. Nie wiem ile jeszcze by to musiało trwać, to moje katowanie siebie, mojego ciała. Ile jeszcze? Chciałabym Wam jeszcze powiedzieć to, co odkryłam i jest to ze mną do dziś i jest to dla mnie jedna z takich ważniejszych rzeczy. Mianowicie pojawiło się pytanie kurde, po co ja tak naprawdę, ale tak naprawdę chcę śpiewać? Czy dlatego, że nie wiem, to lubię? Tak. Tak myślałam. Ale kiedy stanęłam w jakiejś takiej prawdzie sama przed sobą, to naprawdę skonfrontowałam się z takim dość nieprzyjemnym i trudnym faktem, że w tym wszystkim chodziło tylko i wyłącznie o akceptację. O to, żeby ktoś wreszcie powiedział Ala, super, dobra robota, spisałaś się, jesteś super. I myślę, że nawet nie tyle co ktoś, tylko ja dokładnie wiem kto, ja dokładnie wiem kto, żeby usłyszeć, jestem z ciebie dumna, jestem z ciebie dumna. Tak naprawdę chodziło też o to, że jak myślę o takim sukcesie, pierwsze co miałam w głowie to to, że świetnie, świetnie, będę mogła to udostępnić na swoim Instagramie i wtedy wszyscy zobaczą, że mi się udało. Ja dałam radę. Ja coś osiągnęłam. Osiągnęłam sukces. Nie chodziło o to, przynajmniej mi, żeby robić to co lubię, żeby sprawiało mi to radość, dawało wolność, czy jestem tam sobą. Nie, nie, nie. Liczył się sukces w oczach innych, akceptacja w oczach innych, żeby ktoś wreszcie mnie docenił. Żeby, nawet mam takie wspomnienie, w podstawówce na muzyce ja zawsze dostawałam piątkę plus, nie szóstkę. Była taka jedna osoba, która dostawała szóstkę, a ja dostawałam piątkę plus. Żebym wreszcie dostała tę szóstkę, nie piątkę plus. Ja nie chcę być przeciętna, ja chcę być czymś. Kiedy po trzech miesiącach od operacji mój głos powoli zaczął wracać do poprzedniej wersji, jeszcze nie do końca niestety, ale jestem na dobrej drodze. To myślicie, że po powrocie do tego świadka ktoś mi mówi, kurczę, ty wyprzeszłaś. Musiało to być stresujące. Owszem, było tam parę osób wspierających, może na początku, ale potem chodziło o to, żeby się wgaść. Weź się wgaść! To już tam... To już nieważne, co było. Słyszałam taki głos, ja też miałam braka i sobie jakoś poradziłam. No i co? Ty sobie nie poradzisz? No bo ja nie brzmiałam tak jak... ten głos nie brzmiał tak jak powinien. Bardzo powpinany. Bardzo. I... Mój ulubiony tekst. Ty musisz się wyluzować. Ty się wyluzuj. Spięta taka jesteś. No, spięta. No, spięta. Kochani, no... I tak oto kończę moją historię. Może ktoś wyciągnie z niej coś dla siebie. Może nie. Ale chciałabym, żeby ta moja pierwsza historia była dopiero początkiem. Początkiem tego, że ja mówię o tym, bo nie ma miejsca na to w social mediach. I nie ma miejsca na to w CV. W biografii. Nikt tego nie wklei do jakiegoś albumu na koncercie przy opisie osoby. Liczą się sukcesy. Ale za każdym sukcesem stoi historia. I mam nadzieję, że moja historia po prostu zachęci też was samych do odpowiedzienia sobie, jaką wy macie historię. Bo każdy z nas ją w sobie nosi. I może jak następnym razem się z kimś porównasz, jak następnym razem powiesz sobie, czemu ja tak nie mogę? Czemu ja nie mogę być taki zajebisty jak on, ona? Czemu nie jestem lepszy? Czemu to wszystko tak wolno? To pomyślisz o tym, że naprawdę każdy ma swój czas. Każdy ma ze sobą po prostu inną historię. I ona jest kluczem do zrozumienia siebie i zaakceptowania tego, że jak jest, jest dobrze. Że oczywiście zawsze są rzeczy, nad którymi można pracować. I to nie jest tak, że ten świat muzyczny jest taki okropny. Nie, bo są przepiękne momenty, dla których na których jednak wszyscy, którzy w nim jesteśmy, chcemy to robić. Tylko on nie pomaga. I naprawdę ja odkryłam to też przez to, przez co przeszłam. To mnie zatrzymało i pokazało mi w pewien sposób, jak ja żyję i jak ja myślę. I skonfrontowało mnie bardzo z tym. I z perspektywy czasu uczę się na nowo zdrowo podchodzić do tego wszystkiego. I nie porównywać się. Mimo, że po prostu to jest jak te stare schematy. One są jak takie ciche podszepty, które przychodzą i mówią a może się porównasz, patrz, ona zaśpiewa lepiej. I wiecie, ja nawet to czasem jeszcze, to nie jest tak, że ja już to ucinam, tylko ja w to wchodzę i sobie myślę nie no kurde, no jej tak na przykład po ostatniej próbie miałam tak, że komuś tam głośniej bili brawo orkiestra, a mnie ciszej bili brawo. I ja już sobie pomyślałam, no tak tak po prostu to oznacza, że jestem gorsza. Nie, to nie oznacza, że jestem gorsza. To oznacza wszystko. Tylko nie to, że jestem gorsza, no. I naprawdę zachęcam was do zastanowienia się nad tym i przypomnienia sobie o tym, jaką wy macie historię zanim się porównacie z kimś innym. Zanim najedziecie na siebie, że jesteście za mało, że jesteście za wolno, że jesteście nie wiem, za cicho, to pamiętajcie o tym, jaka jest wasza historia. No i dziękuję wam bardzo za wysłuchanie mojego pierwszego odcinka podcastu Półtonu Ciszej i zapraszam was na kolejne odcinki z różnymi gośćmi, których będę miała przyjemność gościć w moim podcastie. Napisy stworzone przez społeczność Amara.org